POV's Lee
Przez resztę tygodnia
udawałam, że jestem chora, bo chciałam, żeby większość osób o mnie
zapomniała. Dzięki mojej babci, która o dziwo to zrozumiała mogłam
zostać w domu pod jej baczną opieką. Ona tak to ujęła, a mój ojciec
tylko przewrócił oczami i dodał, że to ja będę pilnować babci.
Naprawiłam roletę, która została zasłonięta i tak miało pozostać.
Caitlin po ostatecznym
rozprawieniu się z Jordan'em, przesiadywała ze mną po kilka godzin
oglądając seriale z pudełkiem lodów lub rozmawiając z chrupkami
ewentualnie słuchając piosenek z żelkami. Podczas, gdy ona jadła, ja
starałam się to ignorować. Jennifer przyszła w czwartek informując mi,
że wszyscy idziemy na pizzę następnego dnia i nie ma mowy, abym się
wymigała.
Zadbali o to Harry i
Niall, którzy specjalnie po mnie przyjechali wraz z Zayn'em i CoCo.
Siedząc w samochodzie ubrana w zwykłe jasne dżinsy, czarne, stare vansy i
podkoszulek w poziome paski. Do tego wzięłam czarną bluzę z kapturem,
ponieważ był to już pierwszy tydzień października co oznaczało tylko to,
że skończył się pierwszy miesiąc szkoły.
Podjechaliśmy do jednej z
włoskiej knajpki, gdzie hitem była pizza i słynne spaghetti. Postawiłam
sobie za znak honoru, że zjem tylko jeden kawałek, aby nie odłożyło mi
się to w boczkach. Chciałam mieć takie ładne, zgrabne biodra, jak
Jessica.
Moja niezręczność weszła
na wyższy poziom, gdy przy złączonych stołach widziałam Louis'a
siedzącego między najgorszym diabłem zwącym się Sussane McKinley oraz
najpiękniejszym aniołem Ellą McClair. Oczywiście, że obok tej pierwszej
siedziała Jessica, która napisała do mnie kilka razy sms'a, które jakoś
specjalnie nie sprawiły, że poczułam się lepiej. Skutek był odwrotny.
Możliwe też, że
zamarzłam na jedną chwilkę, gdy jego niebieskie oczy spoczęły, jakby z
łaską na mojej osobie. Były lodowate i patrzyły z odrazą na mnie. Ja na
siebie też tak patrzyłam, więc dlatego wiedziałam to wszystko w jego
oczach. Normalnie to nie umiem rozróżnić odcieni czerwonego na przykład
karminu od rubinu.
Ktoś położył dłoń u dole
moich pleców i wzdrygnęłam się na ten gest, bo ktoś odważył się dotknąć
tego ciała. Odwróciłam się, a widząc Niall'a lekko się uśmiechnęłam.
Gdy Blue dodał go do WhatsApp to blondyn cały czas żalił się na nowe
przyjaciółeczki Tomlinson'a.
Neutralnymi osobami
zdecydowanie był zakochany Blue, który pisał do swojej wybranki
wiadomości pod stołem. Nadal nie chciał nam jej przedstawić, bo uważał,
że ucieknie, jak nas pozna. Dodatkowo zawsze spokojny Zayn nie miał nic
do żadnej strony, tak jak Liam i Ella, ale ona to anioł w czystej
postaci. Do nikogo nie mogłaby chować urazy.
Siedziałam naprzeciwko
Sussane, a po mojej prawej Niall. Z drugiej wepchnęła się Jennifer,
która uznała, że będzie mnie wspierać. Prawda była taka, że chciała
trzymać Caitlin na bezpieczną odległość, bo od incydentu ze swoim byłym
zrobiła się trochę bardziej agresywna. Ja tam mogłam ją zobaczyć, jak
wyrywa idealne kłaki snobistycznej panienki McKinley.
Uciążliwy wzrok Louis'a
czułam co jakiś czas. Trochę żałowałam, że się z nim nie pogodziłam.
Jednak Jessica dała mi dość jasno do zrozumienia, że mam się trzymać od
niego na bezpieczną odległość albo inaczej ze mną porozmawia. Czułam się
zastraszana, ale mimo wszystko nie chciałam robić problemów. Chciałam
ich unikać, ale najwidoczniej miałam talent, aby się w nie wpakowywać
przez cały czas.
- Ponieważ jest już
początek października uznałam, że już teraz trzeba planować imprezę na
Halloween i chcę, abyście mi w tym pomogli. - oznajmiła CoCo, gdy
zamówiliśmy już pięć pizzy. Ja swoją wzięłam na spółkę z Niall'em, bo
wiedziałam, że on lubi jeść. Doświadczenie to zyskałam, gdy za każdym
razem podkradał mi jedzenie na stołówce, gdy tylko był w pobliżu.
- Będziemy się przebierać? - spytałam.
- Tak, jak co roku. - odpowiedziała mi Ella z uśmiechem.
Przyszła do nas kelnerka
stawiając na stole napoje, które zamówiliśmy. Niektórzy wzięli piwo, a
inni w tym ja lemoniadę, która miała kilka kostek lodu. Byłam za to
wdzięczna, bo było mi trochę gorąco. Spojrzałam na Blue, który szczerzył
się do kelnerki. To nie był zwyczajny uśmiech.
- Patrz na Blue. - szepnęłam do Jen szturchając ją lekko w ramię.
- Myślisz, że to
seksowna nieznajoma naszego zakochańca? - spytała patrząc na mnie z
czystym zainteresowaniem. Wzruszyłam ramionami nie mając żadnego
pojęcia.
- Możliwe.
- Wracając do imprezy
mam nadzieję, że mi pomożecie. - chrząknęła CoCo. Wszyscy jej
przytaknęli. - Świetnie. Louis zajmiesz się alkoholem, jak zwykle.
- Do usług. - prychnął z
uśmiechem w stronę rudowłosej, która zmarszczyła brwi na jego
zachowanie. Nie dziwiłam się, bo Louis mimo wszystko zawsze miał
szacunek do dziewczyny.
- Jeżeli masz coś
przeciwko to powiedz. - wypaliła Charming wprowadzając tym samym do
naszego stolika wszechobecną niezręczność. Jednak Louis nic nie
powiedział tylko napił się piwa. - Hailey pomożesz mi z dekoracjami
razem z Ellą, Jennifer i Caitlin? - spytała rudowłosa lekko wahając się
przy imieniu blondynki.
Wszystkie pokiwały głową
potwierdzająco, a ja słabo się uśmiechnęłam, bo nie byłam pewna tego
pomysłu, ale w końcu również się zgodziłam. Zayn razem z Liam'em mieli
zająć się muzyką i ziołem. Natomiast Harry wraz z Niall'em i Blue mieli
zorganizować przekąski, które nie będą tylko zwyczajne, ale też straszne
cokolwiek to oznaczało w jej rozumowaniu.
- A my co mamy zrobić? -
wtrąciła się Sussane z istnym stoickim spokojem wyrachowanej suki
pokazując na siebie i swoją równie beznadziejną przyjaciółkę.
- Oh. - westchnęła
teatralnie rudowłosa. - Możecie się odwalić. - uśmiechnęła się szeroko
CoCo co spotkało się z wkurzoną twarzą McKinley i zainteresowanym
spojrzeniem Louis'a.
- Podaj przyczynę. - oznajmił Tomlinson starając się zachować neutralnie. Oczywiście, że był po stronie czystego zła.
- Caitlin. - powiedziała CoCo. - Jest jeszcze jedna przyczyna, ale jesteś cholernie ślepy i tego nie widzisz.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał.
- Że idę na papierosa z Lee, teraz. - stwierdziła wstając ze swojego krzesła i posłała mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Przecież Ty nie palisz. - warknął oburzony Louis.
- Zaczęłam. - odgryzła się CoCo ciągnąc mnie za rękę w stronę wyjścia z knajpki.
Stanęłyśmy za ścianą
obok, aby nikt nas nie widział. Ruda wyciągnęła paczkę papierosów i
jednym mnie poczęstowała. Zapaliłyśmy. Patrzyłam na nią nalegającym
wzrokiem, aby wytłumaczyła mi o co chodzi.
- Powiedz wreszcie. - westchnęłam nie wytrzymując napięcia ciszy.
- Musisz pokazać Louis'owi wiadomości, które dostajesz. - oznajmiła parząc na mnie z lekkim można by powiedzieć przejęciem.
- Nie. - pokręciłam przecząco głową. - Louis sam wybrał.
- Bo go okłamałaś, a potem nie przyjęłaś przeprosin na które namawiałam go chyba z godzinę.
- Oczywiście. - prychnęłam. - Sam z własnej woli by tego nie zrobił.
- Cóż on ma większą dumę
i ego niż własne serce. Nie licz na cuda. - powiedziała wydmuchując
dym. - Jednak zobaczyłaś w nim jakieś dobro. Sussane zabija we
wszystkich jakiekolwiek dobro. Widzisz to, że się zmienił w zaledwie
tydzień.
Myślałam nad tym co mówiła cały czas. Jednak coś mi nie pasowało, a ja nie wiedziałam co.
- Co ty z tego będziesz miała? - spytałam.
- Satysfakcję, że
zatopię tą blond głupotę. - zaśmiała się wyrzucając peta i przydepnęła
go swoim eleganckim brązowym butem. - Kiedyś mnie też dręczyły, więc nie
popełniaj moich błędów. - dodała.
Gdy wróciłyśmy panowała
nieprzyjemna atmosfera. Zmieniło się to, gdy przyszło nasze zamówienie i
każdy zajął się jedzeniem. Tak, jak przewidziałam Niall bardzo mi
pomógł.
&
Na lunchu w szkole przez
głośniki poleciało przemówienie dyrektora o zapisach na dwutygodniową
wycieczkę do Włoch i Francji. Ci, którzy byli zainteresowani mieli
zapisać się, jak najszybciej, bo ilość miejsc była ograniczona.
Oczywiście, że razem z Jen, Blue, Caitlin i Niall'em, który nadal
siedział obok nas, zaczęliśmy świrować. Postanowiliśmy zapisać się na
następnej przerwie.
To był pierwszy dzień od
dłuższego czasu, kiedy po lekcjach nie musiałam zostawać kolejnej
godziny zamknięta w klasie numer trzy na równe czterdzieści pięć minut z
Louis'em Tomlinson'em i niewyobrażalną niezręcznością.
Byłam taka szczęśliwa,
że mimo moich realistyczno pesymistycznych przekonań byłam dzisiaj
prawdziwą optymistką. Zignorowałam słowa CoCo z sobotniego spotkania. On
umiał sam decydować i jedną z decyzji podjął. Możliwe, iż dla niego
niedobrą, ale nie jestem jego opiekunką.
Życie wydawało się takie
piękne, aż nie nadszedł czas wf'u wraz z Jessicą, która jakby
specjalnie czekała na mnie w szatni dla dziewczyn. Przebrałam się
ignorując jej chichot, który był chyba specjalnie taki głośny.
- Ładne sadełko sweetie.
- wymruczała blisko mojej twarzy, a ja przygryzłam wargę ze
zdenerwowania, bo poczułam się tak, jakby to Louis mówił. To wszystko
przez jego denerwujący przydomek, który mi nadał.
Mój entuzjazm przygasł,
ale co ja mogłam zrobić? Rozważyć słowa CoCo i pokazać całą prawdę?
Super. Świetnie, ale on mną teraz gardził. Nic by to nie zmieniło.
Zdziwiłam się, gdyby efekt był odwrotny. Zapytałabym się Lu o zdanie,
ale ostatnio nie odpisuje, bo musi uczyć się do olimpiady, bo może to
być jego jedyna szansa na studia. Napiszę do niego po lekcji. Przecież
jedna wiadomość nic mu nie zrobi? Mam nadzieję, że nie.
Nasza nauczycielka wf'u
otrząsnęła się mniej więcej. Już nie chodziła w starym dresie, ale
przechodziła teraz przez fazę wyżywania się na nas. Właśnie w ten sposób
spędziłyśmy całą godzinę na rozgrzewce po której wszystkie byłyśmy bez
życia.
W szatni przebierając
się słuchałam, jak Charming mówi coś do dziewczyn, ale oczywiście ja
byłam w innym świecie. Zmarszczyłam nos czując mój pot. Ew, ochyda.
- Hailey! - warknęła
zdenerwowana CoCo. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na nią
nierozumiejącym wzrokiem. Rudowłosa westchnęła tylko. - Pytam się, czy
idziesz z nami na zakupy jutro, bo przydarzą mi się cieplejsze ubrania.
- Oh, tak jasne. Czemu nie.
Sama potrzebowałam
nowych spodni i kurtki, a tym bardziej kilka bluz, które będą
cieplutkie. Jeszcze jakbym znalazła jakieś fajne buty to byłabym w
niebie. Niestety wiem, że gdy mam pieniądze na zakupy to nie ma nic, co
przykułoby moją uwagę, ale gdy mam już ledwo co wyliczone na bilet na
autobus to wtedy znajdują się cudowne perełki, które zawsze są
przecenione o co najmniej połowę.
Wyszłam przed budynek
szkoły, gdzie miałam czekać na Jen, która obecnie miała wypożyczyć jakąś
lekturę na angielski. Usiadłam na marmurowym schodku pod pomnikiem
szkoły. Bawiłam się palcami strzykając nimi. Lubiłam to robić mimo, iż
niektórych to denerwuje. Postanowiłam wreszcie napisać do Lucas'a.
Lee: Mam problem. Odpisz, gdy będziesz miał chwilę. To ważne.
Podniosłam głowę do
góry, gdy usłyszałam odgłos drzwi. Jednak był to fałszywy alarm, bo były
to jakieś pierwszoklasistki, które wychodziły roześmiane. Uniosłam
głowę trochę wyżej i zobaczyłam Louis'a w oknie. Cóż ironia naszej
szkoły polegała na tym, że sale z małymi numerkami były na samej górze.
Patrzył się. Ja się
patrzyłam. Mimo, że nie byłam już w szkolnym areszcie to czułam się
niezręcznie. Żałowałam tak bardzo, że nie przyjęłam tych głupich
wymuszonych przeprosin. Brakowało mi tego nadętego dupka, który miał
naprawdę ciekawą, ale ukrytą duszę przed innymi.
Lu: Mam chwilę.
Wiadomość od Lucas'a szybko sprawiła, że od razu przerwałam kontakt wzrokowy i odpisałam mu jak najszybciej póki miał czas.
Lee: Czy powiedziałbyś coś Louis'owi wiedząc, że on nie chcę Cię znać, a co dopiero słuchać?
Lee: CoCo mi tak radziła, ale nie wiem czy to dobry pomysł.
Lee: Pomóż mi Lu!
Oczywiście, że go szlak
już trafił. Chciałabym, żeby się przyznał, jak wygląda, a nie bawił w
kotka i myszkę. Spojrzałam w okno na piętrze, ale Louis już przez nie
nie patrzył. Niedługo po tym przyszła wreszcie Jen, więc poszłyśmy w
kierunku przystanku autobusowego.
Pierwsze co zrobiłam,
gdy przyszłam do domu to było to, jak najszybsze przemknięcie pomiędzy
salonem, a kuchnią do łazienki na górze. Nie było to takie łatwe, bo mój
ojciec był w domu i razem z babcią wymieniali swoje poglądy polityczne,
które jak słyszałam były zupełnie inne.
Zamknęłam się w łazience
zrzucając z siebie ubrania. Odkręciłam wodę pod prysznicem. Załatwiłam
swoją potrzebę i włączając muzykę od razu usiadłam na posadzce
rozmyślając nad sensem życia. Dobrze się czułam, gdy spływała po mnie
woda. Tak oczyszczająco, jakkolwiek głupio to brzmi była to prawda.
Jakiś czas później
wyszłam z kabiny i owinęłam się białym ręcznikiem. Poszłam do swojego
pokoju otrzymując prychnięcie Collina, który mnie minął prawie trącając
ramieniem. Czemu on zawsze na mnie prycha?
Ubierając się w bieliznę
i szare dresy oraz tego samego koloru bluzę zajęłam się swoimi
lekcjami. Zaczynając od matematyki, która była moją zmorą. Zrobiłam
każdy przykład z mojego podręcznika, a i tak czułam, że tego nie umiem.
Standard. Jednak prawdziwym koszmarem było napisanie dobrego materiału
na angielski o lekturze. Przeczytałam ją dwa razy dla pewności, a dalej
nie miałam żadnego pomysłu, jakby chociaż zacząć.
Trzy godziny później
miałam całkiem ładny esej, który nawet mi się podobał. Smutne jest to,
że dosyć w domu meczymy się średnio siedem godzin to potem męczymy się
kolejne pięć. Odliczając podstawową dawkę snu zostają nam cztery godziny
na życie.
Zbiegłam na dół, gdzie
rodzice siedzieli w salonie wraz z babcią, która jak zwykle piła
kieliszek wina. Tata oglądał jakiś film, a moja matka czytała książkę.
Siadłam obok ojca zakładając nogę na nogę.
- Chciałabym jutro iść
na zakupy z koleżankami, a moja szafa nie ma prawie żadnych dobrych
ubrań, które byłyby odpowiednie na zimę. - oznajmiłam na co ojciec
wyciszył telewizor, a mama przymknęła książkę.
- Jest dopiero jesień. - stwierdził Ben.
- Nie zrozumiesz. Za
małą pomoc pieniężną oferuję robienie prania przez tydzień i sprzątanie
salonu przez dwa tygodnie. - złożyłam swoją propozycję z nadzieją, że to
przyjmą.
- Niech będzie. - przytaknęła moja matka patrząc wyczekująco na swojego męża.
- Jak zawsze ucierpi na
tym mój portfel. - westchnął. - Rano na stole położę ci trzysta dolarów.
Mam nadzieję, że wystarczy Ci tyle pijawko. - dodał i wrócił do
oglądania telewizora.
- Wystarczy. - zapewniłam wstając ze swojego miejsca ze zwycięskim uśmiechem na ustach.
Poszłam do swojego
pokoju do łóżka praktycznie czołgając się po podłodze, a gdy wreszcie
ułożyłam się na wygodnym materacu dostałam wiadomość. Zirytowana
podniosłam się i sprawdziłam co jest takiego ważnego.
Lu: Powiedz mu.
&
Cały wtorek siedziałam,
jak na szpilkach. W szkole byłam zamyślona praktycznie cały czas.
Dodatkowo moje włosy nie układały się ani trochę, co dawało mi kolejny
powód do denerwowania. Obgryzałam paznokcie i strzelałam kościami w
placach. Chodziłam, jak naładowana bronią z możliwością wystrzelenia w
każdym momencie.
Szłam do swojej szafki,
aby potem iść na stołówkę i najpierw pokazać smsy swoim przyjaciołom.
Odłożyłam niepotrzebne książki, które mi ciążyły i esej z którego
dostałam piątkę. Byłam z tego powodu zadowolona, bo trzy godziny nie
poszły się pieprzyć z mojego życiorysu.
- Witaj sweetie. -
usłyszałam głos Jess, która opierała się obok mojej szafki. - Dawno nie
rozmawiałyśmy, prawda? - spytała uśmiechając się. Wyglądała dobrze, ale
jej uśmiech sam w sobie był irytujący tak, jak jej ładna twarz.
- Nie było okazji. -
odparłam chcąc brzmieć pewnie siebie. Chciałam się od tego uwolnić. To
nie jest film, żeby ktoś mnie prześladował. A jeśli jest to mógłby byś
to Louis. Znaczy się nieważne.
- Język Ci się wyostrzył
kochana. - prychnęła ze śmiechem. - Nie pomoże Ci to w wylewającym się
tłuszczu ze spodni. Myślałaś kiedyś o operacji odsysania tłuszczu?
- Nie. - mruknęłam
wkładając książki od matematyki, angielskiego, biologii i fizyki do
szafki, która była pokryta już starą farbą. - A ty o tym myślałaś? Z
takim dużym tyłkiem nie wiem, jak ktoś może Cię pieprzyć.
- Oh, rozumiem. -
zaczęła się śmiać, a ja nie była pewna właśnie co się tutaj dzieje. -
Próbujesz mnie obrazić pączku. Jednak to nie zadziała. Nawet Louis tak
uważa, bo to że pocałował Cię nie oznacza, że przedwczoraj nie pieprzył
mnie do utraty tchu. On uważa mój tyłek za świetny. - dodała śmiejąc
się, a ja tego nie zrozumiałam.
- Co na to Sussane? - spytałam marszcząc brwi.
- Nic. Nie dowie się. - wzruszyła obojętnie ramionami.
- A co jeśli jej powiem?
- Błagam Cię. Prędzej uwierzyłaby woźnemu niż tobie. - zaśmiała się i odeszła trącając moje ramię.
Siadłam po turecku na
podłodze pod swoją szafkę. Powiem mu o tych wiadomościach jutro albo
pojutrze. Ewentualnie nigdy. Oparłam głowę o rząd szafek i siedziałam
tak patrząc, jak ludzie mijają mnie kompletnie nie zainteresowani moją
osobą. Wibrowanie mojego telefonu sprawiło, że od razu wyjęłam go z
kieszeni i odczytałam wiadomość, którą dostałam.
Louis: Uśmiechnij się sweetie.
Podniosłam szybko głowę
do góry i zobaczyłam przy drzwiach Tomlinson'a nonszalancko opartego o
framugę drzwi. Rozchyliłam lekko usta, a chłopak w tym czasie obrócił
się i wszedł na stołówkę. Zdekoncentrowana siedziałam tak przez kilka
dobrych minut.
Wstałam i idąc przed
siebie otwarłam podwójne drzwi, aby wejść na stołówkę. Przeszłam przez
środek i zajęłam swoje zwyczajne miejsce obok moich przyjaciół.
Patrzyłam na Louis'a z nadzieją, że również na mnie spojrzy. A ponieważ
nadzieja to niesamowita suka to skutek był odwrotny i tylko Jessica
spojrzała na mnie z zainteresowaniem o czym świadczyło jej zmarszczone
czoło.
Jednak czasami życie
postanawia dać ci promyk słońca. Może, dlatego Louis na mnie spojrzał, a
ja się lekko uśmiechnęłam. Jedyne o czym teraz myślałam to o tym, jaka
głupia byłam, że nie przyjęłam tych głupich nie do końca przeprosin.
Przygryzłam wargę ze zdenerwowania, gdy Louis odwzajemnił mój uśmiech, a
Jess posłała mi mordercze spojrzenie widząc co się dzieję.
- Co jest grane? - spytał Niall patrząc na nas zdecydowanie niezrozumiałym wzrokiem.
- Nic. - oświadczyłam z
błąkającym uśmiechem na ustach. Wyglądałam pewnie, jak szaleniec, ale
bardziej przeraziło mnie to, że wystarczyła jego jedna wiadomość, a ja
zachowywałam się tak zupełnie inaczej.
- To nie wygląda na nic. - powiedział Horan.
- Nie jesteś głodny? - spytałam mrużąc oczy, które były skierowane na kanapkę przed nim.
- Mogę zapytać się o to samo. - odgryzł się, a ja wyciągnęłam rękę przed siebie.
- Chcesz poczuć tą dłoń na swojej twarzy?
- Agresywna się zrobiłaś. - zakpił Blue.
- Ja, tam twoja
kelnereczka, Savannah? - wtrąciła się Jennifer uśmiechając szeroko. Oh,
ona uwielbiała denerwować Gordon'a na podstawie jego zakochania w
tajemniczej niesamowitej dziewczynie z takim doświadczeniem seksualnym o
którym wiemy chyba, aż za dużo.
- Nie miałaś przypadkiem uczyć się na francuski? - mruknął chłopak marszcząc brwi.
Siedziałam na tej ławce
przed szkołą co wczoraj. Czekałam na Caitlin, która miała skończyć swoją
karę w szkolnym areszcie i na CoCo, która zwołała wcześniej trening
cheerleaderek, aby iść na zakupy. Ella się z tego wymigała, a Jen
zapewniła, że przyjdzie tylko trochę się spóźni.
Widziałam profil twarzy
Louis'a i wiem, że mimo wszystko specjalnie się na niego patrzyłam.
Myślałam nad tym czy powiedzieć mu o tym wszystkim co robi i mówi mi
Jessica. Jego jedna głupia wiadomość dała mi to złudne wrażenie, że może
jeszcze jest dla niego nadzieja.
CoCo szła w moją stronę z
torbą treningową przewieszoną przez ramię i opadającą grzywką na oczy.
Zmęczona opadła obok mnie na ławkę i z czystą furią rzuciła swój bagaż
obok moich nóg.
- Nienawidzę robić tej całej szopki. - westchnęła opierając się plecami o oparcie zielonkawej ławki.
- Dlaczego tak to jesteś jedną z cheerleaderek? - spytałam nie do końca rozumiejąc jej tok myślenia.
- Przydarzą mi się
punkty na studia. - wytłumaczyła przymykając oczy. - Tobie też bym
radziła czymś się zainteresować. Niedługo będą poszukiwać osób do
robienia albumów.
- Może się zgłoszę. - przyznałam marszcząc brwi. - Na pewno to zrobię.
- Jaka ulga. - zaśmiała
się CoCo otwierając oczy. - Wybierzesz nasze najlepsze zdjęcia. Zero
kompromitacji. - dodała odchylając głowę do góry. Prawdopodobnie
przyglądała się już kolorowym liściom, które nie raziły już swoją
zielenią.
- Zastanawiam się nad tym co mi powiedziałaś w piątek. - zaczęłam zerkając na swoje palce.
- Oh, tak? - spytała
automatycznie prostując się i patrząc z zainteresowaniem w moją stronę. -
To dobrze. Mam już dosyć ich w porze lunchu. Spróbuj patrząc na nie
jeść i nie zwymiotować. To się nazywa prawdziwe testowanie woli. Nie
dziwię się, że Niall się przesiadł.
- Tylko ja nie wiem czy
to jest dobry pomysł. Wiesz, że Jessica jest trochę nieobliczalna. -
powiedziałam powoli starając się dobrać właściwe słowo.
- Jessica? - zdziwiła się otwierając usta. - To nie Sussane Cię gnębi?
- Nie. - zaprzeczyła. -
Jessica, która pieprzyła się z Louis'em. - wyjaśniłam patrząc w
niedowierzającą twarz CoCo, która chyba zaniemówiła. Po chwili jakby
ocknęła się kręcąc głową.
- Nie wierzę, że ten
idiota tak nisko upadł. - westchnęła przeciągle poprawiając swoją
opadającą grzywkę. - Tracę wiarę w ludzi, gdy słyszę, co on odpierdala.
Dzwonek rozbrzmiał dając
nam znak, że możemy spodziewać się lada chwila uśmiechniętej Caitlin.
Rzeczywistość była trochę inna, ponieważ blondynka wyszła zdenerwowana,
ale w końcu musiała siedzieć godzinę ze swoim byłym i Louis'em, więc w
sumie w pełni ją rozumiem.
Na zakupach spędziłyśmy
dobre trzy godziny przeglądając wszystkie możliwe sklepy po kilka razy.
Jennifer dołączyła do nas zaledwie godzinę później. Postanowiłyśmy
wstąpić do Starbucks'a na kawę i herbatę dla mnie. Był to pomysł CoCo.
Gdy poszłam zamówić
swoją herbatę z małą babeczką to dziewczyny zaczęły coś szybko
rozmawiać, a gdy wróciłam zmieniły temat na śliczną bluzeczkę, którą
kupiła Morgan. To było trochę abstrakcyjne, gdy Cat tak dobrze
dogadywała się z Charming, ale może lepiej, żeby się lubiły, a nie
skakały sobie do gardeł.
&
Wróciłam do domu, gdy
było już ciemno i zimno, a przechodząc koło domu państwa Tomlinson
widziałam, jak w drzwiach żegnał się półnagi Louis z Jessicą dosyć
namiętnym i niechlujnym pocałunkiem. Gdy się od siebie oderwali to
chłopak mnie zobaczył. Dopiero teraz zorientowałam się, że stoję w
miejscu. Szybko skierowałam się do swojego domu. Torebki obijały się o
moje uda, a gdy wreszcie dopadłam drzwi odetchnęłam z pewną ulgą.
- Wreszcie jesteś. -
skomentował mój ojciec. - Nie wytrzymam z tą kobietą psychicznie. -
dodał kręcąc głową. - Udały Ci się zakupy z przyjaciółkami?
- Tak. Było fajnie i jak
widzisz mam wystarczająco rzeczy, żeby przeżyć ą zimniejszą porę roku. -
oznajmiłam podnosząc torby do góry.
- Widzę tylko moje
pieniądze, które przepadły. - uśmiechnął się złośliwie na co wywróciłam
oczami. Nigdy nie lubił zakupów, ani mojej matki w szale zakupowym w
który dosyć często wpadała. - Kiedyś przez Was zbankrutuję.
- O Benjamin mógłbyś mi
nalać kolejną lampkę wina? - spytała uprzejmie moja babcia pojawiając
się w drzwiach salonu i wyciągając pusty kieliszek w jego stronę.
Zacisnął szczękę i nic nie mówiąc poszedł z kieliszkiem do kuchni. - A
ty moja droga pokazuj co kupiłaś.
W ten sposób znalazłam
się w salonie wraz z babcią i moją matką pokazując każdą rzecz jaką
kupiłam. Cóż niektóre ubrania były akceptowane, a na inne kręciły nosem.
Nawet zjawił się Collin rzucając kilka nieprzyjemnych uwag, które
skutecznie ignorowałam.
###
Komentujcie :)
Ja idę kacować ♥
#Wasza umierająca Lucky.
###
Komentujcie :)
Ja idę kacować ♥
#Wasza umierająca Lucky.
Louis wiedz, że straciłam do ciebie szacunek jedna laska ci nie wystarczy? Jakbym była na miejscu Lee nie chciałabym już z nim gadać. Po prostu... Facet może zrobić wiele świństw ale zdrada to przegięcie -,- moim skromnym zdaniem. A wydawałoby się że Jess murem stoi za swoją psiapsi Susi -,-. Po co Lee ma to wszystko naprawiać niech Lou się postara, chociaż raz będzie miał laskę, która nie była łatwa i jest warta zachodu. Tak wgl to nie piszesz innego bloga? Z innego konta :D?
OdpowiedzUsuńTo jest moje jedyne opowiadanie, piszę innego bloga z innego konta, ale o zupełnie innej tematyce.
UsuńŚwietny ale troszkę brakowało mi Louis'a
OdpowiedzUsuńsuper <3 <3 <3
OdpowiedzUsuń