sobota, 17 września 2016

18. Napraw mnie Hailey.

POV's Louis
Stałem przy swojej szkolnej szafce wyjmując odpowiednie podręczniki i dżinsową kurtkę. Obok mnie stał zadowolony Niall jedząc kanapkę z masłem orzechowym. Co chwilę mlaskał doprowadzając mnie tym do białej gorączki. Rzuciłem mu mordercze spojrzenie, które zignorował.
- Wiesz, że jest dzisiaj impreza u Daniel'a? - spytał patrząc w swoją kromkę chleba.
- Tak. - prychnąłem przewracając oczami. - Zawsze wiem o imprezach.
- Ale Daniel Cię nie lubi, więc tak tylko pytam. - wzruszył obojętnie ramionami patrząc na mnie kątem oka.
- Zajmij się swoją kanapką Niall. - zatrzasnąłem metalową szafeczkę.
- Lubię masło orzechowe. - uśmiechnął się.
- A ja lubię Louis'a. - usłyszałem głos Jessici Campbell, a po chwili jej dłoń ścisnęła moje ramię. - Widzimy się na imprezie Lou. - puściła mi oczko i odeszła kręcąc biodrami.
- Do nigdy wiedźmo! - krzyknął za nią blondyn machając pięścią w powietrzu. Uniosłem jedną brew do góry, ale nic nie powiedziałem. To był Niall. Niall miał prawo zachowywać się, jak mały gówniarz. - Weźmiesz Lee?
- Tak. - odpowiedziałem mimowolnie. - Jednak ona przyjedzie później z dziewczynami. - wytłumaczyłem. Ruszyliśmy korytarzem prosto do wyjścia na parking, gdzie stał mój samochód.
- Cóż to ostatnia impreza przed ostatecznymi testami. - westchnął Horan oblizując palce. - Boisz się? - spytał, a ja spojrzałem na niego nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. Otworzyłem kluczykami swoje auto.
- Czego? - otworzyłem drzwi i kiwnąłem głową, żeby usiadł na miejscu pasażera. - Podrzucę Cię do domu. - wyjaśniłem.
- Okej. - przytaknął.
- To czego mam się bać?
- Przyszłości, Louis.
Zamilkłem skupiając wzrok na drodze. Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy i pojechałem na osiedle domków jednorodzinnych, gdzie mieszkał Niall. Nie lubiłem z nim rozmawiać zawsze potrafił zaskoczyć mnie jakimś prostym stwierdzeniem nad którym rozmyślałem potem przez najbliższe godziny starając sobie szczerze odpowiedzieć.
Po dwudziestu minutach zatrzymałem się pod odpowiednim mieszkaniem. Niall spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Nie odezwał się. Wiedział, że nie odpowiem. Wysiadł i już miał zatrzasnąć drzwi, kiedy na niego spojrzałem.
- Kurewsko się boję przyszłości. -  stwierdziłem patrząc na chłopaka, który smutno się uśmiechnął.
- Może Cię to nie pocieszy, ale nie jesteś jedyny Lou. - westchnął i spojrzał przez ramię na swój dom. Dobrze wiedziałem, że nie cierpiał w nim przebywać. - Do zobaczenia wieczorem.
Odjechałem zaraz po tym, gdy zamknął drzwi samochodu. Nie pojechałem do domu. Skierowałem się na swoje stare bloki na huśtawki, gdzie przesiedziałem dobre trzy godziny paląc mentolowe papierosy i patrząc na panoramę miasta chcąc zapamiętać każdy szczegół. Kobiety, które były z dziećmi patrzyły na mnie karcącym wzrokiem, ale je ignorowałem.
Sprawdziłem telefon. Był pusty. Żadnej wiadomości, czy nieodebranego połączenia. Nawet od Hailey. Wiem, że poszła do CoCo razem z resztą dziewczyn, a mimo wszystko wolałbym, żeby była obok mnie. Możliwe, że to już była pewna forma uzależnienia. Wyrzuciłem niedopałek na ziemię i przydepnąłem go butem. Zebrałem się do domu. Akurat miałem czas na prysznic i mogłem iść na imprezę.
***
Dom Daniela był przeciętnym domkiem jednorodzinnym w którym zawsze były organizowane domówki pod nieobecność jego matki. Ojciec odszedł od nich, gdy chłopak miał kilka lat. Zanim wszedłem do środka, zapaliłem papierosa na podjeździe pod czujnym wzrokiem sąsiadki z naprzeciwka. Była prawie dziewiąta, kiedy przekroczyłem próg domu.
Zobaczyłem tłum ludzi, który bawił się, jak tylko potrafił. Kanapy służyły do sprawdzenia, czy językiem można dotknąć migdałków w gardle swojego partnera. Zauważyłem kilka młodszych osób z gimnazjum, które cudem wcisnęły się na tą imprezę, ale nie komentowałem tego. Nie wiedziałem do końca jak, ale w mojej dłoni pojawił się kubeczek. Powąchałem i stwierdziłem, że to piwo.
Zayn: Chodź na taras, mam towar.
Odszukałem przeszklone drzwi prowadzące na ogród. Zauważyłem mojego przyjaciela wraz z Harry'm, który usypywał zioło do bletek. Zająłem miejsce na leżaku obok nich i wygodnie się rozłożyłem.
- Nie trzeba Cię było długo namawiać. - zachichotał cicho Zayn. Od razu mogłem stwierdzić, że już coś spalił.
- Mnie nigdy nie trzeba długo namawiać. - uśmiechnąłem się lekko słysząc dudniącą muzykę ze środka domu.
- Co na to Hailey? - spytał Harry liżąc papierek czubkiem języka.
- A co ma mieć Hailey do tego?
- No nie wiem. Nie przeszkadza jej to, że przeważnie jesteś na haju?
- Niespecjalnie.
Harry nie powiedział już nic tylko podał gotowego jointa Zayn'owi, który podpalił końcówkę skręta. Poczułem charakterystyczny zapach. Zmarszczyłem nos, a Malik po trzech zaciągnięciach podał mi marichuanę
- Nie wierzę, że jeszcze Cię nie wytresowała. - zaśmiał się Zayn lekko kaszląc. Przewróciłem oczami, ale nic nie powiedziałem po prostu zająłem się tym, żeby się dobrze bawić.
Lee: Jestem w kuchni, przyjdź.
- Ja lecę. - powiedziałem z uśmiechem patrząc w ekran telefonu. Moi kumple specjalnie nie zareagowali nadal paląc końcówkę jointa.
Wszedłem do środka z lekkim i przyjemnym szumem w głowie. Uśmiechałem się do ludzi, którzy się ze mną witali i coś mówili. Przedarłem się do kuchni, gdzie zobaczyłem Hailey. Miała czarną bluzkę z białymi wzorkami i długim rękawem oraz czarne rurki, które przylegały do jej nóg. Objąłem ją w pasie od tyłu i pocałowałem w bordowe usta, kiedy odwróciła się, aby zobaczyć kto ją przytula.
- Cześć. - uśmiechnęła się, kiedy się od siebie oderwaliśmy. - Co robiłeś?
- Siedziałem na tarasie z Zayn'em i Harry'm.
- Jarałeś.
- Tak. Skąd wiesz?
- Twoje oczy są większe niż zazwyczaj. Dziwne, przeważnie się zwężają.
- To dlatego, że Cię widzę. - odpowiedziałem dyplomatycznie. - Podobno źrenice powiększają się na widok osoby, którą lubisz. - dodałem uśmiechając się głupio.
- Lub nienawidzisz.
- To mamy już za sobą.
- Tak myślę. - uśmiechnęła się lekko i wzięła do dłoni kieliszek czerwonego wina.
- Zdjęcie! - rozniósł się czyiś krzyk, więc przysunąłem się do Hailey i szeroko uśmiechnąłem. Brunetka oparła dłoń z kieliszkiem na moim ramieniu, a po chwili był flesz. - Słodko wyszliście.
Czułem, jak odlatuję pomału, więc zignorowałem komplement i wziąłem Lee za wolną rękę i poszliśmy w kierunku salonu, gdzie był główny parkiet do tańczenia. Czułem, że ta impreza wyszła trochę poza kontrolę, ponieważ były osoby, których za cholerę nie kojarzyłem. Nie obchodziło mnie to, gdy tańczyłem z Hailey, która składała pocałunki na mojej szyi  z wzajemnością. Nie obchodziło mnie to, gdy wspinaliśmy się po schodach na piętro. Nie obchodziło mnie to dopóki Lee nie rzuciła mi chytry uśmieszek i zniknęła za drzwiami łazienki. Ja natomiast oparłem się o barierkę i spojrzałem na parkiet.
Czułem, jak po moim ciele przechodzą przyjemne dreszcze podniecenia, a mój penis budzi się do życia. Gdy po chwili jej dłonie znalazły się na mojej talii, a usta na szyi poczułem się cholernie dobrze. Nie przeszkadzało mi to, że lądujemy w sypialni Daniel'a, ponieważ chłopak i tak mnie nie cierpiał. Brunetka popchnęła mnie na łóżko, a ja się lekko uśmiechnąłem. Wzrok mi się rozmazywał, ale i tak niewiele widziałem przez ciemność panującą w pokoju. Zza drzwi dochodziła dudniąca muzyka, a dziewczyna właśnie zdejmowała z siebie bluzkę.
Miała ładne piersi, które okryte czerwonym, koronkowym stanikiem doprowadzały mnie do frustracji, ale nim cokolwiek mogłem zrobić to ona już była przy moich ustach wsuwając swoje dłonie pod moją koszulkę. To było dobre, gdy jej palce zahaczały o gumkę od bokserek, a wargi zostawiały mokrą ścieżkę na moim torsie po tym, gdy koszulka leżała już na biurku. Czułem się niesamowicie, gdy jej usta zassały się na moim penisie zaraz po tym, gdy ściągnęła mi bokserki. Byłem tak bardzo zjarany, że w tej chwili wszystko odczuwałem trzy razy mocniej.
Wtopiłem palce w jej włosy pieprząc jej usta. Nie doszedłem. Tylko lizałem jej sutki przez stanik i wiedziałem, że to lubi. Sposób w jaki odchyliła głowę do tyłu i poruszyła się na moich biodrach był wystarczającym sygnałem do działania. Zdjąłem jej majtki i podwinąłem spódniczkę do góry po czym bezceremonialnie w nią wszedłem. Zaspokojenie potrzeby było silniejsze niż uczucie. Po za tym nie wierzyłem, że Hailey będzie mnie ujeżdżać skoro to podobno miał być jej pierwszy raz.
- Och, tak. - jęknęła przyspieszając, a ja zmarszczyłem brwi, bo to nie był głos Hailey.
- Co jest, kurwa!? - wrzasnąłem chcąc to skończyć, ale mój fiut zadziałał przeciwko mnie pragnąc się pozbyć tego napięcia.
- Mówiłam, że kiedyś będziesz jeszcze mój. - wystękała Jessica zaciskając się na moim penisie. Byłem spanikowany, przerażony, zestresowany i na pewno zjarany. Chociaż cała faza zeszła mi w sekundzie.
- Louis? - usłyszałem cichy głos ze strony drzwi, gdzie stała prawdziwa Hailey. Usta zasłoniła dłonią po czym pokręciła głową kilka razy, jakby nie chciała w to uwierzyć i wyszła z pokoju.
- Kurwa! - krzyknąłem wychodząc z brunetki. Ubrałem się w ekspresowym tempie nie zawiązując sznurówek w butach. Zbiegłem na dół po schodach i spytałem się Harry'ego, czy widział Lee.
- Wyszła przed chwilą przed dom. - powiedział kiwając głową na boki. Był wstawiony. - Chyba płakała.
Oczywiście kurwa, że płakała. Gdy stałem już na chodniku zauważyłem jej postać po lewej stronie. Siedziała na krawężniku i paliła papierosa patrząc się tępo przed siebie. Podszedłem do niej, lekko odchrząknąłem i zająłem miejsce obok niej. Nie spojrzała na mnie, ani razu.
- Przepraszam, myślałem że to Ty. - powiedziałem szczerze. Chciałem położyć dłoń na jej ramieniu, ale w tym momencie na mnie spojrzała, a moje serce się zatrzymało. Jej piękne, brązowe oczy były przesiąknięte smutkiem i nienawiścią. Cofnąłem rękę.
- Przepraszasz? - spytała kpiącym tonem. - Za to, że wsadziłeś fiuta nie do tej dziury co trzeba, czy za to, że pieprzyłeś Jessicę po tym, gdy mówiłeś, że jesteś mój? Słyszałam, że można pomylić skarpetki, ale dziewczyny!? Na litość boską, czy Ty siebie słyszysz Louis?
- Tak. - szepnąłem patrząc na jej twarz. Była piękna. Nawet, gdy płakała i mnie nienawidziła.
- To mam nadzieję, że usłyszysz też mnie. - oznajmiła po chwili marszcząc lekko brwi. - Nie pisz, nie rozmawiaj ze mną, nie dzwoń, nie przychodź do mnie, nie patrz na mnie, nie myśl o mnie. Po prostu zapomnij o mnie, bo wszystko co mieliśmy Ty właśnie zniszczyłeś to jednej nocy.
- Hailey, przecież to...
- Nie mów tylko, że to można uratować. - gwałtownie mi przerwała odwracając głowę przed siebie. Patrzyła na smutną latarnię, która oświetlała czyiś ogródek. - Tego nic nie uratuje.
- Możemy chociaż spróbować.
- Nie chcę, żebyśmy byli jak twoi rodzice Louis. Nie chcę, żebyś mnie zdradzał. Nie chcę udawać, że wszystko jest w porządku, a tym bardziej nie chcę przez Ciebie cierpieć. - oświadczyła dobitnie, a mnie zakuło coś w środku, bo miała taką cholerną rację.
- A mogę powalczyć? - spytałem, gdy odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się dymem nikotynowym.
- O co niby? - prychnęła gasząc niedopałek butem. - Nie masz o co.
- Skreślasz nas?
- Błagam Cię nie mów tego tak, jakby to była całkowicie moja wina. - wyszeptała. - Rozumiem, że nie byłam idealna, ale mnie zdradziłeś i to boli. Wiesz czemu jeszcze z Tobą rozmawiam?
- Czemu?
- Bo to będzie nasza ostatnia rozmowa.
- Ty już podjęłaś decyzję, prawda? - spytałem zerkając na nią kątem oka. Wyglądała na zamyśloną, ale po chwili delikatnie przytaknęła głową.
- Tak.
- Wybacz, ale jej nie uszanuję. - powiedziałem, a ona odwróciła się w moją stronę. - Będę walczyć, bo wiem, że to ma jakiś sens. Chcę, żebyś ze mną została już na zawsze. Ja naprawdę nie wiedziałem co wtedy robię.
- To nie jest wytłumaczenie. - otarła dłonią swoje napuchnięte oczy z których spływała mascara.
- Nie jest. - potwierdziłem. - Po prostu... - westchnąłem zacinając się, aby odpowiednio dobrać słowa. - Napraw mnie Hailey. Napraw nas.
Pomiędzy nami zapadła nieprzyjemna wręcz niszcząca cisza, która wykańczała mnie z każdą sekundą. Czułem się, jak przy odpowiedzi z matematyki. Wiedziałem, że mogę to zrobić albo dobrze, albo źle. Problem był taki, że przeważnie dostawałem jedynki z matmy.
- Nie ma nas. - oświadczyła wstając z krawężnika. Otrzepała dłonią swoje spodnie. - A Ciebie... Cóż Ciebie próbowałam naprawić, ale poległam.
- Mogę Cię pocałować? - spytałem szybko idąc w jej ślady.
- Ostatni raz. - wyszeptała w końcu, a ja odetchnąłem.
Chwyciłem jej twarz w dłonie i dopóki nasze wargi się nie zetknęły patrzyłem w jej oczy. I mimo że nie oddała pocałunku to był nasz najlepszy moment. Przekazałem jej w tym jednym geście wszystkie moje myśli, słowa, czyny, uczucia, nadzieje. Głównie nadzieje na lepsze jutro, które były znikome.
- Żegnaj Louis. - odchrząknęła przygryzając wargę. Chciała powstrzymać łzy, które był wbrew niej i już ciekły po jej policzkach. - Byłeś moją pierwszą, miłością. Podobno pierwsza miłość zawsze jest nieszczęśliwa. - zaśmiała się smutno po czym odwróciła na pięcie. Patrzyłem na nią, gdy odchodziła, aż do momentu, gdy zniknęła za zakrętem. Widziałem jeszcze, jak odpalała kolejnego papierosa.
Czułem się tak potwornie źle, że miałem ochotę zalać się w trupa. I prawdopodobnie to zrobiłem, bo jedyne co pamiętałem z tamtej nocy to rozmowa z najważniejszą osobą mojego dwudziestoletniego życia.
###
Cześć, wybaczcie, że taki krótki, ale chciałam, żeby uchwycić w tym najważniejszy moment w całym tym opowiadaniu. Mamy punkt kuluminacyjny.
Przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam.
#Lucky.

6 komentarzy:

  1. Super rozdział ale błagam się napraw ich związek proszę

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział czekam na next
    PS. #naprawgo

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, Napraw ich *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny *-*
    Proszę cię nie rób mi tego!
    Czekam na next ;**
    Natalunka x.x

    OdpowiedzUsuń