środa, 17 sierpnia 2016

17. I tak wiem, że mnie kochasz.

POV's Lee
Powrót do rzeczywistości okazał się być trudny. Jednak niestety obecnie byłam chora i swoje urodziny właśnie spędzałam z pizzą i serialami. Nie zamierzałam nawet odpowiadać na pytania Louis'a, czy jem zamówiony przez niego tuczący placek z sosem i serem.
Zmierzyłam sobie gorączkę i połknęłam kolejne porcje leków. Świetnie 38,6. Właśnie o tym marzyłam w swoje urodziny. Jęknęłam z irytacji i przewróciłam się na drugą stronę, aby na nowo zatopić się w serialu Skins, który oglądałam już dobre dwieście razy. Tak, tylko w przybliżeniu.
- Hailey! - wrzask mojej mamy z dołu utwierdził mnie w przekonaniu, że nie mogę umrzeć w spokoju. - Ktoś do Ciebie przyszedł!
- Już schodzę! - odkrzyknęłam o wiele słabiej od niej, ponieważ trochę bolało mnie gardło. Owinęłam się ciepłym szlafrokiem i w puchatych kapciach króliczkach zeszłam na dół po schodach. Na dole stali wszyscy z naszej paczki. Na moje usta automatycznie wpłynął uśmiech.
- Ella nie mogła przyjść, bo zdaje test na prawo jazdy, znowu. - oznajmiła CoCo, a Harry z Niall'em złośliwie zachichotali, jak małe dziewczynki. - Tak, czy inaczej postanowiliśmy odwiedzić biedną, chorą solenizantkę i kupić jej prezencik. - zawyła Charming wyciągając za pleców różowe pudełko.
- Dziękuję, ale to nie było potrzebne. - stwierdziłam z lekkim uśmiechem, a za chwilę zostałam zaatakowana przez każdego z osobna i ich życzenia oraz przytulanie. - Chcecie herbaty, czy kawy? - spytałam patrząc na zegarek i stwierdzając, że jest ledwo piętnasta.
Jennifer pomogła mi zrobić sześć herbat i cztery kawy. Babcia zgodziła się odstąpić nam salon, żebyśmy w nim posiedzieli, ponieważ w moim pokoju był za duży syf. Mój ojciec, gdy wrócił wcześniej z pracy, bo w końcu była sobota spojrzał z mordem w oczach na chłopców po czym zmył się do swojego gabinetu. Oczywiście uprzednio mówiąc mi, żeby Louis stąd szybko zniknął.
Natomiast Collin przyszedł ze swoim nowym chłopakiem Jay'em do domu ku radości mojej babci, która zdecydowania lubiła osoby homoseksualne. Podobno miało to związek z jakimś wydarzeniem z jej przeszłości w Kanadzie i poznaną wówczas Grace. Benjamin wychylił głowę za prób swojego pokoju po czym trzasnął drzwiami najmocniej, jak mógł.
- Ben, zachowuj się! - moja mama malowała w swojej pracowni nowy obraz na zamówienie. Takie zamieszanie zawsze powodowało podobne złe wpływy na obraz. Cokolwiek to znaczyło w jej mniemaniu.
Jen zanosiła kubki na stolik, a ja zrobiłam zaległy popcorn w szafce, wyjęłam jakieś ciasteczka oraz pokroiłam ciasto, które wczoraj zrobiła moja mama. Wzięłam też kilka talerzyków i widelczyków.
- Cóż nie wiedziałam, że przyjdziecie, ale smacznego. - uśmiechnęłam się gościnnie zapominając o gorączce. Możliwe, że była to też zasługa leków. Usiadłam na fotelu, a w telewizorze puściłam jakiś program muzyczny.
- Odpakujesz wreszcie ten prezent? - spytał z irytacją Liam, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Oh, chodzi o to, że jeśli Ci się spodoba będę mógł z pełną premedytacją wykrzyczeć w twarz Niall'a piękne i głośne "a nie mówiłem".
- Chciałbyś. - prychnął Horan biorąc ciasto na talerzyk. - Mmm częściej będę Cię odwiedzać. - mruknął niewyraźnie wpychając w siebie cały kawałek. Oczywiście, że nie użył widelca.
- Okey. - przytaknęłam i odebrałam od CoCo różową paczkę. Delikatnie zdarłam papier i zobaczyłam opakowanie cyfrowej ramki na zdjęcia. Odłożyłam karton na stolik wraz z ramką w środku. Dodatkowo Zayn podał mi małą torebeczkę w której była czekolada i flakonik perfum Chanel - Jeju, dziękuję Wam, ale to na pewno trochę kosztowało.
- Coś Ty, Louis... Ała, wystarczyło powiedzieć "zamknij się Hazz." - jęknął Styles masując swoje ramię w które Louis walnął z całej siły.
- Zamknij się Hazz. - uśmiechnął się sztucznie do niego na co Harry przewrócił swoimi zielonymi oczami.
- A nie mówiłem! - wykrzyknął nagle Payne w kierunku Niall'a, który nakładał kolejny kawałek ciasta. Wzruszył tylko ramionami i zaczął na nowo jeść wyrób mojej mamy.
- Jesteście popieprzeni. - stwierdziłam z uśmiechem na ustach.
- Też się kochamy. - zawyła Caitlin i mocno mnie przytuliła. Tak, że aż się skrzywiłam.
Po pół godzinnej sprzeczce Niall'a i Liam'a o kolor cyfrowej ramki wreszcie sobie odpuścili, ponieważ moja mama wyszła z pracowni we włosach związanych w kucyka i brudnym fartuchu od czerwonej farby. Takiego przerażenia na twarzach moich znajomych już dawno nie widziałam.
- Spokojnie to tylko farba. - prychnęłam patrząc na oczy Harry'ego, które były wielkości piłeczek pingpongowych.
- Jadę do sklepu, chcecie coś dzieciaki? - spytałam moja mama zdejmując fartuch po czym rozpuściła włosy. Była ubrana cała na czarno. Czarne spodnie, czarny golf i białe skarpetki.
- Coś do picia. - stwierdził Niall. - I może jakieś chrupki.
- Jasne. - przytaknęła ubierając kurtkę i z kluczykami poszła do samochodu. Co prawda na polu nie było już śniegu, ale deszcz nie odpuszczał i pogoda nadal była całkowicie beznadziejna.
- Wykorzystujesz moją mamę. - spojrzałam na niego mrużąc moje oczy.
- Nie. Zadała pytanie, więc odpowiedziałem. - stwierdził dumnie Niall, a ja zdążyłam w niego rzucić poduszką.
- Debil. - uśmiechnęłam się przewracając oczami. - Idę zanieść ją na górę i wziąć kolejne leki. - oznajmiłam biorąc laptopa na górę, żeby nic się z nim nie stało.
Wspięłam się po schodach na górę i odłożyłam pudełko na biurko. Drzwi się otworzyły, a ja wiedziałam, że w progu stoi Louis, więc się nawet nie odwróciłam tylko od razu wzięłam odpowiednie tabletki i je połknęłam. W tym samym czasie chłopak podszedł do mojego łóżka i otworzył karton pizzy w której zostało sześć kawałków.
- Przynajmniej coś zjadłaś. - odezwał się zamykając pudełko.
- Tak, ale to nie było konieczne. - odpowiedziałam po czym upiłam łyk już letniej herbaty.
- Być może. - wzruszył lekko ramionami. - Ale chciałem mieć pewność, że zaczniesz jeść trochę więcej niż ostatnio.
- I jem trochę więcej. - przyznałam szczerze pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Niech tak zostanie. - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Nie lubiłam tego. Czułam się wtedy, jakby mógł przejrzeć mnie na wylot swoim zimnym, niebieskim spojrzeniem. - Nie chciałbym Cię stracić przez taką głupotę.
- Przesadzasz już. - syknęłam. - Ja Ci się nie pytam o Twoje problemy na siłę.
- Więc przyznajesz, że to problem.
- Nienawidzę Cię. - prychnęłam, bo oczywiście on musiał wszystko przekręcać na swoją korzyść.
- Wmawiaj sobie dalej.
- Dopóki Ty nie powiesz co się u Ciebie dzieję to ja nie powiem co się u mnie dzieję. - oświadczyłam, choć zabrzmiało to trochę, jak szantaż. Louis zamilkł. - Okey. - uśmiechnęłam się i odwróciłam na pięcie, aby wyjść z pokoju i zejść na dół.
- Moi rodzice się rozwodzą. - usłyszałam jego cichy głos.
Odwróciłam się w jego stronę i wróciłam do pokoju zamykając delikatnie drzwi za sobą. Louis stał odwrócony tyłem do mnie. Patrzył prawdopodobnie na mój regał z książkami. Albo najzwyczajniej w świecie nie chciał pokazać swojej prawdziwej twarzy tak, jak wtedy w biurze jego ojca. Podeszłam do niego i objęłam go ramionami w pasie. Mocno przytuliłam się do jego pleców.
- Będzie dobrze.  - powiedziałam nie wiele myśląc, że jest to najbardziej oklepany tekst na świecie.
- Wiem. - prychnął ze śmiechem najwidoczniej uświadamiając sobie fakt, że to kiepskie pocieszenie. - Po prostu żal mi moich sióstr. - dodał pocierając dłońmi twarz. Louis był zdecydowanie zmęczony tą sytuacją.
- Wszystko jakoś się ułoży. - stwierdziłam i lekko się uśmiechnęłam mając nadzieję, że Louis się rozchmurzy. - A przynajmniej powinno.
- Nieważne. - westchnął chłopak odwracając się w moją stronę. - Chodźmy na dół, bo pewnie już się zastanawiają co robimy.
- Oh, jasne. - mruknęłam pod nosem czując, że zrobiło mi się trochę za gorąco.
Po dwóch godzinach i obejrzeniu horroru wszyscy uznali, że się zmyją już do domu. Louis zaproponował, że zostanie, ale Jennifer mówiła, że idą potem na jakąś imprezę, więc nie chciałam, żeby Tomlinson wtedy ze mną siedział i psuł sobie wieczór. Poza tym mój ojciec odliczał już minuty do jego wyjścia. Nadal uważa, że to Louis porysował mu karoserię samochodu.
Cóż resztę dnia spędziłam w łóżku mając nadzieję, że moja choroba szybko się skończy. W końcu zaraz będą końcowe egzaminy, więc pasowałoby przyłożyć się do nauki. Już niedługo Louis wyjedzie do Manchesteru, bo bądźmy szczerzy tylko idiota nie zauważyłby, że on naprawdę dobrze gra w piłkę. Natomiast ja zostanę tutaj, w Londynie.
&&&
Minęły trzy tygodnie odkąd na nowo rozpoczęły się zajęcia po zimowej przerwie. Z Louis'em spotkałam się z pięć razy w gabinecie jego ojca, gdzie przeważnie całowaliśmy się siedząc zaraz przy tym pięknym, dużym oknie, które miało niesamowity widok na najbliższą okolicę. Niestety obecnie siedziałam w szkole stresując się najbliższym testem z angielskiego, którego ocena miała być jedną z najważniejszych.
- Nie zdam. - jęknęłam patrząc w książkę od przedmiotu. Była przerwa obiadowa, a ja siedziałam przy naszym starym stoliku wraz z Jen, Cat, Blue i Niall'em, który polubił obecne miejsce. Prawdopodobnie z mojego względu, gdyż codziennie coś oddawałam mu do jedzenia.
- Dramatyzujesz. - Caitlin machnęła lekceważąco ręką. - Zawsze tak mówisz, aż w końcu zdajesz.
- Niby tak, ale ta ocena przyda mi się do collegu. - westchnęłam biorąc kęs kanapki z indykiem.
- Też racja. - przyznała po chwili blondynka wzruszając lekko ramionami.
- Boże, bądź dla mnie łaskawy. - powiedziałam składając dłonie, jak do modlitwy.
- Jednak dramatyzujesz trochę. - stwierdziła Jen odwracając wzrok od Blue, który pisał z kimś smsy. Tym kimś prawdopodobnie nadal była Savannah. Żyli w pieprzonym trójkącie.
- Jesteście cudowni. - prychnęłam i uderzyłam rękę Niall'a, ponieważ chciał mi zabrać sok jabłkowy.
- Nie wyżywaj się na mnie.  - powiedział oburzony blondyn. - Poza tym zaraz przyjdzie Twój Romeo, więc daj na luz Julka.
- Czemu ja nadal się z Wami zadaję? Przypomni mi ktoś?
- Bo nas uwielbiasz. - stwierdził Blue nie unosząc oczu znad ekranu telefonu.
- Ta, raczej nienawidzę. - mruknęłam pod nosem, co i tak zagłuszył dzwonek. - świetnie, idę na test. Narka.
- Powodzenia. - Niall uniósł dwa kciuki do góry na co lekko się uśmiechnęłam.
Louis, CoCo, Liam i Zayn już byli w klasie siedząc na swoich stałych miejscach. Gdy i ja usiadłam to pani Meredith O'Connor weszła do klasy. Napisała na tablicy godzinę rozpoczęcia testu, po czym rozdała kartki po klasie.
- Macie równe czterdzieści minut. Powodzenia. - uśmiechnęła się z politowaniem w kierunku Louis'a, który patrzył na kartkę z jawnym niesmakiem.
Wiedziałam, że Tomlinson się specjalnie nie uczył i chciał tylko jako tako zdać. Odkąd zaczęła się robić względnie ładna pogoda, a temperatura sięgała czasami piętnastu stopni to szatyn całe dnie spędzał na boisku trenując. Za wszelką cenę starał się odciąć od całego szumu wokół jego rodziny. W internecie pojawiło się nawet kilka artykułów o tej treści. W końcu jego ojciec był grubą szychą w Londynie.
Otrząsnęłam się i zaczęłam rozwiązywać test, który wbrew pozorom nie był, aż taki zły, jak myślałam. Najwidoczniej wyolbrzymiałam trochę sprawę, ale naprawdę się nim przejmowałam.
Gdy lekcje się skończyły to miałam czekać na parkingu przy samochodzie Louis'a, który poprosił mnie o to z samego rana. Otuliłam się brązowym płaszczykiem, który nie był zbyt ciepły, ale jak na początek kwietnia nie było źle. Sprawdziłam Snapchata i odpisałam na kilka wiadomości na WhatsApp. W końcu zobaczyłam, jak szatyn wychodzi ze szkoły z przewieszoną torbą sportową przez ramię, plecakiem i piłką do nogi pod pachą. Wrzucił wszystkie swoje rzeczy do bagażnika.
- Spóźniłeś się. - stwierdziłam siadając na miejscu kierowcy.
- Wiem, musiałem coś załatwić w bibliotece. - wzruszył lekko prawym ramieniem, gdy odpalał samochód. Wyjechał ze szkolnego parkingu na ulicę.
- Wow. - udałam zaskoczenie. - Ty wiesz, gdzie jest biblioteka?
- Ha. Ha Nieśmieszne. - przewrócił oczami. - Możesz zarezerwować dla mnie cały jutrzejszy dzień?
- Cały?
- No tak od ósmej rano do dwudziestej pierwszej co najmniej. Co Ty na to?
- Ale szkoła. - skrzywiłam się. - Chciałabym, ale niedługo koniec roku. Dobrze wiesz, że powinniśmy się teraz skupić na naszej przyszłości. - próbowałam mu to delikatnie wytłumaczyć, ale po jego zaciskających się mięśniach twarzy wiedziałam, że idzie mi to średnio.
- Jasne. - przytaknął niemrawo kiwając głową.
- Louis, naprawdę...
- Rozumiem. - uciął krótko i na temat.
Zatrzymał się pod moim domem, a ja po prostu wysiadłam zabierając swoje rzeczy. Już miałam zatrzasnąć drzwi, kiedy na chwilę się zatrzymałam. Przeklęłam z dwa, a może trzy razy w myślach.
- Wybacz, ale naprawdę chcę dbać o swoją przyszłość. - powiedziałam i zatrzasnęłam lekko drzwi.
- Ja chcę dbać o naszą przyszłość! - Louis krzyknął przez uchylone okno, a potem po prostu odjechał z piskiem opon. Nie skręcił na podjazd do swojego domu, ale pojechał prosto do skrzyżowania. Jechał do centrum miasta. Znowu uciekał.
- Niech Cię diabli wezmą, Tomlinson. - mruknęłam pod nosem i weszłam do domu.
&&&
Był czwartek rano. Godzina ósma zero dwie, a ja stałam ubrana w wąskie spodnie moro, czarną bluzę i tego samego koloru kurtkę przed drzwiami domu państwa Tomlinson. Dzisiaj rano ominęłam mojego ojca, który pracuje dzisiaj w gabinecie oraz moją babcię, która tylko mrugnęła do mnie okiem przy śniadaniu, gdy zauważyła, że mój plecak jest pusty. Chciała mi wtedy wrzucić jabłko, abym nie była głodna.
Niepewnie zadzwoniłam do drzwi, a po chwili otworzyła mi matka Louis'a w rozczochranych, przetłuszczonych włosach i białym szlafroku. Uniosła zdziwiona brwi do góry patrząc na mnie podejrzliwie. W przedpokoju widziałam, jak jej mąż narzucał na swoje barki gustowny, szary płaszcz i zabrał równie kosztowną, brązową teczkę z komody.
- Do widzenia. - rzucił ozięble i nie zwracając na mnie uwagi wyszedł na dwór, gdzie podjechała taksówka.
- Uhm, ja do Louis'a, jest może? - spytałam pocierając o siebie kolanami ze zdenerwowania.
- Śpi u siebie w pokoju. Wrócił w ciężkim stanie. - westchnęła odsuwając się od drzwi i gestem mnie zapraszając do środka. - Chcesz może herbatę?
- Poproszę. - uśmiechnęłam się uprzejmie. Chciałam, żeby pani Tomlinson mnie polubiła.
- To dobrze się składa. - powiedziała z lekką kpiną. - Mój były, zapracowany mąż, pieprzony sukinsyn i ignorant nie miał nawet minuty, żeby napić się chociaż łyka.
- Rozumiem. - przytaknęłam nie wiedząc co powiedzieć.
W korytarzu zdjęłam buty. Usiadłam razem z nią w kuchni przy stole. Pomieszczenie niewiele zmieniło się od września. Jedyna różnica była na blacie zamiast alkoholi stały nieumyte talerze, które czekały, żeby włożyć je do zmywarki.
- Wiesz, wczoraj Louis wrócił tak pijany, jak nigdy. Był strasznie agresywny i chciał się bić z szafą w swoim pokoju. Nie wiem co się stało, ale po tym całym szale i spędzeniu w ubikacji pół godziny najzwyczajniej w świecie zaczął płakać. Nie wiem co się u niego dzieje, bo cóż... - zaśmiała się owijając palce wokół kubka. Jej paznokcie były przebarwione na żółto przez papierosy. - Jestem okropną matką. Powinnam wiedzieć co się dzieję z moim małym chłopczykiem. I mimo że widzę, jak wraca wykończony, zniszczony do domu po nocy, którą spędził Bóg wie gdzie nadal udaję, że wszystko jest w porządku. Prawdopodobnie powinnam się nim zainteresować, czy coś, ale nie umiem. Naprawdę nie umiem.
Delikatnie położyłam swoją dłoń na jej nadgarstku i lekko się uśmiechnęłam.
- Jesteś lepszą matką niż możesz sobie to wyobrazić. - powiedziałam bezpośrednio. - Nie zauważasz tego, ale Louis dużo Ci zawdzięcza. Z tego co pamiętam to właśnie Ty namówiłaś go do gry w piłkę nożną, czyż nie?
- Tak. - uśmiechnęła się blado przez łzy spływające po jej twarzy.
- Mamo? Muszę iść już do szkoły. Wzięłaś tabletki? - w progu kuchni pojawiła się niewysoka blondynka, która bardzo dokładnie zlustrowała mnie wzrokiem.
- Tak. Miłego dnia Lottie.
- Przepraszam, ale mogę iść do Louis'a? - spytałam po dłuższej chwili, kiedy tylko piłyśmy herbatę patrząc na siebie.
- Oczywiście. - przytaknęła odkładając kubek na blat stołu. Stałam już w progu, gdy usłyszałam jej głos. - Hailey, dziękuję za wszystko co dla niego robisz.
Nie odpowiedziałam tylko pobiegłam schodami do szatyna, który leżał zakopany w swojej pościeli. Spał i wyglądał niezwykle uroczo. Uśmiechnęłam się delikatnie i położyłam obok niego. Palcem szturchnęłam jego policzek, a on zabawnie pokręcił nosem.
- Louis, wstawaj. - jęknęłam lekko nim trzęsąc. - Przyszłam na wagary.
Tomlinson otworzył jedno oko i spojrzał na mnie z wypisanym kacem na twarzy. Westchnął głośno i przetarł dłońmi swoje oczy. Było po nim widać zmęczenie na kilometr.
- A co ze szkołą? - wychrypiał po czym wyjął z pod łóżka butelkę wody z której wypił co najmniej połowę.
- Chrzanić szkołę. - odpowiedziałam patrząc się w biały sufit.
- Tak? - objął mnie ramieniem w pasie i przyciągnął bliżej siebie w taki sposób, że nasze klatki piersiowe się dotykały.
- Tak. - przytaknęłam robiąc z ust dzióbek, żeby mnie pocałował. Zrobił to. - Więc co dzisiaj robimy?
- Bierzemy wolne od życia. - uśmiechnął się, ale jego oczy były zmęczone, zaczerwienione i smutne. Jego piękne niebieskoszare oczy.
- Tak wolno?
- Mam to gdzieś. - wymruczał przytulając się do mnie. Położył podbródek na moim ramieniu, a ja chciałabym, żeby tak było częściej. Tak spokojnie i normalnie. - Mogę jeszcze trochę się przespać?
- A ja będę robić Ci za poduszkę? - prychnęłam z uśmiechem na ustach.
- Widzę, że się rozumiemy. - uśmiechnął się nie otwierając oczu.
- Nienawidzę Cię.
- I tak wiem, że mnie kochasz.
Przełknęłam głośno ślinę, ale nic nie powiedziałam. Uznałam, że wolę iść spać niż wdawać się z nim w dyskusję na ten temat.
Po południu wylądowaliśmy pod kinem, ponieważ Louis miał to już zaplanowane i chciał obejrzeć jakiś film. Kupił ogromny popcorn, który zjedliśmy oglądając reklamy przed seansem oraz coca-colę i dla mnie wodę. W połowie filmu tak bardzo się nudziłam, że zaczęłam głaskać Louis'a po udzie. Czułam, jak się spina, ale za nic nie chciał odwrócić wzroku od ekranu. Chciał być twardy. Prawie mu się udało dopóki nie położyłam ręki na jego kroczu, a on nie jęknął.
- Hailey.
- Tak?
- Możesz przestać?
- O co Ci chodzi? Ja tylko oglądam film. - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Oczywiście.
###
Dobra, autentycznie to jest jeden z najnudniejszych i najkrótszych rozdziałów, ale hey! 18 zmiecie Was z nóg i obiecuję Wam to na milion procent. Prawdopodobnie większość osób będzie chciało mnie zabić, ale cóż...
Zaczynam pisać też nowe opowiadanie o Louis'ie w formie bardzo niedobrego gangstera można by rzec, który poznaje córkę policjanta... Może Wam się spodoba? Już jest na moim profilu, więc serdecznie zapraszam i przepraszam, że ten rozdział jest taki nudny...

3 komentarze:

  1. Super rozdział czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ♥
    Czekam na następny :)))
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, czekam na next.
    Ile jeszcze planujesz rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń