POV's Louis
Stałem przy swojej szkolnej szafce wyjmując odpowiednie podręczniki i
dżinsową kurtkę. Obok mnie stał zadowolony Niall jedząc kanapkę z
masłem orzechowym. Co chwilę mlaskał doprowadzając mnie tym do białej
gorączki. Rzuciłem mu mordercze spojrzenie, które zignorował.
- Wiesz, że jest dzisiaj impreza u Daniel'a? - spytał patrząc w swoją kromkę chleba.
- Tak. - prychnąłem przewracając oczami. - Zawsze wiem o imprezach.
- Ale Daniel Cię nie lubi, więc tak tylko pytam. - wzruszył obojętnie ramionami patrząc na mnie kątem oka.
- Zajmij się swoją kanapką Niall. - zatrzasnąłem metalową szafeczkę.
- Lubię masło orzechowe. - uśmiechnął się.
- A ja lubię Louis'a. - usłyszałem głos Jessici Campbell, a po chwili
jej dłoń ścisnęła moje ramię. - Widzimy się na imprezie Lou. - puściła
mi oczko i odeszła kręcąc biodrami.
- Do nigdy wiedźmo! - krzyknął za nią blondyn machając pięścią w
powietrzu. Uniosłem jedną brew do góry, ale nic nie powiedziałem. To był
Niall. Niall miał prawo zachowywać się, jak mały gówniarz. - Weźmiesz
Lee?
- Tak. - odpowiedziałem mimowolnie. - Jednak ona przyjedzie później z
dziewczynami. - wytłumaczyłem. Ruszyliśmy korytarzem prosto do wyjścia
na parking, gdzie stał mój samochód.
- Cóż to ostatnia impreza przed ostatecznymi testami. - westchnął
Horan oblizując palce. - Boisz się? - spytał, a ja spojrzałem na niego
nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. Otworzyłem kluczykami swoje
auto.
- Czego? - otworzyłem drzwi i kiwnąłem głową, żeby usiadł na miejscu pasażera. - Podrzucę Cię do domu. - wyjaśniłem.
- Okej. - przytaknął.
- To czego mam się bać?
- Przyszłości, Louis.
Zamilkłem skupiając wzrok na drodze. Zacisnąłem mocniej dłonie na
kierownicy i pojechałem na osiedle domków jednorodzinnych, gdzie
mieszkał Niall. Nie lubiłem z nim rozmawiać zawsze potrafił zaskoczyć
mnie jakimś prostym stwierdzeniem nad którym rozmyślałem potem przez
najbliższe godziny starając sobie szczerze odpowiedzieć.
Po dwudziestu minutach zatrzymałem się pod odpowiednim mieszkaniem.
Niall spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Nie odezwał się.
Wiedział, że nie odpowiem. Wysiadł i już miał zatrzasnąć drzwi, kiedy na
niego spojrzałem.
- Kurewsko się boję przyszłości. - stwierdziłem patrząc na chłopaka, który smutno się uśmiechnął.
- Może Cię to nie pocieszy, ale nie jesteś jedyny Lou. - westchnął i
spojrzał przez ramię na swój dom. Dobrze wiedziałem, że nie cierpiał w
nim przebywać. - Do zobaczenia wieczorem.
Odjechałem zaraz po tym, gdy zamknął drzwi samochodu. Nie pojechałem
do domu. Skierowałem się na swoje stare bloki na huśtawki, gdzie
przesiedziałem dobre trzy godziny paląc mentolowe papierosy i patrząc na
panoramę miasta chcąc zapamiętać każdy szczegół. Kobiety, które były z
dziećmi patrzyły na mnie karcącym wzrokiem, ale je ignorowałem.
Sprawdziłem telefon. Był pusty. Żadnej wiadomości, czy nieodebranego
połączenia. Nawet od Hailey. Wiem, że poszła do CoCo razem z resztą
dziewczyn, a mimo wszystko wolałbym, żeby była obok mnie. Możliwe, że to
już była pewna forma uzależnienia. Wyrzuciłem niedopałek na ziemię i
przydepnąłem go butem. Zebrałem się do domu. Akurat miałem czas na
prysznic i mogłem iść na imprezę.
***
Dom Daniela był przeciętnym domkiem jednorodzinnym w którym zawsze
były organizowane domówki pod nieobecność jego matki. Ojciec odszedł od
nich, gdy chłopak miał kilka lat. Zanim wszedłem do środka, zapaliłem
papierosa na podjeździe pod czujnym wzrokiem sąsiadki z naprzeciwka.
Była prawie dziewiąta, kiedy przekroczyłem próg domu.
Zobaczyłem tłum ludzi, który bawił się, jak tylko potrafił. Kanapy
służyły do sprawdzenia, czy językiem można dotknąć migdałków w gardle
swojego partnera. Zauważyłem kilka młodszych osób z gimnazjum, które
cudem wcisnęły się na tą imprezę, ale nie komentowałem tego. Nie
wiedziałem do końca jak, ale w mojej dłoni pojawił się kubeczek.
Powąchałem i stwierdziłem, że to piwo.
Zayn: Chodź na taras, mam towar.
Odszukałem przeszklone drzwi prowadzące na ogród. Zauważyłem mojego
przyjaciela wraz z Harry'm, który usypywał zioło do bletek. Zająłem
miejsce na leżaku obok nich i wygodnie się rozłożyłem.
- Nie trzeba Cię było długo namawiać. - zachichotał cicho Zayn. Od razu mogłem stwierdzić, że już coś spalił.
- Mnie nigdy nie trzeba długo namawiać. - uśmiechnąłem się lekko słysząc dudniącą muzykę ze środka domu.
- Co na to Hailey? - spytał Harry liżąc papierek czubkiem języka.
- A co ma mieć Hailey do tego?
- No nie wiem. Nie przeszkadza jej to, że przeważnie jesteś na haju?
- Niespecjalnie.
Harry nie powiedział już nic tylko podał gotowego jointa Zayn'owi,
który podpalił końcówkę skręta. Poczułem charakterystyczny zapach.
Zmarszczyłem nos, a Malik po trzech zaciągnięciach podał mi marichuanę
- Nie wierzę, że jeszcze Cię nie wytresowała. - zaśmiał się Zayn
lekko kaszląc. Przewróciłem oczami, ale nic nie powiedziałem po prostu
zająłem się tym, żeby się dobrze bawić.
Lee: Jestem w kuchni, przyjdź.
- Ja lecę. - powiedziałem z uśmiechem patrząc w ekran telefonu. Moi
kumple specjalnie nie zareagowali nadal paląc końcówkę jointa.
Wszedłem do środka z lekkim i przyjemnym szumem w głowie. Uśmiechałem
się do ludzi, którzy się ze mną witali i coś mówili. Przedarłem się do
kuchni, gdzie zobaczyłem Hailey. Miała czarną bluzkę z białymi wzorkami i
długim rękawem oraz czarne rurki, które przylegały do jej nóg. Objąłem
ją w pasie od tyłu i pocałowałem w bordowe usta, kiedy odwróciła się,
aby zobaczyć kto ją przytula.
- Cześć. - uśmiechnęła się, kiedy się od siebie oderwaliśmy. - Co robiłeś?
- Siedziałem na tarasie z Zayn'em i Harry'm.
- Jarałeś.
- Tak. Skąd wiesz?
- Twoje oczy są większe niż zazwyczaj. Dziwne, przeważnie się zwężają.
- To dlatego, że Cię widzę. - odpowiedziałem dyplomatycznie. -
Podobno źrenice powiększają się na widok osoby, którą lubisz. - dodałem
uśmiechając się głupio.
- Lub nienawidzisz.
- To mamy już za sobą.
- Tak myślę. - uśmiechnęła się lekko i wzięła do dłoni kieliszek czerwonego wina.
- Zdjęcie! - rozniósł się czyiś krzyk, więc przysunąłem się do Hailey
i szeroko uśmiechnąłem. Brunetka oparła dłoń z kieliszkiem na moim
ramieniu, a po chwili był flesz. - Słodko wyszliście.
Czułem, jak odlatuję pomału, więc zignorowałem komplement i wziąłem
Lee za wolną rękę i poszliśmy w kierunku salonu, gdzie był główny
parkiet do tańczenia. Czułem, że ta impreza wyszła trochę poza kontrolę,
ponieważ były osoby, których za cholerę nie kojarzyłem. Nie obchodziło
mnie to, gdy tańczyłem z Hailey, która składała pocałunki na mojej szyi
z wzajemnością. Nie obchodziło mnie to, gdy wspinaliśmy się po schodach
na piętro. Nie obchodziło mnie to dopóki Lee nie rzuciła mi chytry
uśmieszek i zniknęła za drzwiami łazienki. Ja natomiast oparłem się o
barierkę i spojrzałem na parkiet.
Czułem, jak po moim ciele przechodzą przyjemne dreszcze podniecenia, a
mój penis budzi się do życia. Gdy po chwili jej dłonie znalazły się na
mojej talii, a usta na szyi poczułem się cholernie dobrze. Nie
przeszkadzało mi to, że lądujemy w sypialni Daniel'a, ponieważ chłopak i
tak mnie nie cierpiał. Brunetka popchnęła mnie na łóżko, a ja się lekko
uśmiechnąłem. Wzrok mi się rozmazywał, ale i tak niewiele widziałem
przez ciemność panującą w pokoju. Zza drzwi dochodziła dudniąca muzyka, a
dziewczyna właśnie zdejmowała z siebie bluzkę.
Miała ładne piersi, które okryte czerwonym, koronkowym stanikiem
doprowadzały mnie do frustracji, ale nim cokolwiek mogłem zrobić to ona
już była przy moich ustach wsuwając swoje dłonie pod moją koszulkę. To
było dobre, gdy jej palce zahaczały o gumkę od bokserek, a wargi
zostawiały mokrą ścieżkę na moim torsie po tym, gdy koszulka leżała już
na biurku. Czułem się niesamowicie, gdy jej usta zassały się na moim
penisie zaraz po tym, gdy ściągnęła mi bokserki. Byłem tak bardzo
zjarany, że w tej chwili wszystko odczuwałem trzy razy mocniej.
Wtopiłem palce w jej włosy pieprząc jej usta. Nie doszedłem. Tylko
lizałem jej sutki przez stanik i wiedziałem, że to lubi. Sposób w jaki
odchyliła głowę do tyłu i poruszyła się na moich biodrach był
wystarczającym sygnałem do działania. Zdjąłem jej majtki i podwinąłem
spódniczkę do góry po czym bezceremonialnie w nią wszedłem. Zaspokojenie
potrzeby było silniejsze niż uczucie. Po za tym nie wierzyłem, że
Hailey będzie mnie ujeżdżać skoro to podobno miał być jej pierwszy raz.
- Och, tak. - jęknęła przyspieszając, a ja zmarszczyłem brwi, bo to nie był głos Hailey.
- Co jest, kurwa!? - wrzasnąłem chcąc to skończyć, ale mój fiut zadziałał przeciwko mnie pragnąc się pozbyć tego napięcia.
- Mówiłam, że kiedyś będziesz jeszcze mój. - wystękała Jessica
zaciskając się na moim penisie. Byłem spanikowany, przerażony,
zestresowany i na pewno zjarany. Chociaż cała faza zeszła mi w
sekundzie.
- Louis? - usłyszałem cichy głos ze strony drzwi, gdzie stała
prawdziwa Hailey. Usta zasłoniła dłonią po czym pokręciła głową kilka
razy, jakby nie chciała w to uwierzyć i wyszła z pokoju.
- Kurwa! - krzyknąłem wychodząc z brunetki. Ubrałem się w ekspresowym
tempie nie zawiązując sznurówek w butach. Zbiegłem na dół po schodach i
spytałem się Harry'ego, czy widział Lee.
- Wyszła przed chwilą przed dom. - powiedział kiwając głową na boki. Był wstawiony. - Chyba płakała.
Oczywiście kurwa, że płakała. Gdy stałem już na chodniku zauważyłem
jej postać po lewej stronie. Siedziała na krawężniku i paliła papierosa
patrząc się tępo przed siebie. Podszedłem do niej, lekko odchrząknąłem i
zająłem miejsce obok niej. Nie spojrzała na mnie, ani razu.
- Przepraszam, myślałem że to Ty. - powiedziałem szczerze. Chciałem
położyć dłoń na jej ramieniu, ale w tym momencie na mnie spojrzała, a
moje serce się zatrzymało. Jej piękne, brązowe oczy były przesiąknięte
smutkiem i nienawiścią. Cofnąłem rękę.
- Przepraszasz? - spytała kpiącym tonem. - Za to, że wsadziłeś fiuta
nie do tej dziury co trzeba, czy za to, że pieprzyłeś Jessicę po tym,
gdy mówiłeś, że jesteś mój? Słyszałam, że można pomylić skarpetki, ale
dziewczyny!? Na litość boską, czy Ty siebie słyszysz Louis?
- Tak. - szepnąłem patrząc na jej twarz. Była piękna. Nawet, gdy płakała i mnie nienawidziła.
- To mam nadzieję, że usłyszysz też mnie. - oznajmiła po chwili
marszcząc lekko brwi. - Nie pisz, nie rozmawiaj ze mną, nie dzwoń, nie
przychodź do mnie, nie patrz na mnie, nie myśl o mnie. Po prostu
zapomnij o mnie, bo wszystko co mieliśmy Ty właśnie zniszczyłeś to
jednej nocy.
- Hailey, przecież to...
- Nie mów tylko, że to można uratować. - gwałtownie mi przerwała
odwracając głowę przed siebie. Patrzyła na smutną latarnię, która
oświetlała czyiś ogródek. - Tego nic nie uratuje.
- Możemy chociaż spróbować.
- Nie chcę, żebyśmy byli jak twoi rodzice Louis. Nie chcę, żebyś mnie
zdradzał. Nie chcę udawać, że wszystko jest w porządku, a tym bardziej
nie chcę przez Ciebie cierpieć. - oświadczyła dobitnie, a mnie zakuło
coś w środku, bo miała taką cholerną rację.
- A mogę powalczyć? - spytałem, gdy odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się dymem nikotynowym.
- O co niby? - prychnęła gasząc niedopałek butem. - Nie masz o co.
- Skreślasz nas?
- Błagam Cię nie mów tego tak, jakby to była całkowicie moja wina. -
wyszeptała. - Rozumiem, że nie byłam idealna, ale mnie zdradziłeś i to
boli. Wiesz czemu jeszcze z Tobą rozmawiam?
- Czemu?
- Bo to będzie nasza ostatnia rozmowa.
- Ty już podjęłaś decyzję, prawda? - spytałem zerkając na nią kątem
oka. Wyglądała na zamyśloną, ale po chwili delikatnie przytaknęła głową.
- Tak.
- Wybacz, ale jej nie uszanuję. - powiedziałem, a ona odwróciła się w
moją stronę. - Będę walczyć, bo wiem, że to ma jakiś sens. Chcę, żebyś
ze mną została już na zawsze. Ja naprawdę nie wiedziałem co wtedy robię.
- To nie jest wytłumaczenie. - otarła dłonią swoje napuchnięte oczy z których spływała mascara.
- Nie jest. - potwierdziłem. - Po prostu... - westchnąłem zacinając
się, aby odpowiednio dobrać słowa. - Napraw mnie Hailey. Napraw nas.
Pomiędzy nami zapadła nieprzyjemna wręcz niszcząca cisza, która
wykańczała mnie z każdą sekundą. Czułem się, jak przy odpowiedzi z
matematyki. Wiedziałem, że mogę to zrobić albo dobrze, albo źle. Problem
był taki, że przeważnie dostawałem jedynki z matmy.
- Nie ma nas. - oświadczyła wstając z krawężnika. Otrzepała dłonią
swoje spodnie. - A Ciebie... Cóż Ciebie próbowałam naprawić, ale
poległam.
- Mogę Cię pocałować? - spytałem szybko idąc w jej ślady.
- Ostatni raz. - wyszeptała w końcu, a ja odetchnąłem.
Chwyciłem jej twarz w dłonie i dopóki nasze wargi się nie zetknęły
patrzyłem w jej oczy. I mimo że nie oddała pocałunku to był nasz
najlepszy moment. Przekazałem jej w tym jednym geście wszystkie moje
myśli, słowa, czyny, uczucia, nadzieje. Głównie nadzieje na lepsze
jutro, które były znikome.
- Żegnaj Louis. - odchrząknęła
przygryzając wargę. Chciała powstrzymać łzy, które był wbrew niej i już
ciekły po jej policzkach. - Byłeś moją pierwszą, miłością. Podobno
pierwsza miłość zawsze jest nieszczęśliwa. - zaśmiała się smutno po czym
odwróciła na pięcie. Patrzyłem na nią, gdy odchodziła, aż do momentu,
gdy zniknęła za zakrętem. Widziałem jeszcze, jak odpalała kolejnego
papierosa.
Czułem się tak potwornie źle, że miałem ochotę
zalać się w trupa. I prawdopodobnie to zrobiłem, bo jedyne co
pamiętałem z tamtej nocy to rozmowa z najważniejszą osobą mojego
dwudziestoletniego życia.
###
Cześć,
wybaczcie, że taki krótki, ale chciałam, żeby uchwycić w tym
najważniejszy moment w całym tym opowiadaniu. Mamy punkt kuluminacyjny.
Przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam.
#Lucky.
Super rozdział ale błagam się napraw ich związek proszę
OdpowiedzUsuńWłaśnie napraw ich
UsuńNapraw go Hailey
UsuńSuper rozdział czekam na next
OdpowiedzUsuńPS. #naprawgo
Super, Napraw ich *-*
OdpowiedzUsuńCudowny *-*
OdpowiedzUsuńProszę cię nie rób mi tego!
Czekam na next ;**
Natalunka x.x