niedziela, 21 lutego 2016

9. Czemu jesteście dopasowani?

POV's Lee

Od naszego wyjazdu z Louis'em minęło kilka dni. Przez ten czas wiele ze sobą nie rozmawialiśmy, a ja skutecznie unikałam trochę zdenerwowanej Jess, która nadal nie odpuszczała z wiadomościami. Jednak ograniczenie jedzenia pomogło i schudłam już kilogram, więc zostało jeszcze trochę.
Dodatkowo dni minęły mi szybko, ponieważ przygotowałyśmy dekorację na imprezę CoCo. Jeszcze nigdy nie wycięłam tak dużo papierowych, czarnych kotów i pająków. Dodatkowo robiąc czerwoną, sztuczną krew trochę pobrudziłyśmy się z Ellą, której bluzka na tym ucierpiała.
Poprawiłam białe bufiaste rękawy bluzki oraz czarny trochę za duży kapelusz. Ostatni raz spojrzałam na siebie w lustro. Przebrałam się za piratkę może, a może nie z powodu tego, że oglądaliśmy z moim sąsiadem wszystkie części Piratów z Karaibów z moim ulubionym aktorem Johnny'm Depp'em.
Zeszłam na dół, gdzie siedziała moja matka wraz z Caitlin, która była różową wróżką z makijażem kościotrupa wyglądającym bardzo realnie. Ucałowałam mamę w policzek, gdy dała mi pieniądze na powrót taksówką, ponieważ autobusy już wtedy nie jeździły. Ubrałam szybko czarne kozaki do kolan.
Razem z blondynką szłyśmy w kierunku przystanku, który był niedaleko mojego domu. Morgan co chwilę na mnie nerwowo spoglądała. Objęłam się rękami, ponieważ, jak na koniec października było już zimno, a moja spódniczka w tym nie pomagała.
- Twoja mama pytała się, jak odbyło się nasze nocowanie w ten weekend. - zaczęła Caitlin, a mój żołądek się ścisnął, bo nic im nie mówiłam o naszej małej wycieczce z Tomlinson'em.
- Oh.
- Tak, oh. - zacytowała mnie blondynka. - Powiedz mi, czy przespałam to?
- Nie. - odpowiedziałam powoli nie będąc jeszcze do końca pewna, jak powinnam wybrnąć z tej sytuacji.
- Wiesz, że pamiętam, że miałaś spędzić te dwa dni z Louis'em, prawda? - spytała z uśmieszkiem, który sugerował nieodpowiednie rzeczy.
- Być może. - mruknęłam wchodząc do autobusu, który właśnie podjechał. Niektórzy starsi ludzie dziwnie się na nas spojrzeli. Zajęłyśmy wolne miejsca, które były obok siebie. - Zrobił coś czego nie powinien no wiesz?
- Serio Caitlin? - spytałam patrząc na nią ze zdegustowaną miną. - Ja nie kazałam Ci się spowiadać z tego co robiłaś z Jordan'em.
- Nie przypominaj mi. - fuknęła oburzona. Starsza pani patrzyła na nas z widoczną dezaprobatą, więc uśmiechnęłam się, jak typowy Joker i poruszył brwiami w górę i w dół. - Nie strasz bezbronnej staruszki. - zganiała mnie blondynka trzepiąc ręką w kolano.
- Mogę się założyć, że w torebce ma wodę święconą i drewniany krzyż na dzisiejsze wampiry. - zakpiłam na co blondynka wywróciła tylko oczami.
Pod domem CoCo byłyśmy dwadzieścia minut później w tej fajnej, spokojnej dzielnicy, gdzie domy są robione na nowoczesny styl, ale nie wyglądają, jak wille z filmów. Salon wyglądał bardzo dobrze. Dmuchawy dymnne wypuszczały chmury dymu, które przez kolorowe światła wyglądały jeszcze ciekawiej. Jennifer jako czarownica chodziła po salonie z shootami, które rozdawała.
- Efekt jest świetny. - przyznała Caitlin CoCo, która podeszła do nas w stroju upiornej cheerleaderki. Morgan miała rację na ścianach była czerwona sztuczna krew, którą nie mam bladego pojęcia, jak zmyć, a sztuczne pajęczyny wraz z równie sztucznymi pająkami zwisały z balustrady schodów wprost na gości.
- Tak. Chodźmy się napić. - zaproponowała rudowłosa kiwając głową w stronę samoobsługowego barku, który stał pod ścianą. Obok niego stał Louis z kwadratową szklanką w której prawdopodobnie była whisky. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zauważyłam, że on również był przebrany za pirata.
- Cześć. - przywitałam się nalewając sobie do szklanki soku pomarańczowego i wódki z w niewielkiej ilości, aby nie było czuć, aż tak tego zapachu. Louis skinął mi tylko głową w geście przywitania. Miło. Chociaż nie było nigdzie w jego pobliżu Jess, ani Susie, więc miałam pewną satysfakcję z tego powodu. Nie powiem, że nie.
Poszliśmy wszyscy usiąść na białe kanapy, które teraz stały pod dużym oknem, które miało widok na taras z ogrodem, aby było miejsce do tańczenia. Pod ścianą naprzeciwko samoobsługowego barku stały dwa duże stoły na których były różne przekąski i właśnie stamtąd wracał Harry z gałką oczną w ustach.
- Czemu jesteście dopasowani? - spytał rzucając się obok mnie prawie wylewając zawartość mojej szklanki. Wskazał palcami na mnie i Louis'a, który teraz wychodził na taras z Zayn'em i Liam'em, więc prawdopodobnie będą palić towar Malika.
- Tak wyszło. - wzruszyłam ramionami, ale Styles'a nie zadowoliła ta odpowiedź, więc wbił mi łokieć w żebra, ekhem, w tłuszcz. - Okej! Oglądaliśmy wszystkie części Piratów Karaibów ostatnio.
- Wow! Ile mnie ominęło? - spytał z uśmiechem, który swoją drogą był absolutnie nieładny, gdyż w zębach utkwiły mu resztki gałki ocznej. Skrzywiłam się, a chwilę później chłopak pognał do toalety, a my zaczęłyśmy pić shooty, jak tradycja nakazuje.
Potem tańczyliśmy na środku salonu całą grupką skacząc najwyżej, jak mogliśmy lub na ile dziewczynom pozwalały szpilki ewentualnie krótkie spódniczki. Na moich biodrach poczułam zimne dłonie i wiedziałam, że to Louis, ponieważ jego głupie perfumy są tak beznadziejnie charakterystyczne.
Piosenka zmieniła się na jakąś szybszą z beat'em, który rozchodził się po całym pomieszczeniu, a Ty czułeś się, jakby nawet przez Ciebie przenikał. Louis nami kierował, a mi to nie przeszkadzało, więc po prostu starałam się dobrze bawić. Jednak, gdy poczułam jego krocze na wysokości mojego tyłka to od razu odwróciłam się do niego przodem.
Włosy miał w okropnym nieładzie, a oczy trochę załzawione, więc wiedziałam, że już pewnie coś wypalili, a on teraz nie wszystko robi umyślnie. Kilka piosenek później, gdy byłam owijana w dosłownie wszystkie strony usiedliśmy na kanapach, aby czegoś się napić.
Jego dłoń leżała na moim kolanie, a jego palce zahaczały o kozaki. Nie odzywałam się tylko piłam sok pomarańczowy, który jest zdrowszy niż coca cola i ma mniej kalorii. Odłożyłam pustą szklankę na mały stolik przed nami i oparłam głowę o oparcie kanapy. Jednak chwilę potem siedziałam na kolanach Louisa.
- Puść mnie. - jęknęłam chcąc zejść, ponieważ chciałam na chwilę odpocząć i prawdopodobnie myślał, ile ważę skoro miażdżę mu nogi w tej chwili. Przyciągnął mnie bliżej tak, że moje czoło opierało się o jego. Czułam się niekomfortowo. Zwłaszcza, gdy Batman Liam usiadł obok nas z miską chipsów, którą porwał ze stolika obok.
- Spoko nie przeszkadzajcie sobie. - mruknął i machnął na nas lekceważąco głową. Wyrwałam się więc z kolan Louis'a i usiadłam obok, bo Liam chyba mówił to z sarkazmem. Skończyło się na tym, że gdy Payne zaczął polewać to pół godziny później prawie spadał z kanapy.
Postanowiliśmy razem z Louis'em zatargać go po schodach do pokoju CoCo, który był zajęty przez jakąś parę, więc Tomlinson nie za bardzo subtelnym chrząknięciem im przeszkodził. Ramię Liam'a było dosyć ciężkie, więc, gdy wreszcie położyliśmy go na boku na wszelki wypadek to odetchnęłam z ulgą.
Natomiast ja położyłam się obok Payne'a na łóżku, a swoje ramiona wyciągnęłam do góry. To łóżko było niesamowicie wygodne. Poczułam ciężar na moich biodrach i to musiał być Louis, bo innej opcji nie było, gdyż Liam ledwo co żył. Pochylił się nade mną i zaczął składać pocałunki na mojej szczęce oraz szyi przy okazji przenosząc się na niewystające obojczyki. Jedną dłonią zsunął bufiasty biały rękaw z mojego ramienia wraz z paseczkiem od stanika.
Odchyliłam głowę do tyłu wciskając ją bardziej do materaca, gdy usta szatyna kierowały się ku moim piersiom. Wplotłam palce w roztrzepane włosy chłopaka i pociągnęłam za nie, aby przestał. Ponieważ to był Louis, a ja nadal byłam Hailey Williams, która wie, że nigdy nie będzie wystarczająca dla kogoś takiego. Zawsze to wiedziałam, bo tak wyglądało liceum, ale Jessica dobitnie mi to uświadomiła.
Jednak Louis miał inne plany, ponieważ przekręcił nas tak, że znowu siedziałam na jego kolanach, ale nawet nie miałam chwili się nad tym zastanowić, ponieważ niebieskooki ponownie przybliżył swoje wąskie usta do mojej szyi, którą lekko przygryzł, ale od razu ostrzegawczo warknęłam, bo gdyby rodzice to zobaczyli lub moja babcia z bratem to wtedy nie miałabym życia przez dobre dwa tygodnie. Wolę, gdy nie są szczególnie zainteresowani moim uczuciowym życiem, a dodatkowo mój ojciec nadal nie lubi Louis'a za to, że podobni niechcący zdarł mu lakier z samochodu.
Jego usta naparły na moje, a ja wychodziłam swoimi wargami naprzeciw jego. Poczułam zimną dłoń na moim kolanie, która pięła się ku górze, aż do mojej dłoni, która leżała na moim udzie. Chwycił ją i lekko zaczął naprowadzać w dół, a gdy ułożył ją na czymś twardym to oderwałam się od niego z głośnym nieatrakcyjnym mlaśnięciem i spojrzałam w dół wprost na jego krocze. Szybko przeniosłam wzrok na twarz Louis'a. Patrzył na mnie swoimi oczami, a ja przygryzłam wargę, bo nie miałam bladego pojęcia co robić, a mimo wszystko to nie tak, że całe życie będę cnotką niewydymką, prawda?
- Ja nie wiem. - zaczęłam mówić, ale Louis wyszeptał ciche "Ciii.." i zaczął na nowo mnie całować, a jedną dłonią objął moją i zaczął ją lekko poruszać. Dzięki czemu z jego ust po kilku chwilach wymsknął się jeden jęk, który wydawał się być taki bezbronny i niekontrolowany. Więc zaczęłam być trochę pewniejsza i bardziej zdecydowanie go pocierałam. Natomiast jego ręce przeniosły się na moje plecy, a jego usta na moje usta.
- Nie chciałbym Wam przeszkadzać. - usłyszeliśmy za sobą ochrypły głos spitego Niall'a, więc od razu zaprzestałam wykonywanej czynności i gdy chciałam zasłonić ramię to gwałtownie szarpnęłam bluzką i spadłam z kolan Louis'a wprost na twardą podłogę. Jęknęłam z bólu i podniosłam się na równe nogi. - CoCo kazała sprawdzić czy nie pieprzycie się w jej łóżku. Będzie miała u mnie dług wdzięczności, bo jeszcze chwilę i kto wie. - zacmokał głośno ustami. Stał oparty nonszalancko o framugę drzwi.
- Spadaj. - warknął na niego Louis rzucając w jego stronę poduszkę przed którą blondyn się uchylił i zamknął szybko drzwi krzycząc jeszcze, żebyśmy zeszli. - Przepraszam. - spojrzał na mnie szatyn, gdy wstawał z łóżka. Podszedł do mnie i poprawił spadający bufiasty, biały rękaw. Wzięłam czarny kapelusz, który spadł mi z głowy i nałożyłam go na nowo.
- Jest dobrze. - przyznałam szczerze i dałam mu szybkiego całusa w usta, a po chwili stałam już przy drzwiach. - Idziesz?
- Tak. - przytaknął odwracając się od śpiącego Liam'a.
Zeszliśmy na dół po schodkach i gdy przecisnęliśmy się przez tłum doszliśmy do kanap, które były zapchane, więc Louis dosunął sobie stojący obok fotel, a ja usiadłam na oparciu kanapy obok Jennifer.
- Mam zmieniać kołdrę? - spytała ze śmiechem CoCo obok której siedział jakiś wysoki blondyn którego dłoń spoczywała na jej tali. - Tak tylko pytam. - dodała unosząc ręce do góry w geście poddania pod wzrokiem Louis'a, który chyba był trochę wściekły na tą całą sytuację.
- Spytaj Liam'a. - odpowiedział Louis biorąc do ręki butelkę otwartego piwa, które stało na małym stoliku. Upił bardzo dużego łyka. Jennifer szturchnęła mnie łokciem w nogę patrząc na mnie wzrokiem, który pytał się czy wszystko okej, więc uśmiechnęłam się lekko kiwając głową.
Czy było okej? Nie wiem, bo czułam się po prostu dziwnie pod tym względem, że teraz Louis siedział cicho na swoim fotelu z piwem w ręku prawie nie mrugając i patrząc w jeden punkt. Jednak byliśmy tylko nastolatkami, którzy robią różne rzeczy nie myśląc nad konsekwencjami, a potem żałowaliśmy naszych czynów. Tak było od niepamiętnych czasów i wydaję mi się, że to przenigdy się nie zmieni, bo taka jest nasza natura.
Gdy dochodziła trzecia w nocy to wygoniliśmy wszystkie osoby, które jeszcze zostały. Po solidnym oburzeniu Liam'a pod prysznicem wsadziliśmy go siłą do taksówki i razem z Louis'em postanowiliśmy sprawić, aby na pewno bezpiecznie dotarł do drzwi własnego domu. Nie było to specjalnie trudne, ponieważ Payne był już zdatny do życia i mniej więcej kontaktował z innymi.
Czekałam więc w taksówce przed domem Li, aż Louis wróci, ponieważ uznał, że podejdzie z nim pod dom, a ja mam czekać w taksówce. Chwilę później chłopak pojawił się w samochodzie tak, jak mówił, a gdy podjechaliśmy na naszą ulicę to zapłaciliśmy po połowie za taksówkę, a kierowca odjechał, gdy tylko ledwo co wyszliśmy z pojazdu.
Staliśmy na chodniku patrząc za żółtym samochodem, który już znikał za zakrętem. Odwróciłam się w stronę chłopaka i niezręcznie na niego patrzyłam co chwilę otwierając i zamykając usta. Louis nie był lepszy, ponieważ tylko milczał, a nasza niezręczność ewoluowała na o wiele wyższy poziom. I prawdopodobnie winą było to, że po prostu obydwoje trochę wytrzeźwieliśmy, a mówić łatwiej z alkoholem w swoim organizmie.
- To do poniedziałku. - wykrztusiłam wreszcie. Włożył swoje dłonie do kieszeni napinając ręce. - Dobranoc. - dodałam, gdy nie doczekałam się odpowiedzi i po prostu poszłam do swojego domu wchodząc przez tylne drzwi, które moja babcia zostawiła otwarte.
&
Jęczałam z samego rana, gdy tylko usłyszałam budzik. Oficjalnie zaczął się listopad co oznacza wahania pogody, jak nastroju u kobiety w ciąży. Przebierałam się dzisiaj trzy razy, bo co chwilę chmury zmieniały się na deszcz, a deszcz na słońce. W końcu uznałam, że mam to gdzieś najwyżej będzie mi zimno.
Może nie był to dobry pomysł, bo widząc kpiący uśmiech mojego brata na widok starego sweterka z króliczkiem chciałam zmienić zdanie, ale dzisiaj ojciec podwoził nas pod szkołę, więc nie miałam na to czasu. Tak, jak i na makijaż, który robiłam na przednim siedzeniu samochodu. Usta pomalowałam ciemną szminką, ale postanowiłam odpuścić mascarę, ponieważ podjechaliśmy pod duży budynek.
Obydwoje z bratem ulotniliśmy się tak szybko jak to tylko możliwe. Przed szkołą stało niewiele osób, ponieważ zaczęły spadać wielkie krople wody. Podeszłam szybko do swojej szafki wpychając do niej kilka książek, które były ciężkie. Zamknęłam szafkę i prawie dostałam zawału, bo Jessica stała obok.
- Cześć skarbie. - uśmiechnęła się krzywo chcąc mi dać buziaka w policzek na przywitanie, ale gwałtownie się odsunęłam. - Oh, daj spokój Lee. - machnęła lekceważąco ręką. - To były małe żarty. - dodała, a ja rozejrzałam się dookoła i zauważyłam Louis'a, który stał pod swoją szafką wraz z Harry'm i CoCo, która na niego wrzeszczała coś.
- Louis Ci kazał prawda? - spytałam nawiązując kontakt wzrokowy z chłopakiem.
Obserwował nas.
- Tak. - wzruszyła ramionami. - Nadal powinnaś schudnąć chociaż widzę poprawę. - zaśmiała się jakby z jakiegoś lekkiego żartu, a mój żołądek napełniony owsianką ścisnął się niemiłosiernie. Przecież nie zwymiotujesz jej na buty. Ogarnij się Lee. Uśmiechnęłam się krzywo. - Tak, czy inaczej fajna bluzka ofermo. - dodała odchodząc z ciepłym uśmiechem skierowanym w moją stronę.
- Zabiję Cię Louis. - wymruczałam pod nosem opierając się o szafkę i przytulając książki do klatki piersiowej. Starałam się opanować swój nierównomierny oddech, ale słabo mi to szło.
- Co to było? - usłyszałam pisk Caitlin i gwałtownie otworzyłam oczy. Przede mną stały moje przyjaciółki oraz Blue z nosem w telefonie.
- Próba pojednania pod dowództwem Tomlinson'a. - odpowiedziałam kiwając głową w stronę grupki, gdzie stał chłopak. - Nie lubię tej dziewczyny.
- Przepraszam. - wtrącił się Blue. - Nie lubisz? Chyba chciałaś powiedzieć nienawidzisz. - zaśmiał się ironicznie chowając telefon do tylnej kieszeni swoich szarych spodni.
Moją pierwszą lekcją okazała się być biologia, więc usiadłam w ławce razem z Blue i czekaliśmy na nauczycielkę, która jak zwykle się spóźniała. Chłopak opowiadał trochę o Savannah i uznał, że niedługo ją nam przedstawi. On zdecydowanie był skryty jeśli chodzi o swoje związki.
- A co się działo na imprezie u CoCo? - spytał w tym samym momencie, gdy do klasy wpadła wściekła nauczycielka rzucając swoją torebką na biurko. Pani Montgomery była ładna, młoda i przeważnie przyjacielska, dlatego w obecnym stanie wyglądała, jak nie ona. Rozdała nam karty pracy na ocenę. Oczywiście, że korzystaliśmy z telefonów i podręczników, więc liczyłam na bardzo pozytywny wynik.
Kilka następnych lekcji minęło w tempie ekspresowym, więc nawet się nie zorientowałam, kiedy brałam książki na ostatnią lekcję, którą była historia. Jednak przed tym miałam godzinę lunchu za którą byłam niezmiernie wdzięczna, bo byłam głodna. Naprawdę głodna. Z tego powodu zamówiłam sałatkę z mięsem i jabłko wraz z sokiem pomarańczowym.
Zajęłam nasz standardowy stolik i zaczęłam jeść czekając na resztę. Jednak pierwszy przy stoliku pojawił się Louis, który usiadł obok mnie wraz z hamburgerem i frytkami. Czemu on tak bardzo kocha hamburgery?
- Cześć. - przywitał się rzucając plecak obok.
- Czemu nasłałeś na mnie Jessicę? - spytałam omijając formę grzecznościową.
- Żeby Cię przeprosiła. - wzruszył ramionami, a następnie wepchnął sobie do ust kilka frytek.
- Oczywiście.
- Musimy się kłócić?
- Nie kłócimy się.
- Czyżby?
- Tak.
Naszą małą wymianę zdań przerwał Blue, który usiadł przy stoliku z kartonem pizzy. Widząc nasze zdziwione spojrzenie wzruszył tylko ramionami.
- No co? - spytał niewyraźnie. - Taniej wyszło, gdy zamówiłem z knajpki.
- To genialne. - przyznałam. - A nigdy w Ciebie nie wierzyłam.
- Dzięki Lee. - prychnął pod nosem. - A co Ty tutaj robisz? - spytał wskazując kawałkiem pizzy w stronę Louis'a.
- Rozmawialiśmy. - westchnął Louis biorąc mój sok pomarańczowy na co dostał tylko ostrzegawcze spojrzenie. Byłam na niego zła, ponieważ nie chciałam mieć nic do czynienia z Jessicą, a on jakby specjalnie oczekuje, że po przeprosinach będzie o wiele lepiej.
- Znaleźliście wspólny język, tak? - zakpił Blue. Razem z Jennifer zamiast wkurzać siebie nawzajem wkurzają mnie tym co się stało na imprezie u CoCo, a Niall ma cholernie długi język, więc okazało się, że stał tam dłużej niż na początku przypuszczałam.
- Tak, żebyś wiedział. - odpowiedział bezczelnie chłopak, a ja miałam ochotę mocno uderzyć go w twarz. - Nie złość się kochanie, bo Ci się sweterek pomarszczy.
- Spadaj, lubię ten sweter. Jest miły, ciepły i ...
- Nieodpowiedni dla osób w twoim wieku? - wtrącił swoje kilka groszy.
- Spadaj. - fuknęłam pod nosem i włożyłam sobie do ust kawałek soczystej piersi z kurczaka. Do stolika podszedł Niall z Caitlin, którzy przed chwilą mieli razem zajęcie artystyczne.
- Fajny sweterek. - rzucił blondyn z uśmieszkiem siadając obok Louis'a.
- Co się tak uwzięliście na mój sweterek?
- Skarbie, on jest żałosny w każdym stopniu. - wyjaśniła mi Caitlin i mogłabym rzucić jej jakiś nieprzyjemny komentarz, ale mówiła to już tyle razy, że chyba przywykłam.
- On jest wyjątkowy i ma swoją historię. - wymruczałam pod nosem machając widelcem w sałacie.  - Gdzie jest Jennifer? - spytałam marszcząc nos.
- Podrywa w bardzo żenujący sposób tego blondyna koło okienka. - zaśmiał się Niall sięgając po kawałek pizzy z pudełka Blue, który widząc zamiary chłopaka mocno trzasnął go w rękę. Urażony cofnął dłoń chwytając ją w drugą i patrząc na Blue wystawił mu różowy język. - Nie słyszałeś o tym, że z bliźnimy trzeba się dzielić. Tak mówił Jezus.
- Jestem empiristą. - prychnął Gordon wzruszając ramionami. Niall zrobił niezrozumiałą minę. - Wierzę we wszystko co sam osobiście doświadczę. Skąd mam wiedzieć, że jakiś najarany koleś sobie nie wymyślił tego?
- W sumie racja. - przyznała Caitlin. - Jennifer robi to w bardzo żenujący sposób.
Zaśmiałam się pod nosem widząc czerwoną Parker, która szybkim marszem uciekała od tego dosyć ładnego chłopaka. Jakim cudem nie zauważam połowy ludzi ze szkoły, którzy do niej chodzą? To tak, jakbym codziennie widziała obcych wokół siebie.
- Boże jaka porażka. - jęknęła Jenny siadając obok Blue. Wzięła kawałek pizzy na co Niall z oburzeniem wymalowanym na twarzy wyciągnął rękę w jej stronę.
- To nie fair.
- Życie jest nie fair mój drogi. - prychnęła Jennifer wgryzając się z pasją w pizzę.
- Dlatego nie poderwałaś takiego przystojniaka. - odgryzł się blondyn prychając, jak obrażone dziecko, które nie dostało tego czego chciało. W pewnym stopniu tak było.
- Czemu włożyłaś ten okropny sweter? - skrzywiła się brunetka patrząc na moją bluzkę. - Wszystko inne było w praniu? - przewróciłam oczami, bo ile można się nabijać z jednej rzeczy?
- Mi się tam podoba. - wtrącił się Louis, który dotąd był cicho. Spojrzałam na niego z ukosa unosząc jedną brew do góry. - Jest uroczy w pewnym stopniu.
Kłamca.
 - Dopiero mówiłeś co innego. - powiedziałam patrząc na niego oskarżycielsko. - Nie graj na dwa fronty. - dodałam wstając od stolika. Zostawiłam sałatkę na stole i wzięłam swój plecak. Postanowiłam pójść do biblioteki i tam przesiedzieć resztę przerwy.
&
Siedziałam w salonie oglądając jakiś nie do końca dla mnie zrozumiały horror razem z bratem, który ku mojemu zaskoczeniu zapytał się, czy miałabym ochotę na film. Zgodziłam się, ponieważ chciałam być starszą rozsądną siostrą, która w jakikolwiek sposób stara się naprawić relację z bratem. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Nie ja! - krzyknęliśmy w tym samym czasie. Od razu na siebie spojrzeliśmy. - Raz, dwa, trzy kamień, papier, nożyce. - wyrecytowaliśmy z pamięci i niestety, ale przegrałam, bo ten frajer dał papier, więc z westchnięciem powlokłam się do drzwi.
Otworzyłam je i zobaczyłam Louis'a z jakąś reklamówką w dłoni. Uniosłam zdziwiona brwi otwierając szerzej drzwi tak, że aż zawiasy zaskrzypiały. Wskazałam gestem dłoni, aby wszedł, ale pokręcił przecząco głową.
- Ja chciałem tylko coś ci dać. - powiedział cicho widocznie zakłopotany, gdyż położył swoją prawą dłoń na karku, który lekko potarł.
- Oh, okej.
Wepchnął mi do rąk reklamówkę po czym odwrócił się na pięcie  wciskając dłonie do kieszeni swoich czarnych spodni. Odszedł tak szybko, jak się pojawił. Obserwowałam jego sylwetkę, aż nie zniknął na swoim podjeździe.  Zamknęłam drzwi i głośno wypuściłam powietrze z ust. Wróciłam do salonu siadając obok brata.
- Co to? - spytał żując żelka, który zwisał z jego ust.
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami otwierając reklamówkę z której wyjęłam szarą, męską bluzę. Na jej przodzie był napis Lucky Dice. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Cichy wielbiciel, a tatuś wie? - zaśmiał się Collin na co uderzyłam go z otwartej dłoni w tył głowy.
- Nie twój interes. - odpowiedziałam wstając z miejsca i biegnąc po schodach z prędkością światła do swojego pokoju, aby chwycić telefon, który się tam ładował. Wybrałam numer Louis'a. Po trzech sygnałach odebrał. Stanęłam przy oknie, aby zobaczyć czy jest w swoim pokoju. Był. Siedział na czarnym, obrotowym fotelu.
- Słucham?
- Dziękuję. - powiedziałam pierwszą rzecz, która wydała mi się odpowiednia. - Jednak nie mogę jej przyjąć.
- Możesz. - widziałam, jak na jego usta wpływa ten sarkastyczny uśmieszek.
- Chociaż oddam Ci pieniądze.
- Nie trzeba to moja bluza.  - powiedział, a ja automatycznie podniosłam materiał do swojej twarzy, aby powąchać bluzę. Pachniała jego perfumami, nim.
- Cóż dziękuję.
- Nie masz za co Hailey. - zaśmiał się przewracając w palcach długopis.
- Naprawdę dziękuję, jesteś uroczy Louis.
Otworzył dwa razy usta po czym od razu się rozłączył.

###
Cześć!

SZANUJESZ MOJĄ PRACĘ = ZOSTAW KOMENTARZ :)

Przeważnie dodawałam co tydzień rozdział, bo miałam napisane do przodu. Ostatnio nie miałam na to czasu, więc wracamy do mojej nieregularności. Uznałam, że tutaj będę publikować moje wszystkie historie, które napiszę, więc oto jestem z pomysłem zmiany adresu bloga.

Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia. To wiele dla mnie znaczy, a pod ostatnim rozdziałęm rozwaliliście licznik, bo było 650 wyświetleń, więc wow. Wracam bloggerze :*
Trzymajcie się miśki ♥

11 komentarzy:

  1. Świetny rozdział *.* to ja czekam na nexta. Louis tak bardzo kochany <3. Gratuluję takiej masy wyświetleń, ale opowiadanie świetne to nie mogę się dziwić. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu się rozlaczyl? ;) Ekstra czekam na next *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Cię uwielbiam to w jaki sposób piszesz. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z niecierpliwością czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że akcja się rozkręca :D
    rozdział świetny ;)
    czekam na next *,*
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lou jest słodki :3 kocham jego charakter huh

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudo ♥ czekam na następny :-)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Hailey nie będzie mogła jeździć z nim w tym jednym samochodzie ,bo powiedziała ze jest uroczy ! Ha ha , dobre ! Super , że dał jej swoją bluzę i wg . Czekam na kolejny z niecierpliwością xd życzę weny ;* xoxo

    OdpowiedzUsuń
  10. Dodasz dziś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie. Postaram się dodać w tą niedzielę :)

      Usuń