POV's Lee
Powrót do rzeczywistości okazał się być trudny. Jednak niestety
obecnie byłam chora i swoje urodziny właśnie spędzałam z pizzą i
serialami. Nie zamierzałam nawet odpowiadać na pytania Louis'a, czy jem
zamówiony przez niego tuczący placek z sosem i serem.
Zmierzyłam sobie gorączkę i połknęłam kolejne porcje leków. Świetnie
38,6. Właśnie o tym marzyłam w swoje urodziny. Jęknęłam z irytacji i
przewróciłam się na drugą stronę, aby na nowo zatopić się w serialu
Skins, który oglądałam już dobre dwieście razy. Tak, tylko w
przybliżeniu.
- Hailey! - wrzask mojej mamy z dołu utwierdził mnie w przekonaniu, że nie mogę umrzeć w spokoju. - Ktoś do Ciebie przyszedł!
- Już schodzę! - odkrzyknęłam o wiele słabiej od niej, ponieważ
trochę bolało mnie gardło. Owinęłam się ciepłym szlafrokiem i w
puchatych kapciach króliczkach zeszłam na dół po schodach. Na dole stali
wszyscy z naszej paczki. Na moje usta automatycznie wpłynął uśmiech.
- Ella nie mogła przyjść, bo zdaje test na prawo jazdy, znowu. -
oznajmiła CoCo, a Harry z Niall'em złośliwie zachichotali, jak małe
dziewczynki. - Tak, czy inaczej postanowiliśmy odwiedzić biedną, chorą
solenizantkę i kupić jej prezencik. - zawyła Charming wyciągając za
pleców różowe pudełko.
- Dziękuję, ale to nie było potrzebne. - stwierdziłam z lekkim
uśmiechem, a za chwilę zostałam zaatakowana przez każdego z osobna i ich
życzenia oraz przytulanie. - Chcecie herbaty, czy kawy? - spytałam
patrząc na zegarek i stwierdzając, że jest ledwo piętnasta.
Jennifer pomogła mi zrobić sześć herbat i cztery kawy. Babcia
zgodziła się odstąpić nam salon, żebyśmy w nim posiedzieli, ponieważ w
moim pokoju był za duży syf. Mój ojciec, gdy wrócił wcześniej z pracy,
bo w końcu była sobota spojrzał z mordem w oczach na chłopców po czym
zmył się do swojego gabinetu. Oczywiście uprzednio mówiąc mi, żeby Louis
stąd szybko zniknął.
Natomiast Collin przyszedł ze swoim nowym chłopakiem Jay'em do domu
ku radości mojej babci, która zdecydowania lubiła osoby homoseksualne.
Podobno miało to związek z jakimś wydarzeniem z jej przeszłości w
Kanadzie i poznaną wówczas Grace. Benjamin wychylił głowę za prób
swojego pokoju po czym trzasnął drzwiami najmocniej, jak mógł.
- Ben, zachowuj się! - moja mama malowała w swojej pracowni nowy
obraz na zamówienie. Takie zamieszanie zawsze powodowało podobne złe
wpływy na obraz. Cokolwiek to znaczyło w jej mniemaniu.
Jen zanosiła kubki na stolik, a ja zrobiłam zaległy popcorn w szafce,
wyjęłam jakieś ciasteczka oraz pokroiłam ciasto, które wczoraj zrobiła
moja mama. Wzięłam też kilka talerzyków i widelczyków.
- Cóż nie wiedziałam, że przyjdziecie, ale smacznego. - uśmiechnęłam
się gościnnie zapominając o gorączce. Możliwe, że była to też zasługa
leków. Usiadłam na fotelu, a w telewizorze puściłam jakiś program
muzyczny.
- Odpakujesz wreszcie ten prezent? - spytał z irytacją Liam, a ja
spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Oh, chodzi o to, że jeśli Ci się
spodoba będę mógł z pełną premedytacją wykrzyczeć w twarz Niall'a piękne
i głośne "a nie mówiłem".
- Chciałbyś. - prychnął Horan biorąc ciasto na talerzyk. - Mmm
częściej będę Cię odwiedzać. - mruknął niewyraźnie wpychając w siebie
cały kawałek. Oczywiście, że nie użył widelca.
- Okey. - przytaknęłam i odebrałam od CoCo różową paczkę. Delikatnie
zdarłam papier i zobaczyłam opakowanie cyfrowej ramki na zdjęcia.
Odłożyłam karton na stolik wraz z ramką w środku. Dodatkowo Zayn podał
mi małą torebeczkę w której była czekolada i flakonik perfum Chanel -
Jeju, dziękuję Wam, ale to na pewno trochę kosztowało.
- Coś Ty, Louis... Ała, wystarczyło powiedzieć "zamknij się Hazz." -
jęknął Styles masując swoje ramię w które Louis walnął z całej siły.
- Zamknij się Hazz. - uśmiechnął się sztucznie do niego na co Harry przewrócił swoimi zielonymi oczami.
- A nie mówiłem! - wykrzyknął nagle Payne w kierunku Niall'a, który
nakładał kolejny kawałek ciasta. Wzruszył tylko ramionami i zaczął na
nowo jeść wyrób mojej mamy.
- Jesteście popieprzeni. - stwierdziłam z uśmiechem na ustach.
- Też się kochamy. - zawyła Caitlin i mocno mnie przytuliła. Tak, że aż się skrzywiłam.
Po pół godzinnej sprzeczce Niall'a i Liam'a o kolor cyfrowej ramki
wreszcie sobie odpuścili, ponieważ moja mama wyszła z pracowni we
włosach związanych w kucyka i brudnym fartuchu od czerwonej farby.
Takiego przerażenia na twarzach moich znajomych już dawno nie widziałam.
- Spokojnie to tylko farba. - prychnęłam patrząc na oczy Harry'ego, które były wielkości piłeczek pingpongowych.
- Jadę do sklepu, chcecie coś dzieciaki? - spytałam moja mama
zdejmując fartuch po czym rozpuściła włosy. Była ubrana cała na czarno.
Czarne spodnie, czarny golf i białe skarpetki.
- Coś do picia. - stwierdził Niall. - I może jakieś chrupki.
- Jasne. - przytaknęła ubierając kurtkę i z kluczykami poszła do
samochodu. Co prawda na polu nie było już śniegu, ale deszcz nie
odpuszczał i pogoda nadal była całkowicie beznadziejna.
- Wykorzystujesz moją mamę. - spojrzałam na niego mrużąc moje oczy.
- Nie. Zadała pytanie, więc odpowiedziałem. - stwierdził dumnie Niall, a ja zdążyłam w niego rzucić poduszką.
- Debil. - uśmiechnęłam się przewracając oczami. - Idę zanieść ją na
górę i wziąć kolejne leki. - oznajmiłam biorąc laptopa na górę, żeby nic
się z nim nie stało.
Wspięłam się po schodach na górę i odłożyłam pudełko na biurko. Drzwi
się otworzyły, a ja wiedziałam, że w progu stoi Louis, więc się nawet
nie odwróciłam tylko od razu wzięłam odpowiednie tabletki i je
połknęłam. W tym samym czasie chłopak podszedł do mojego łóżka i
otworzył karton pizzy w której zostało sześć kawałków.
- Przynajmniej coś zjadłaś. - odezwał się zamykając pudełko.
- Tak, ale to nie było konieczne. - odpowiedziałam po czym upiłam łyk już letniej herbaty.
- Być może. - wzruszył lekko ramionami. - Ale chciałem mieć pewność, że zaczniesz jeść trochę więcej niż ostatnio.
- I jem trochę więcej. - przyznałam szczerze pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Niech tak zostanie. - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Nie
lubiłam tego. Czułam się wtedy, jakby mógł przejrzeć mnie na wylot swoim
zimnym, niebieskim spojrzeniem. - Nie chciałbym Cię stracić przez taką
głupotę.
- Przesadzasz już. - syknęłam. - Ja Ci się nie pytam o Twoje problemy na siłę.
- Więc przyznajesz, że to problem.
- Nienawidzę Cię. - prychnęłam, bo oczywiście on musiał wszystko przekręcać na swoją korzyść.
- Wmawiaj sobie dalej.
- Dopóki Ty nie powiesz co się u Ciebie dzieję to ja nie powiem co
się u mnie dzieję. - oświadczyłam, choć zabrzmiało to trochę, jak
szantaż. Louis zamilkł. - Okey. - uśmiechnęłam się i odwróciłam na
pięcie, aby wyjść z pokoju i zejść na dół.
- Moi rodzice się rozwodzą. - usłyszałam jego cichy głos.
Odwróciłam się w jego stronę i wróciłam do pokoju zamykając
delikatnie drzwi za sobą. Louis stał odwrócony tyłem do mnie. Patrzył
prawdopodobnie na mój regał z książkami. Albo najzwyczajniej w świecie
nie chciał pokazać swojej prawdziwej twarzy tak, jak wtedy w biurze jego
ojca. Podeszłam do niego i objęłam go ramionami w pasie. Mocno
przytuliłam się do jego pleców.
- Będzie dobrze. - powiedziałam nie wiele myśląc, że jest to najbardziej oklepany tekst na świecie.
- Wiem. - prychnął ze śmiechem najwidoczniej uświadamiając sobie
fakt, że to kiepskie pocieszenie. - Po prostu żal mi moich sióstr. -
dodał pocierając dłońmi twarz. Louis był zdecydowanie zmęczony tą
sytuacją.
- Wszystko jakoś się ułoży. - stwierdziłam i lekko się uśmiechnęłam
mając nadzieję, że Louis się rozchmurzy. - A przynajmniej powinno.
- Nieważne. - westchnął chłopak odwracając się w moją stronę. - Chodźmy na dół, bo pewnie już się zastanawiają co robimy.
- Oh, jasne. - mruknęłam pod nosem czując, że zrobiło mi się trochę za gorąco.
Po dwóch godzinach i obejrzeniu horroru wszyscy uznali, że się zmyją
już do domu. Louis zaproponował, że zostanie, ale Jennifer mówiła, że
idą potem na jakąś imprezę, więc nie chciałam, żeby Tomlinson wtedy ze
mną siedział i psuł sobie wieczór. Poza tym mój ojciec odliczał już
minuty do jego wyjścia. Nadal uważa, że to Louis porysował mu karoserię
samochodu.
Cóż resztę dnia spędziłam w łóżku mając nadzieję, że moja choroba
szybko się skończy. W końcu zaraz będą końcowe egzaminy, więc pasowałoby
przyłożyć się do nauki. Już niedługo Louis wyjedzie do Manchesteru, bo
bądźmy szczerzy tylko idiota nie zauważyłby, że on naprawdę dobrze gra w
piłkę. Natomiast ja zostanę tutaj, w Londynie.
&&&
Minęły trzy tygodnie odkąd na nowo rozpoczęły się zajęcia po zimowej
przerwie. Z Louis'em spotkałam się z pięć razy w gabinecie jego ojca,
gdzie przeważnie całowaliśmy się siedząc zaraz przy tym pięknym, dużym
oknie, które miało niesamowity widok na najbliższą okolicę. Niestety
obecnie siedziałam w szkole stresując się najbliższym testem z
angielskiego, którego ocena miała być jedną z najważniejszych.
- Nie zdam. - jęknęłam patrząc w książkę od przedmiotu. Była przerwa
obiadowa, a ja siedziałam przy naszym starym stoliku wraz z Jen, Cat,
Blue i Niall'em, który polubił obecne miejsce. Prawdopodobnie z mojego
względu, gdyż codziennie coś oddawałam mu do jedzenia.
- Dramatyzujesz. - Caitlin machnęła lekceważąco ręką. - Zawsze tak mówisz, aż w końcu zdajesz.
- Niby tak, ale ta ocena przyda mi się do collegu. - westchnęłam biorąc kęs kanapki z indykiem.
- Też racja. - przyznała po chwili blondynka wzruszając lekko ramionami.
- Boże, bądź dla mnie łaskawy. - powiedziałam składając dłonie, jak do modlitwy.
- Jednak dramatyzujesz trochę. - stwierdziła Jen odwracając wzrok od
Blue, który pisał z kimś smsy. Tym kimś prawdopodobnie nadal była
Savannah. Żyli w pieprzonym trójkącie.
- Jesteście cudowni. - prychnęłam i uderzyłam rękę Niall'a, ponieważ chciał mi zabrać sok jabłkowy.
- Nie wyżywaj się na mnie. - powiedział oburzony blondyn. - Poza tym zaraz przyjdzie Twój Romeo, więc daj na luz Julka.
- Czemu ja nadal się z Wami zadaję? Przypomni mi ktoś?
- Bo nas uwielbiasz. - stwierdził Blue nie unosząc oczu znad ekranu telefonu.
- Ta, raczej nienawidzę. - mruknęłam pod nosem, co i tak zagłuszył dzwonek. - świetnie, idę na test. Narka.
- Powodzenia. - Niall uniósł dwa kciuki do góry na co lekko się uśmiechnęłam.
Louis, CoCo, Liam i Zayn już byli w klasie siedząc na swoich stałych
miejscach. Gdy i ja usiadłam to pani Meredith O'Connor weszła do klasy.
Napisała na tablicy godzinę rozpoczęcia testu, po czym rozdała kartki po
klasie.
- Macie równe czterdzieści minut. Powodzenia. - uśmiechnęła się z
politowaniem w kierunku Louis'a, który patrzył na kartkę z jawnym
niesmakiem.
Wiedziałam, że Tomlinson się specjalnie nie uczył i chciał tylko jako
tako zdać. Odkąd zaczęła się robić względnie ładna pogoda, a
temperatura sięgała czasami piętnastu stopni to szatyn całe dnie spędzał
na boisku trenując. Za wszelką cenę starał się odciąć od całego szumu
wokół jego rodziny. W internecie pojawiło się nawet kilka artykułów o
tej treści. W końcu jego ojciec był grubą szychą w Londynie.
Otrząsnęłam się i zaczęłam rozwiązywać test, który wbrew pozorom nie
był, aż taki zły, jak myślałam. Najwidoczniej wyolbrzymiałam trochę
sprawę, ale naprawdę się nim przejmowałam.
Gdy lekcje się skończyły to miałam czekać na parkingu przy
samochodzie Louis'a, który poprosił mnie o to z samego rana. Otuliłam
się brązowym płaszczykiem, który nie był zbyt ciepły, ale jak na
początek kwietnia nie było źle. Sprawdziłam Snapchata i odpisałam na
kilka wiadomości na WhatsApp. W końcu zobaczyłam, jak szatyn wychodzi ze
szkoły z przewieszoną torbą sportową przez ramię, plecakiem i piłką do
nogi pod pachą. Wrzucił wszystkie swoje rzeczy do bagażnika.
- Spóźniłeś się. - stwierdziłam siadając na miejscu kierowcy.
- Wiem, musiałem coś załatwić w bibliotece. - wzruszył lekko prawym
ramieniem, gdy odpalał samochód. Wyjechał ze szkolnego parkingu na
ulicę.
- Wow. - udałam zaskoczenie. - Ty wiesz, gdzie jest biblioteka?
- Ha. Ha Nieśmieszne. - przewrócił oczami. - Możesz zarezerwować dla mnie cały jutrzejszy dzień?
- Cały?
- No tak od ósmej rano do dwudziestej pierwszej co najmniej. Co Ty na to?
- Ale szkoła. - skrzywiłam się. - Chciałabym, ale niedługo koniec
roku. Dobrze wiesz, że powinniśmy się teraz skupić na naszej
przyszłości. - próbowałam mu to delikatnie wytłumaczyć, ale po jego
zaciskających się mięśniach twarzy wiedziałam, że idzie mi to średnio.
- Jasne. - przytaknął niemrawo kiwając głową.
- Louis, naprawdę...
- Rozumiem. - uciął krótko i na temat.
Zatrzymał się pod moim domem, a ja po prostu wysiadłam zabierając
swoje rzeczy. Już miałam zatrzasnąć drzwi, kiedy na chwilę się
zatrzymałam. Przeklęłam z dwa, a może trzy razy w myślach.
- Wybacz, ale naprawdę chcę dbać o swoją przyszłość. - powiedziałam i zatrzasnęłam lekko drzwi.
- Ja chcę dbać o naszą przyszłość! - Louis krzyknął przez uchylone
okno, a potem po prostu odjechał z piskiem opon. Nie skręcił na podjazd
do swojego domu, ale pojechał prosto do skrzyżowania. Jechał do centrum
miasta. Znowu uciekał.
- Niech Cię diabli wezmą, Tomlinson. - mruknęłam pod nosem i weszłam do domu.
&&&
Był czwartek rano. Godzina ósma zero dwie, a ja stałam ubrana w
wąskie spodnie moro, czarną bluzę i tego samego koloru kurtkę przed
drzwiami domu państwa Tomlinson. Dzisiaj rano ominęłam mojego ojca,
który pracuje dzisiaj w gabinecie oraz moją babcię, która tylko mrugnęła
do mnie okiem przy śniadaniu, gdy zauważyła, że mój plecak jest pusty.
Chciała mi wtedy wrzucić jabłko, abym nie była głodna.
Niepewnie zadzwoniłam do drzwi, a po chwili otworzyła mi matka
Louis'a w rozczochranych, przetłuszczonych włosach i białym szlafroku.
Uniosła zdziwiona brwi do góry patrząc na mnie podejrzliwie. W
przedpokoju widziałam, jak jej mąż narzucał na swoje barki gustowny,
szary płaszcz i zabrał równie kosztowną, brązową teczkę z komody.
- Do widzenia. - rzucił ozięble i nie zwracając na mnie uwagi wyszedł na dwór, gdzie podjechała taksówka.
- Uhm, ja do Louis'a, jest może? - spytałam pocierając o siebie kolanami ze zdenerwowania.
- Śpi u siebie w pokoju. Wrócił w ciężkim stanie. - westchnęła
odsuwając się od drzwi i gestem mnie zapraszając do środka. - Chcesz
może herbatę?
- Poproszę. - uśmiechnęłam się uprzejmie. Chciałam, żeby pani Tomlinson mnie polubiła.
- To dobrze się składa. - powiedziała z lekką kpiną. - Mój były,
zapracowany mąż, pieprzony sukinsyn i ignorant nie miał nawet minuty,
żeby napić się chociaż łyka.
- Rozumiem. - przytaknęłam nie wiedząc co powiedzieć.
W korytarzu zdjęłam buty. Usiadłam razem z nią w kuchni przy stole.
Pomieszczenie niewiele zmieniło się od września. Jedyna różnica była na
blacie zamiast alkoholi stały nieumyte talerze, które czekały, żeby
włożyć je do zmywarki.
- Wiesz, wczoraj Louis wrócił tak pijany, jak nigdy. Był strasznie
agresywny i chciał się bić z szafą w swoim pokoju. Nie wiem co się
stało, ale po tym całym szale i spędzeniu w ubikacji pół godziny
najzwyczajniej w świecie zaczął płakać. Nie wiem co się u niego dzieje,
bo cóż... - zaśmiała się owijając palce wokół kubka. Jej paznokcie były
przebarwione na żółto przez papierosy. - Jestem okropną matką. Powinnam
wiedzieć co się dzieję z moim małym chłopczykiem. I mimo że widzę, jak
wraca wykończony, zniszczony do domu po nocy, którą spędził Bóg wie
gdzie nadal udaję, że wszystko jest w porządku. Prawdopodobnie powinnam
się nim zainteresować, czy coś, ale nie umiem. Naprawdę nie umiem.
Delikatnie położyłam swoją dłoń na jej nadgarstku i lekko się uśmiechnęłam.
- Jesteś lepszą matką niż możesz sobie to wyobrazić. - powiedziałam
bezpośrednio. - Nie zauważasz tego, ale Louis dużo Ci zawdzięcza. Z tego
co pamiętam to właśnie Ty namówiłaś go do gry w piłkę nożną, czyż nie?
- Tak. - uśmiechnęła się blado przez łzy spływające po jej twarzy.
- Mamo? Muszę iść już do szkoły. Wzięłaś tabletki? - w progu kuchni
pojawiła się niewysoka blondynka, która bardzo dokładnie zlustrowała
mnie wzrokiem.
- Tak. Miłego dnia Lottie.
- Przepraszam, ale mogę iść do Louis'a? - spytałam po dłuższej chwili, kiedy tylko piłyśmy herbatę patrząc na siebie.
- Oczywiście. - przytaknęła odkładając kubek na blat stołu. Stałam
już w progu, gdy usłyszałam jej głos. - Hailey, dziękuję za wszystko co
dla niego robisz.
Nie odpowiedziałam tylko pobiegłam schodami do szatyna, który leżał
zakopany w swojej pościeli. Spał i wyglądał niezwykle uroczo.
Uśmiechnęłam się delikatnie i położyłam obok niego. Palcem szturchnęłam
jego policzek, a on zabawnie pokręcił nosem.
- Louis, wstawaj. - jęknęłam lekko nim trzęsąc. - Przyszłam na wagary.
Tomlinson otworzył jedno oko i spojrzał na mnie z wypisanym kacem na
twarzy. Westchnął głośno i przetarł dłońmi swoje oczy. Było po nim widać
zmęczenie na kilometr.
- A co ze szkołą? - wychrypiał po czym wyjął z pod łóżka butelkę wody z której wypił co najmniej połowę.
- Chrzanić szkołę. - odpowiedziałam patrząc się w biały sufit.
- Tak? - objął mnie ramieniem w pasie i przyciągnął bliżej siebie w taki sposób, że nasze klatki piersiowe się dotykały.
- Tak. - przytaknęłam robiąc z ust dzióbek, żeby mnie pocałował. Zrobił to. - Więc co dzisiaj robimy?
- Bierzemy wolne od życia. - uśmiechnął się, ale jego oczy były
zmęczone, zaczerwienione i smutne. Jego piękne niebieskoszare oczy.
- Tak wolno?
- Mam to gdzieś. - wymruczał przytulając się do mnie. Położył
podbródek na moim ramieniu, a ja chciałabym, żeby tak było częściej. Tak
spokojnie i normalnie. - Mogę jeszcze trochę się przespać?
- A ja będę robić Ci za poduszkę? - prychnęłam z uśmiechem na ustach.
- Widzę, że się rozumiemy. - uśmiechnął się nie otwierając oczu.
- Nienawidzę Cię.
- I tak wiem, że mnie kochasz.
Przełknęłam głośno ślinę, ale nic nie powiedziałam. Uznałam, że wolę iść spać niż wdawać się z nim w dyskusję na ten temat.
Po
południu wylądowaliśmy pod kinem, ponieważ Louis miał to już
zaplanowane i chciał obejrzeć jakiś film. Kupił ogromny popcorn, który
zjedliśmy oglądając reklamy przed seansem oraz coca-colę i dla mnie
wodę. W połowie filmu tak bardzo się nudziłam, że zaczęłam głaskać
Louis'a po udzie. Czułam, jak się spina, ale za nic nie chciał odwrócić
wzroku od ekranu. Chciał być twardy. Prawie mu się udało dopóki nie
położyłam ręki na jego kroczu, a on nie jęknął.
- Hailey.
- Tak?
- Możesz przestać?
- O co Ci chodzi? Ja tylko oglądam film. - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Oczywiście.
###
Dobra,
autentycznie to jest jeden z najnudniejszych i najkrótszych rozdziałów,
ale hey! 18 zmiecie Was z nóg i obiecuję Wam to na milion procent.
Prawdopodobnie większość osób będzie chciało mnie zabić, ale cóż...
Zaczynam
pisać też nowe opowiadanie o Louis'ie w formie bardzo niedobrego
gangstera można by rzec, który poznaje córkę policjanta... Może Wam się
spodoba? Już jest na moim profilu, więc serdecznie zapraszam i
przepraszam, że ten rozdział jest taki nudny...
Super rozdział czekam na next
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)))
A.
Super, czekam na next.
OdpowiedzUsuńIle jeszcze planujesz rozdziałów?