czwartek, 13 października 2016

19. Kłamiesz?

POV's Lee
To nie tak, że siedziałam w domu całe trzy tygodnie ucząc się na testy. Ewentualnie płacząc w poduszkę. Zupełnie odcięłam się od świata. W szkole nie odzywałam się. No chyba, że na lekcjach. Potem wracałam busem do domu i zamykałam się w swoim pokoju. Mój ojciec kłócił się z Louis'em codziennie o to żeby przestał stać przed naszym domem.  Moja babcia wróciła z dwutygodniowych ferii. Wprost idealnie, aby móc przyłapać Collin'a i jego chłopaka w dość intymnej sytuacji. Anthea prawie dostała zawału, gdy o tym usłyszała.
Bałam się egzaminów bardziej niż czegokolwiek. Ale nawet pasowało mi to, że były, bo inaczej moje myśli cały czas wirowałyby wokół imprezy Daniel'a. Pewnej soboty, gdy moja matka miała ten dzień swoich humorków to rzuciła mi pięćdziesiąt dolarów i powiedziała, żebym wyszła się zabawić. Nawet nie pamiętałam, jakim cudem znalazłam się w jednym z barów pijąc piwo, którego najnormalniej w świecie nie cierpiałam. Chyba dlatego przerzuciłam się na drinki, a po pewnym czasie na shooty.
Mój telefon wibrował cały czas doprowadzając mnie do białej gorączki. Po pewnym czasie już nawet na niego nie patrzyłam tylko go wyłączyłam i schowałam do kieszeni swoich dżinsów. Uśmiechałam się do kieliszka. Widziałam niepokojący wzrok barmana, ale to zignorowałam. Przecież byłam tylko głupią nastolatką, która sama upija się w sobotni wieczór w jakimś przypadkowym barze, prawda?
- Nie powinnaś zapijać smutku. - usłyszałam kobiecy głos. Przechyliłam głowę na lewo, gdzie usiadła Jessica Campbell. Prychnęłam pod nosem i wypiłam szybko kolejny kieliszek. Skinęłam dłonią na barmana, który posłusznie nalał mi wódki.
- Czego chcesz? - spytałam powracając do jej osoby wzrokiem. - Ukraść mi bluzkę, bo Ci się spodobała?
- Przynajmniej poczucie humoru Cię nie opuściło. - brunetka uśmiechnęła się krzywo. Wyciągnęła z torebki paczkę papierosów. Poczęstowała mnie, a ja to przyjęłam.
- Sprowadza Cię tutaj coś szczególnego? - zapaliłam papierosa zaciągając się dymem. To samo zrobiła Jessica. Położyła paczkę czerwonych malboro na blacie baru.
- Tak. - przytaknęła lekko . - Chciałam z Tobą porozmawiać.
- Minął miesiąc. - stwierdziłam mrużąc lekko oczy. - Trochę za późno na przeprosiny.
- Nie do końca po to przyszłam. - powiedziała spuszczając wzrok na swoje dłonie.
- Więc?
- Jestem w ciąży. - wyszeptała zamykając oczy.
Otworzyłam szerzej oczy z zaskoczenia. Wypiłam szybko kieliszek wódki i zawołałam barmana, który uznał, że będzie stał w pobliżu, bo jestem obecnie jego jedną z lepszych klientek.
Chciałam mu wybaczyć.
Nie mogę tego zrobić.
On będzie ojcem.
- Nie pal. - wykrztusiłam wyrywając jej papierosa z palców. Zgasiłam go szybko w popielniczce i samo również to zrobiłam. - To może mu zaszkodzić.
- Ja nie chciałam tego. - załkała ocierając oczy wierzchem dłoni. - Ja naprawdę tego nie chciałam. Nawet nie mam dwudziestki.
- Louis Ci pomoże. - wychrypiałam. Jego imię paliło moje gardło, a na języku zostawał słodki smak jego malinowych ust.
- Skąd to wiesz?
- Znam go. - westchnęłam patrząc na nią.
- Dziękuję.
- Nie mów mi tego, bo mam ochotę zrobić Ci niewyobrażalną krzywdę. - powiedziałam kręcąc lekko głową i zaciskając usta w mocną linię. - Chcę tylko wiedzieć dlaczego. Dlaczego to zrobiłaś?
- Na pewno...
- Tak, na pewno chcę to wiedzieć. - wcięłam jej się w zdanie. Pijąc kolejny kieliszek poczułam już skutek alkoholu. Kręciło mi się w głowie.
- Widziałam sposób w jaki na Ciebie patrzył. - zaczęła i lekko odchrząknęła, aby zniwelować chrypę w gardle. - Miałam nadzieję, że to tylko zafascynowanie. Naprawdę chciałam, żeby kiedykolwiek patrzył na mnie w taki sposób. Próbowałam tego dokonać o wiele dłużej od Ciebie. A mimo to nie umiałam sprawić, aby chociaż się o mnie martwił.
- I to był powód, żeby mnie zniszczyć? - spytałam czując, jak moje oczy robią się wilgotne.
- Nie. - przyznała. - Teraz to wiem. Po prostu musiałam Ci o tym powiedzieć.
- Więc jednak suki mają sumienie. - stwierdziłam lekko prychając z kpiną. Zachowywałam się, jak dziecko, ale czułam, że mam do tego prawo.
- Tak, mają. - stwierdziła. - Przepraszam, że Cię zniszczyłam. Po prostu błagam nie odbieraj mi go teraz, gdy on będzie ojcem. Proszę. - prosiła klepiąc mnie lekko po ramieniu.
- Idź już. - warknęłam pijąc kolejny kieliszek wódki.
Jessica wyszła zostawiając po sobie zapach waniliowych perfum i paczkę papierosów na blacie. Zapłaciłam barmanowi wystarczającą sumę za dzisiejszy dzień po czym wyszłam przed bar. Wyjęłam jednego z papierosów Jess i go zapaliłam. Włączyłam telefon i napisałam wiadomość na WhatsApp do Louis'a. Głęboko odetchnęłam zimnym powietrzem i udałam się chwiejnym krokiem w stronę parku.
Wspięłam się na rampę w skate parku, gdzie było pusto. Patrzyłam w ciemne niebo nadal paląc papierosa. Ostatnimi czasami to było moje ulubione zajęcie. Widziałam jego postać, która wysiadała z samochodu. Szedł w moim kierunku, a moje serce biło trzy razy mocniej niż powinno. Nie wiem czemu, ale miał ze sobą koc. Usiadł obok mnie i okrył czerwonym materiałem.
- Powiedz mi, co robisz pijana o pierwszej w nocy w skate parku na rampie? - spytał pierwszy podczas, gdy ja patrzyłam na drzewa, które lekko się kiwały na wietrze.
- Czemu wziąłeś koc? - zadałam pytanie ignorując jego.
- Bo zawsze jest Ci zimno.
- Aha.
- Czemu odezwałaś się dopiero po miesiącu?
- Bo chcę Ci powiedzieć, że rozmawiałam dzisiaj z Jessicą. - powiedziałam i poczułam, jak mięśnie Tomlinson'a się napinają. - Doszłam do wniosku, że nigdy Ci nie wybaczę, bo to już nie ma żadnego sensu. - wykrztusiłam lekko się zacinając. Mimo że byłam pijana to nigdy nie myślałam, aż tak trzeźwo.
Zapadła cisza, która była przerywana naszymi niezręcznymi spojrzeniami i oddechami. Louis złapał mnie za rękę, a ja mu na to pozwoliłam.
- Kocham Cię. - wyszeptał cicho. Widziałam, że kątem oka patrzył na nasze splecione dłonie.
- Nie kocham Cię. - odpowiedziałam przygryzając wargę. Czułam się źle.
- Kłamiesz? - spytał przybliżając się do mnie.
- Tak. - odetchnęłam i położyłam głowę na jego ramieniu.
Byliśmy tylko dwójką nastolatków, którzy pogubili się w swoich uczuciach. I mimo że wiedzieliśmy, że nie da się tego uratować to chcieliśmy ze sobą siedzieć o pierwszej nad ranem w skate parku na popisanej rampie pod czerwonym kocem w czarną kratę.
&
Egzaminy poszły dobrze, tak myślę. Nie powiem to było trochę przytłaczające, że  już kończyliśmy szkołę. Wiele z nas pisało już wstępne zgłoszenia na studia, a ja siedziałam na strychu przy otwartym oknie paląc papierosa i unikając ojca, który panikował, ponieważ jego córeczka jest już dorosła.
- Tutaj się ukrywasz. - usłyszałam głos mojego brata, więc mimowolnie odwróciłam się przez ramię. - I palisz, jak zwykle. - skwitował.
- Gdzie masz Connor'a?  - spytałam, bo w szkole już nic się nie działo, więc większość osób spędzało czas poza domem.
- Pojechał na weekend do babci. - odpowiedział siadając obok mnie na parapecie i przerzucając nogi za parapet. - Daj to dziadostwo.
- Masz. - podałam mu papierosa. - I co, usychasz z tęsknoty za swoim wybrankiem serca? - prychnęłam patrząc na psa naszej sąsiadki z naprzeciwka. Strasznie głośno szczekał.
- A ty?
- Co?
- A Ty, usychasz z tęsknoty? - spytał. Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie. - Mówię o Louis'ie.
-  Oh. - uformowałam usta w zgrabny okrąg, bo cóż zaskoczył mnie trochę.
- Tak, oh.
- Chyba pierwszy raz rozmawiamy dłużej, niż kilka sekund. - zmieniłam temat na nowo odbierając mu papierosa z palców.
- Rozumiem, że odpowiedź brzmi pozytywnie. - stwierdził ignorując moją uwagę.
- Kiedy zrobiłeś się taki wygadany, gówniarzu? - zaśmiałam się pod nosem.
- Nie wiem. - wzruszył lekko ramionami. - Pewnie mam to po wkurzającej siostrze.
- Też Cię kocham. - uśmiechnęłam się pod nosem oddając mu papierosa. - Jak tam z mamą?
- Chyba pogodziła się z tym, że jej synek lubi kutasy.
- Collin!
- No co? - spytał obojętnie. - Nie zachowuj się, jak dziewica.
- Cóż...
- Nie.
- Wiesz...
- Nie. - przerwał mi kolejny raz.
- Collin, do cholery! - warknęłam zdenerwowana.
- Nie wierzę, że z Louis'em tego nie zrobiłaś! - wykrzyknął, a ja miałam cichą nadzieję, że nikt nas nie słyszał. - Jesteś głupia, czy jak?
- Mieliśmy to zrobić w pierwszy dzień wakacji, okej? - mruknęłam pod nosem. Byłam prawie pewna, że jestem czerwona. - I czy wszystko musi sprowadzać się do pieprzonego Louis'a?
- Nie musi. - odpowiedział prawie natychmiastowo. - Po prostu jestem ciekawy czemu się rozstaliście.
- Nie wiesz?
- Cóż słyszałem cholernie dużo plotek, ale nie wiem, czy warto w nie wierzyć.
- Zdradził mnie.
- Dupek. - stwierdził Coll i objął mnie ramieniem. - Po prostu nie wie, co stracił.
- Mówisz tak, bo jestem Twoją siostrą? - spytałam z lekkim uśmiechem na ustach.
- Mówię tak, bo to prawda.
- Connor ma na Ciebie naprawdę dobry wpływ.
- Wiem mała, wiem. - przytaknął.
I może siedzieliśmy z dobrą godzinę na strychu patrząc na naszą ulicę. Rozmawialiśmy o nic nieznaczących rzeczach, ale cholernie mi się to podobało. Fajnie było mieć brata. Szkoda, że zauważyłam to tak późno, gdy wszystko się posypało. Dodatkowo stwierdziłam, że koniecznie muszę kupić Connor'owi jakąś dobrą czekoladę albo wino za to, że mój brat stał się cywilizowanym człowiekiem.
&&&
- Czy to, aby przypadkiem jest dobry pomysł?
- Tak. - przytaknęłam CoCo, która patrzyła na mnie z niepewnością.
Razem z CoCo, Caitlin, Blue i Niall'em siedzieliśmy właśnie w salonie tatuażu. Chciałam zrobić sobie małą literkę na kostce. To była moja nagroda za skończenie szkoły i dostanie się do King's College London. Louis podobno dostał się do Manchester'u nie, żeby mnie to interesowało. Ugh, pieprzenie. Oczywiście, że mnie to interesowało.
- Jesteś tego pewna? - spytał Blue kręcąc się na obrotowym fotelu.
- Kurwa tak. - warknęłam zirytowana ich pytaniami. - To tylko tatuaż.
- Okey. - Gordon uniósł dłonie do góry w geście poddania. - Wybacz, że chcę dla Ciebie dobrze.
- To coś, co pomoże mi z przeszłością. - powiedziałam już nieco spokojniejszym tonem głosu.
- Nikomu nie chcesz powiedzieć, co w ogóle chcesz sobie wytatuować,to smutne. - fuknęła pod nosem Caitlin przewracając kartki książki ze wzorami proponowanych dzieł. - A podobno jesteśmy przyjaciółkami.
- Życie. - wzruszyłam lekko ramionami, a blondynka wystawiła mi język.
Czterdzieści minut później siedzieliśmy po drugiej stronie ulicy w kawiarni pijąc kawę lub w moim oraz Niall'a przypadku Bubble Tea. Uśmiechałam się sama do siebie, co podobno wyglądało źle, ale czułam się naprawdę świetnie. Wystarczył tylko jeden mały tatuaż.
- Gdzie jest Jennifer? - spytał Blue odchrząkując lekko i nie odwracając wzroku od ekranu telefonu.
- Z Harry'm. - odpowiedział Niall patrząc łakomie na swój sernik. Chciałam kopnąć go w nogę pod stołem, ale trafiłam w CoCo, która posłała mi wściekłe spojrzenie.
- Oh. Fajnie. - wyszeptał chłopak odkładając telefon na blat stolika.
- Na razie to nic nieznaczące spotkania. - dodał blondyn, a ja miałam ochotę go zabić.
- Dobrze dla nich. - głos Blue lekko zadrżał. - Ile to już trwa?
- Ktoś idzie ze mną na papierosa? - wtrąciłam się widząc, że Cat otwiera już swoje usta.
- Z dwa tygodnie. - mimo moich starań Niall to zepsuł.
- Mhm.
- Ale to nic. - uśmiechnął się lekko Horan. Każdy spojrzał na niego z niepewną miną. Bo bądźmy szczerzy nigdy do końca nie wiadomo, co może wyjść z ust tego chłopaka. - Przecież Ty masz Savannah.
Powstrzymałam się od jęknięcia i przywalenia sobie ręką w czoło. Wydaję mi się, że CoCo też się trochę załamała, ale nie skomentowała tego. Blue rozejrzał się po lokalu po czym wstał i zabierając tylko telefon wyszedł z kawiarni zostawiając bluzę na oparciu krzesła.
- Czemu czuję, jakby wszystko się właśnie pieprzyło? - spytała CoCo, a ja uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Chyba podświadomie już się z tym pogodziłam.
- Bo wszystko się pieprzy. - odparłam dotykając opuszkami palców telefonu. - A my nic już z tym nie możemy zrobić.
- Czemu mówisz o tym tak spokojnie?
- Bo ja pogodziłam się z tym wcześniej niż wy.
Dwie godziny rozmawialiśmy o nieistotnych rzeczach takich jak współlokatorzy w naszych mieszkaniach, czy akademikach. O wyjeździe na wakacje, o miłostkach i o tym, czy aby na pewno utrzymamy jakikolwiek kontakt.
Wracałam do domu sama. Na dworze już się ściemniło, a ja czułam się dobrze spacerując z jedną słuchawką w uchu słuchając Aerosmith. Zatrzymałam się przy wejściu do skate parku patrząc na rampę  i pomimo tego, że powinnam wracać do domu. Usiadłam na murku z czerwonej cegły i zapaliłam jednego papierosa rozkoszując się tłumem nastolatków w okół mnie, którzy nie do końca zwracali na mnie uwagę. Większość była młodsza i jak Boga kocham widziałam gdzieś tam mojego brata ze swoim chłopakiem.
Rzuciłam okiem na swoją kostkę i uśmiechnęłam się pod nosem, bo to było nieformalne pożegnanie. Po prostu postanowiłam odpuścić i jakkolwiek beznadziejnie to brzmi, zacząć nowe życie. Niezaprzeczalnie chciałam, żeby zaczął się już nowy rok akademicki. Mam mieć mieszkanie w samym centrum razem z Jennifer, która zdecydowała się w końcu na Londyn. Mam znaleźć nowego chłopaka i zapomnieć o nim. Wszystko było zaplanowane i prawie podobała mi się ta myśl.
###
Hey!
Znowu krótszy rozdział, ale wypaliłam się i nie chcę pisać na siłę skoro nie mam pomysłu. Cóż miłego dłuższego weekendu :)

5 komentarzy:

  1. Super rozdział źycze weny i czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezuuu... Proszę nieeee!
    Zasrana Jess musiała wszystko zepsuć!
    Mam nadzieje, że poroni (Tak wiem. Jestem okrutna)
    Louis zabije cię, poćwiartuję i wrzucę twoje zwłoki do ścieków.
    To samo zrobię z tą Jessicką!!!
    Zgińcie, przepadnijcie durne szatany!
    Czekam na next i na samobójstwo Jess.
    Pozdrawiam i życzę weny ;33
    Kycek x.x

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję że Jess jest no wiecie trochę brzydko to określa puszczalska i to nie dziecko Lou
    Ps. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie!!! Lou miał być z Lee A nie mieć dziecko z Jess

    OdpowiedzUsuń