POV's Lee
Siedziałam na korytarzu
przy jednym ze stolików wraz z Jennifer i Caitlin, które rozmawiały na
temat kolejnego przystojniaka, który akurat przechodził obok. Natomiast
ja patrzyłam w książkę od matematyki z której mogłam być odpytywana za
kilkanaście minut. Lekcja była z panem Richard'em Dickson'em, który nie
bez powodu nie lubił swojego nazwiska, więc kazał zwracać się do siebie
pan Richard.
- Lee, no spójrz
chociaż. - jęknęła Caitlin poprawiając swoje krótkie, blond włosy do
ramion, które były tak delikatne, jak aksamit albo jedwab. Kiwnęła
znacząco głową w lewą stronę.
Spojrzałam. Stał tam
Blue Gordon. Był przystojny, a nawet można było powiedzieć, że mega
gorący, ale był też tym jednym z niegrzecznych chłopców, a niegrzeczni
chłopcy to same problemy, a jak wszyscy wiedzą problemy nie są fajne.
- Jest okej, chyba. - wzruszyłam ramionami i na nowo zatopiłam wzrok w książce, która leżała na stole.
- Przepraszam? - spytała blondynka piskliwym głosem. - Czy Ty to słyszałaś Jen?
- Tak, słyszałam Cat.
Nie jestem głucha. - powiedziała szatynka wywracając oczami. - Tylko dla
naszej Hailey nie każdy napotkany chłopak to ciasteczko tak, jak dla
Ciebie.
- Czy Ty mi sugerujesz, że za szybko się zachwycam chłopcami?
- Obydwie Ci to sugerujemy już od dwóch lat. - zaśmiałam się, a Caitlin fuknęła coś pod nosem i założyła ręce w koszyczek.
- Co teraz macie? - spytała Jenny biorąc do ręki wodę niegazowaną.
- Francuski z niezwykle
seksownym nauczycielem, który i tak nas niczego nie uczy. -
odpowiedziała podekscytowana blondynka cicho piszcząc. Ja tylko
podniosłam książkę do góry, aby pokazać jej na co obecnie się uczę. -
Chciałabym mieć matematykę z Tomlinson'em. - rozmarzyła się Caitlin
opierając brodę na prawej ręce.
- Nie zdałabyś, bo
patrzyłabyś się na niego. - zaśmiałam się razem z Jennifer, która prawie
zakrztusiła się wodą. Natomiast panna Morgan przewróciła oczami.
- W sumie to masz rację.
- dodała po chwili i wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem. Dzwonek oznajmił
mi, że powinnam już się zbierać, aby się nie spóźnić na lekcję.
- Ja lecę, do zobaczenia później na lunchu! - krzyknęłam zbierając szybko swój plecak i książkę od matematyki.
- Baw się dobrze i
spójrz na jego tyłek to zmienisz zdanie! - usłyszałam tylko w odpowiedzi
krzyk Caitlin. Cóż, ona chyba po prostu kocha niegrzecznych chłopców.
Co ja gadam. Ona kocha wszystkich chłopców. Prawie wszystkich.
Do klasy wpadłam
dosłownie kilka minut przed krytycznym wzrokiem pana Richard'a, który
jednak zamilkł i zamknął za mną drzwi na klucz. Każdy kto teraz się
spóźnił miał kłopoty i zagwarantowane, że przez kolejne dwa tygodnie
będzie spędzał w areszcie szkolnym godzinę po lekcjach.
- Witam Was na lekcji,
którą tak kochacie, jak głoszą napisy w męskich ubikacjach. - zaczął
stając za biurkiem z zaplecionymi dłońmi. W tym czasie zdążyłam usiąść w
trzeciej ławce pod oknem obok dziwnej Evy. - Zaczniemy dzisiaj od
odpowiedzi, a tą szczęśliwą osobą będzie Hailey Williams, która ma
problemy, żeby się prawie nie spóźniać na moje lekcje.
- Kurwa. - jęknęłam pod
nosem, a moje powieki automatycznie opadły. Otworzyłam oczy i szeroko
się uśmiechnęłam. Bądź optymistką, tak mówiła Caitlin.
- Co tam mówiłaś Williams? - spytał się mnie nauczyciel odwracając się od tablicy na której napisał równanie. Algebra.
- Nic, nic. -
powiedziałam szybko i podniosłam się z ławki, aby podejść do tablicy.
Mój główny problem polegał na tym, że jestem humanistką. Angielski,
historia lub filozofia były okej, a matematyka, chemia czy fizyka były
bardzo nie okej.
- Jeśli to rozwiążesz
będziesz mieć dwa. - oznajmił podając mi kredę i z cynicznym uśmiechem
usiadł na obrotowym krześle. Wiedział, że nie umiałam. Bez wątpienia pan
Richard Dickson był dupkiem.
- Oh, fajnie. -
uśmiechnęłam się promiennie. Bądź optymistką, tak jak mówiła Caitlin.
Odwróciłam się do tablicy i zaczęłam sumować jakieś x i y. Od kiedy w matematyce są litery?
Nagle klamka od drzwi
zaczęła się poruszać. Jednak po chwili było słychać tylko ciche
przekleństwa, a następnie coś uderzyło w drzwi z dużą siłą. Była to
prawdopodobnie pięść. Pan Richard podszedł do drewnianej powłoki, którą
otworzył za pomocą klucza. Wtedy do klasy wszedł Louis Tomlinson
trącając nauczyciela ramieniem.
- Spóźniłeś się. -
stwierdził nauczyciel i ponownie zamknął drzwi na klucz. - Wiesz co to
oznacza? - spytał. Natomiast ja szybko spisałam zadanie od Violet, która
siedziała w pierwszej ławce i w przeciwieństwie do mnie umiała
matematykę.
- Nic to nie oznacza,
Dick. - odpyskował Louis wzruszając ramionami i podając mu papierek na
którym było coś nabazgrane. - Trener kazał to dać. - dodał, a następnie
ruszył w stronę swojej, ostatniej ławki pod ścianą, gdzie siedział już
Harry, jego przyjaciel, który był chyba w porządku. Nigdy nie widziałam,
żeby był takim dupkiem, jak Louis lub pan Richard. Mimo wszystko
spojrzałam na tyłek Louis'a. Caitlin byłaby dumna i piszczała, jak
wariatka.
- Nie interesuje mnie
to, na co trener Ci pozwala, rozumiesz? - krzyknął. - Zostajesz przez
trzy tygodnie w areszcie po godzinie.
- Mam treningi. - zdenerwował się Tomlinson wstając ze swojego miejsca, a jego pięści wylądowały na stoliku, który się zatrząsł.
- Oh, naprawdę? - spytał
z przejęciem pan Richard kładąc swoją dłoń na swojej klatce piersiowej.
- W takim razie zostaniesz cztery tygodnie w areszcie po godzinie. Poza
tym treningi masz od szesnastej, więc spokojnie zdążysz, gdyż ostatnia
lekcja kończy się o piętnastej.
- Uhm, skończyłam? -
bardziej spytałam niż stwierdziłam odwracając wzrok pana Richarda od
Louis'a, który teraz zrezygnowany siadał na swoim miejscu, a jego wzrok
był na mnie i tablicy.
- Cóż to było takie
łatwe, a jest źle. Miałem nadzieję, że chociaż to zrobisz. Siadaj,
jedynka. - powiedział, a ja nie wytrzymałam. Spojrzałam na Violet, która
sama była zdziwiona.
- To jest dobrze. - warknęłam zaciskając ręce w pięści. - Miało wyjść, że x to trzy, a y to siedem.
- Prawie. Miało wyjść,
że x to siedem, a y to trzy. Źle napisałaś w ostatniej linijce. -
spojrzałam na tablicę. Faktycznie, ale wcześniej dobrze zrobiłam.
- To tylko pomyłka przy
podsumowaniu. Resztę zrobiłam dobrze. Przecież pan widzi. - oznajmiłam
starając się unormować oddech, który zaczął niebezpiecznie przyspieszać.
Pieprzyć optymizm.
- Widzę, że wpisałem Ci
jedynkę do dziennika. - wzruszył ramionami. - Zaczynamy lekcję, bo
mieliśmy małe komplikacje. - dodał, a ja zaczęłam iść w stronę swojej
ławki.
- Kurwa, pieprzony kutas, który nawet nie umie nauczać. - mruczałam do siebie pod nosem.
- Williams dotrzymasz
towarzystwa Tomlinson'owi przez te dwa cudownie długie tygodnie przez
godzinę po lekcjach oraz wpisuję Ci nieodpowiednie zachowanie do
dziennika. - oznajmił głośno, a jego policzki zrobiły się czerwone, gdy
otwierał dziennik.
- Cokolwiek. - fuknęłam
tylko tak, aby usłyszał. Nie rozglądałam się po klasie. Nie było
potrzeby. Wiedziałam, że każdy na mnie patrzy. Do końca lekcji
siedziałam cicho, a gdy trzydzieści minut później zadzwonił dzwonek
zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy najszybciej, jak umiałam.
Poszłam od razu na
stołówkę, gdzie usiadłam przy stoliku, który stał przy jednym z okien,
które wychodziło na szkolne boiska do piłki nożnej, koszykówki,
siatkówki czy tenisa. Specjalnością na stołówce były pizza za trzy
dolary lub kanapka z sałatą i serem za jednego dolara. Wybór był prosty,
więc wzięłam kanapkę z sokiem pomarańczowym i wróciłam na swoje miejsce
kładąc głowę na stole, a tackę obok.
- Jak myślisz dostała
jedynkę, czy zrobiła coś żenującego? - spytała Jennifer siadając po
mojej prawej stronie, a Caitlin naprzeciwko mnie.
- Dostała jedynkę i
zrobiła coś żenującego. - oświadczyła Morgan i rzuciła we mnie frytką,
która kosztowała tyle co pizza. Rozrzutne dziecko. Podniosłam głowę i
wzięłam frytkę, która leżała na stole, aby następnie ją zjeść.
- Dostałam jedynkę i nie
zrobiłam niczego żenującego. - westchnęłam odpakowując kanapkę z
przezroczystej folii. Jenny uśmiechnęła się, a Cat ze zniesmaczoną miną
podała jej dolara. - Serio założyłyście się o to? - uniosłam brew, a
Parks wzruszyła tylko ramionami, gdy Morgan kiwnęła potwierdzająco
głową.
- Wybacz, ale na francuskim było nudno. - oznajmiła Catlin.
- Niewiarygodne. Moje
życie gorsze być nie może. - oznajmiłam, aby następnie położyć głowę na
stole i móc umrzeć przed następną i ostatnią lekcją tego okropnego dnia,
jakim była środa.
- Widzimy się po lekcji
sweetie.* - usłyszałam lekko szorstki głos, który chrypiał do mojego
ucha tak cicho, aby nikt nie słyszał oprócz mnie. Nie musiałam podnosić
głowy, aby wiedzieć, że to Louis. Zwrócił na mnie uwagę. Nie wiem czy
mam płakać, czy się śmiać. Po kilku sekundach podniosłam głowę i
zobaczyłam nalegające miny Cat i Jen.
- Dostałam jedynkę z
matematyki, więc powiedziałam, że Richard jest kutasem, który nie umie
nauczać, a teraz mam spędzić kolejne dwa tygodnie w areszcie z
Tomlinson'em, który spóźnił się na lekcję. - wytłumaczyłam, a Jenny
wyjęła z kieszeni dolara, którego oddała Catlin. - Co w tym żenującego?
Powiedziałam prawdę. Każdy tak uważa.
- Żenujące jest to, że
pieprzony Louis Bóg Tomlinson zwrócił na to uwagę, a on nie zwraca uwagi
na byle co. - stwierdziła Jennifer. - Pierwszy raz żałuję, że nie byłam
na matematyce. Musiało być ciekawie. - westchnęła, a ja wywróciłam
oczami i postanowiłam zmienić temat.
- Jeszcze tylko wf. Ćwiczycie? - spytałam dziewczyn wgryzając się w kanapkę, która mimo wszystko smakowała dobrze.
- Jasne. Będę wypinać
swój seksowny tyłek w stronę Jordan'a. - oznajmiła Morgan na co razem z
Jenny wybuchnęłyśmy śmiechem. Obydwie uważałyśmy, że Jordan skrót Jo to
idiota.
&
Przebrałam się w szatni w
krótkie, szare spodenki i bordową koszulkę, która na szczęście nie była
tak opięta, jak poprzednia część garderoby. Zawiązałam swoje czarne
tenisówki i poprawiłam włosy, które były spięte w kucyka na czubku
głowy. Prawdopodobnie wyglądałam brzydko, dlatego wolałam chodzić w
rozpuszczonych włosach. Razem z Jennifer wyszłyśmy na salę gimnastyczną,
a Catlin poszła poprawić swoje włosy, które związała w idealnego koka.
- Dobra panienki.
Dziesięć minut biegania na rozgrzewkę! - krzyknął trener do chłopców,
którzy tylko jęknęli i zaczęli biegnąć w równym tempie. Natomiast nasza
nauczycielka, która była załamana, rozwodem przyszła na salę z białym
kubkiem w którym prawdopodobnie była wódka. Jej granatowy dres zaczynał
cuchnąć, a dodatkowo z jednej kieszeni wypadała chusteczka, która pewnie
była cała zasmarkana.
- Róbcie to, co każe
Fritzpatrick. - wskazała na trenera. - Ja idę liczyć faktury. - dodała, a
trener spojrzał tylko na nas z wzrokiem, który mówił, że mamy już w tej
chwili ruszyć tyłek, jeśli życie nam miłe. Skończyło się na tym, że
całe czterdzieści pięć minut biegaliśmy, ponieważ Harry oraz Liam się
spóźnili, a trener siedział na trybunach i rzucał w nas piłkami od czasu
do czasu, gdy ktoś zwalniał lub chciał zawiązać buta, który był już
zawiązany.
- Nie mogę oddychać.
Autentycznie. - wykrztusiła Caitlin kładąc się na ławce w szatni. -
Jeszcze nigdy się tak nie spociłam. Nawet gdy była wyprzedaż w Forever
21, a biegłam tam po naprawdę cudowne spodnie, które były tak cudownie
przecenione. - wysapała blondynka podnosząc się do pozycji siedzącej.
Razem z Jennifer już się
przebrałyśmy i czekałyśmy na Cat od kilku minut. Różnica była taka, że
panna Parker stała tam i nie było po niej widać ani grama zmęczenia, a
moja twarz prawdopodobnie wyglądała, jakby dostała w nią piłką.
Zazdrościłam Jenny jej kondycji i zamiłowania do sportu. Jedyny sport,
jaki ja akceptowałam to szybki bieg na busa lub do klasy, aby się nie
spóźnić na lekcje. Oh i jeszcze deskorolkę, ale to była czysta
przyjemność.
- Weź się pospiesz, bo
zaraz muszę iść do aresztu szkolnego. - załkałam patrząc na ekran
telefonu, który mówił mi, że dokładnie za siedem minut powinnam być już w
klasie z numerem trzy.
- Czekaj! Spędzisz całe,
dwa tygodnie z Tomlinson'em w jednej klasie? Mogłabym się z Tobą
zamienić, ale jak Ty wyglądasz!? - pisnęła i zaczęła poprawiać moje
włosy. - Jenny masz szczotkę do włosów?
- Tak. - chwilę potem
czułam, jak moje włosy są targane przez Caitlin. Skończyłam tak, że
miałam włosy związane w warkocza, a gdy blondynka zaczęła wyjmować tusz
do rzęs zatrzymałam jej rękę.
- Ani mi się waż
przystawiać to do twarzy, bo odgryzę Ci rękę. - zagroziłam, a Morgan
spojrzała porozumiewawczo na Parker, która chwyciła moje ręce, a Cat w
tym czasie musnęła moje usta jakąś szminką rezygnując z tuszu, gdyż
mocno zacisnęłam oczy.
- Gotowe. - uśmiechnęła
się promiennie niebieskooka patrząc na swoje dzieło, a Jennifer wreszcie
mnie puściła. - Nawet nie próbuj tego zetrzeć, bo będziesz brzydko
wyglądać.
- Muszę iść. -
powiedziałam z niesmakiem i wyszłam z szatni zaczynając rozplątywać
włosy, aby znowu były rozpuszczone i leciały na moje plecy. Moje nogi
same kierowały się do sali, a następnie do stolika w środkowym rzędzie.
Chwilę później przyszedł Louis, który usiadł tuż obok mnie w ławce przy
oknie. Zlustrowałam go. Czarne vansy, czarne opinające rurki na jego
nogach, które mimo wszystko podkreślały jego tyłek oraz niebieska
koszulka z białą cyferką siedem na plecach. Jego włosy, jak zwykle
wyglądały, jak tornado, którego nie da się ujarzmić. Widziałam część
zaróżowionego policzka na którym było widać drobny zarost. Jego mięśnie
były spięte, a na przedramieniu było widać kilkanaście tatuaży. Ciekawe
czy go to bolało, gdy je robił?
- Przestań się na mnie
patrzyć, bo zaczynam podejrzewać, że chcesz mnie zgwałcić sweetie. -
usłyszałam jego głos i szczerze mnie zamurowało. Skąd wiedział, że
patrzę? W sumie każdy się na niego patrzy, a dlaczego? Cóż powodów jest
naprawę dużo. Ocknęłam się i spuściłam głowę w dół. Czułam się teraz tak
niezręcznie. Nawet nie miałam co robić.
Do sali weszła nasza
nauczycielka wf'u, która spojrzała kto jest i wyszła z klasy, aby iść do
pokoju obok, gdzie był telewizor. Słyszałam, że nauczyciele nigdy nie
zostają przez cały czas tylko idą oglądać seriale obok.
Wyciągnęłam, więc
książkę od matematyki i zaczęłam robić zadanie domowe, aby potem tego
nie robić w domu. Natomiast Tomlinson podszedł do drzwi i rozejrzał się
przez szybę, aby potem podejść do okna, które otworzył. Ze swojego
plecaka wyjął jakąś paczkę, abym następnie zobaczyła w jego smukłych,
długich palcach papierosa, którego włożył do ust, a następnie zapalił
zapalniczką, którą miał w prawej kieszeni spodni. Usiadł na parapecie i
zaciągnął się.
- Zniszczysz sobie kondycję. - powiedziałam odwracając od niego wzrok.
- Aww, martwisz się o mnie sweetie? - spytał, a ja przygryzłam wnętrze policzka.
- Mam na imię Hailey.- oznajmiłam mu.
- Naprawdę? - Ała, nie
no rozumiem to Tomlinson, ale chodzimy razem na zajęcia z dwa lata, więc
mógł chociaż moje imię pamiętać lub chociaż się postarać ewentualnie
pomylić. Do Hailey jest podobne Miley lub Kailey. - Paliłaś kiedyś?
- Tak. - przyznałam się. Lubiłam nawet to robić. Uzależnienia są kosztowne.
- To czemu chcesz mnie nawrócić? - spytał, znowu. Może też powinnam o coś spytać?
- To czemu chcesz przestać być sportowcem?
- Gra w pytania? Sprytne sweetie. Czemu myślisz, że jestem sportowcem?
- Bo jesteś kapitanem drużyny piłkarskiej?
- Śledzisz mnie?
- Wiesz, że chodzę do tej szkoły?
- Dowiedziałem się tego dzisiaj. Nie wymagaj ode mnie za dużo sweetie. - odpowiedział wyrzucając papierosa za okno.
- Chodzimy razem do
szkoły chyba z dwa lata. Nawet mieszkasz obok mnie, a moja matka
przyjaźni się z twoją. - mruknęłam z wyrzutem. - Więc wybacz, ale
zachowujesz się jak...
- Dupek? - spytał z
cieniem rozbawienia, a następnie zamknął okno. - Skoro chodzisz tyle ze
mną do szkoły nie powinno Cię to dziwić albo chociaż musiałaś słyszeć
plotki lub narzekania mojej matki.
- Jesteś taki, taki,
taki, że aż słowa nie mogę znaleźć. - warknęłam pakując książki do
plecaka, ponieważ i tak nie dałabym rady nic zrobić teraz z matematyki.
- A Ty jesteś ciekawska,
dociekliwa, uparta. Dla mnie irytująca. - odpowiedział z uśmiechem
siadając na swoim miejscu, a jego nogi powędrowały na ławkę. Wiem byłam
często złośliwa, ale no kurde nie będę srać cukrem cały czas, a jemu nic
nie zrobiłam. Jeszcze.
Odwróciłam od niego
wzrok i zaczęłam wpatrywać się w tablicę. Ja rozumiem, że niby jest
tutaj tym kimś, tym złym chłopcem, którego niby pragnie większość
dziewczyn, jak w każdym filmie dla nastolatek, ale to nie oznacza, że
musi być, aż takim stereotypowym złym chłopcem.
- Hej, sweetie obraziłaś
się? - spytał po kilku minutach. - Przecież nie spytałem się nawet czy
jesteś dziewicą lub czy chociaż się całowałaś. - dodał, a ja
postanowiłam się nie odzywać przez kolejne trzydzieści minut. On również
więcej się nie odezwał, a potem, gdy przyszła nauczycielka oznajmiła
nam tylko, że jesteśmy wolni. Wyszłam z klasy i podeszłam do swojej
szafki, aby wziąć kurtkę, która się przyda, gdyż pogoda w Londynie
każdemu jest bardzo dobrze znana. Louis też poszedł do swojej szafki,
która znajdowała się na drugim końcu korytarzu. Widziałam, jak wyjmuje
sportową torbę oraz zamyka szafkę. Spojrzał na mnie, a gdy to zauważyłam
to również zatrzasnęłam drzwiczki i biorąc swój plecak wyszłam ze
szkoły. Włożyłam słuchawki do uszu i zadzwoniłam do Jenny i Caitlin, gdy
szłam w kierunku przystanku, aby móc dostać się do domu.
- Hej Lee, mów jak było! - powiedziała podekscytowana Cat, jak zwykle zbyt piskliwie.
- Jestem już, mów. - wtrąciła się Jenny.
- Spokojnie. Po pierwsze
nawet nie wie jak mam na imię. Po drugie nawet nie wiedział, że
chodziłam z nim do szkoły, czy to, że mieszkam obok niego albo to, że
nasze matki są najlepszymi przyjaciółkami. Po trzecie stwierdził, że
jestem irytująca. - wyżaliłam się. - Ja jestem irytująca?
- Tak. Dodatkowo
zboczona i często niemiła, ale taki Twój urok. - odpowiedziała Jennifer,
a mi w tym momencie przyjechał autobus do którego wsiadłam, a ponieważ
wszystkie miejsca były zajęte to stanęłam z boku chwytając się metalowej
rurki. - To tak jakby Caitlin nienawidziła zakupów. - dodała na co
lekko się uśmiechnęłam pod nosem. - Tak w ogóle to chciałam Was
powiadomić, że dostałam pracę w sklepie sportowym. Będę tam we wtorki i
czwartki.
- To świetnie. Gratuluję Jen! - powiedziałam trochę za głośno, bo kilka osób dziwnie się spojrzało.
- Żartujesz? Tam zawsze
jest tyle chłopców. - rozmarzyła się Cat. - Jak będziesz potrzebowała
tam pracy to dzwoń, pisz, a ja szybko przybędę, aby Ci pomóc.
- Tak pomóc znaleźć sobie nowego chłopaka. - powiedziałam lekko się uśmiechając.
- Nie bądź wredna. Może Louis miał racje? - przeciągnęła słówko "może", aby mnie poddenerwować.
- Cokolwiek on mówi. Nie
powinnam się przejmować osobą, której nie znam. Prawda? - spytałam nie
do końca przekonana tego co sama powiedziałam. Mimo, że go nie znam to
prawdopodobnie będę musiała przeżywać takie rozmowy jeszcze kilka razy.
Mimo wszystko to było niezręczne. Przynajmniej dla mnie.
Gdy zobaczyłam swój
zwykły, biały dom z czarnym dachem to prawie popłakałam się ze
szczęścia, że będę wreszcie mogła położyć w łóżku i może obejrzeć jakiś
film.
- Wróciłam! - krzyknęłam
wchodząc do salonu, gdzie był mój młodszy brat, który czytał jakąś
książkę. Prawdopodobnie horror. Collin ma siedemnaście lat i jest
prawiczkiem, więc mój ojciec, Ben, podejrzewa, że Coll jest
homoseksualistą. Na kanapie siedziała moja mama Anthea i jej mama, nasza
babcia, a wróg numer jeden mojego ojca, czyli nietuzinkowa i trochę
zakręcona Zoey, która może mieć malutki problem z alkoholem.
- Cześć kochanie. Wiesz, że babcia z nami zamieszka na prawdopodobnie dosyć długo. Skąd mam wiedzieć nawet mnie w domu nie było.
- Fajnie. Co na to tata i
czemu nie w swoim biurze? - spytałam patrząc na otwarte białe drzwi na
końcu korytarza. Benjamin często zostawał w domu i tutaj pracował.
- Jest niesamowicie
zadowolony z tego faktu. - skłamała moja matka. Usłyszałam nagle dźwięk
piły mechanicznej. - Ma tyle energii, że postanowił przyciąć kilka
drzewek w ogrodzie.
- Świetnie. -
stwierdziłam i poszłam do kuchni, aby zrobić sobie płatki z mlekiem.
Oczywiście, jak zwykle talerze był brudne, więc włożyłam je do zmywarki,
a jeden umyłam ręcznie. Wsypałam płatki i zalałam je mlekiem, aby
następnie usiąść na kredensie i zacząć spożywać posiłek wymyślony przez
nieutalentowanych kulinarnie kucharzy. Spojrzałam na zegarek. Za kilka
minut siedemnasta. Tak długo dzisiaj wracałam do domu, ale to wszystko z
winy tych głupich korków. Obserwując obraz za oknem zauważyłam, jak
nagle choinka sprzed domu zaczyna lecieć w dół, aż uderzyła o ziemię.
Anthea weszła do kuchni, gdzie z jednej z szafki wzięła wino i wróciła
do salonu. Oh, babcia chce się napić wina, znowu.
&
Następnego dnia wszystko
szło od samego początku nie tak, jak powinno iść przeważnie. Budzik mi
nie zadzwonił, ponieważ zapomniałam go nastawić. Mój brat zajął toaletę i
byłam w osiemdziesięciu procentach pewna, że nie chcę wiedzieć co on
tam robił słysząc to, co słyszałam. Gdy siedziałam przy stole i miałam
zamiar nalać mleka do miski to mój plan poszedł do diabła, gdyż mleka
już nie było. Tak łatwo nie poszło, ponieważ babcia Zoey wylała swój
kieliszek wina na mnie, więc musiałam iść się przebrać. Padło na czarne
spodnie i szarą bluzę z napisem "oops" na niej. Wychodząc z domu mogłam
obserwować, jak autobus właśnie sobie jedzie, a ojciec dolewa paliwa do
piły mechanicznej. Nie mógł to być gorszy dzień. Chyba cieszyłam się, że
dzisiaj nie mam matematyki. Zaczęłam iść na nogach. Spóźnię się na
pierwszą lekcję, ale jeżeli ruszę się to może jakoś dojdę na drugą,
którą jest chemia. To w sumie nie muszę się nawet specjalnie spieszyć.
Szłam podziwiając
uliczne krzaczki, które rosły zaraz przy chodniku. Warkot motocykla
rozległ się i był coraz lepiej słyszalny. Czarna maszyna przemknęła obok
mnie, aby zatrzymać się kilka metrów dalej. Mężczyzna był ubrany w
niebieskie dżinsy i czarną, prawdopodobnie skórzaną kurtkę, a na nogach
miał białe adidasy. Zdjął kask i odwrócił się, abym mogła zobaczyć twarz
Louis'a i jego nieszczery, szarmancki uśmiech, którym mnie obdarzył.
Skinął lekko głową z według mnie ironicznym uśmieszkiem na twarzy, a
następnie nałożył na nowo kask i odjechał nabierając coraz większej
prędkości. Najwidoczniej mój dzień zawsze może być gorszy. Powinnam być
optymistką? Wczoraj to nie pomogło, ale chyba warto spróbować.
Mój optymizm skończył
się na tym, gdy do szkoły przyszłam zaczęła się druga lekcja na którą
pobiegłam przez cały korytarz prawie wpadając na pana Richarda, który
patrzył na mnie krytycznym wzrokiem, znowu. Do klasy na szczęście
zdążyłam. Problem był taki, że nie wycelowałam dokładnie i trafiłam w
jakąś osobę od której się odbiłam i upadłam na podłogę pomiędzy ławkami.
Jęknęłam tylko, gdy podnosiłam głowę do góry, gdyż trochę mnie to
jednak zabolało. Niecodziennie walę głową o podłogę. Wstałam jakoś i
zobaczyłam Tomlinson'a, który mi się tylko przyglądał.
- Nie wiedziałem, że aż tak na Ciebie działam, że padasz do moich nóg. - usłyszałam głos Louis'a.
- Znowu Ty?- spytałam.
Chłopak chciał otworzyć usta, ale byłam szybsza. - Nie. Zamilcz i pieprz
się. - dodałam, aby później podejść do stanowiska laboratoryjnego przy
którym była już niezawodna Jennifer Parker.
- Nieźle przywaliłaś. -
skomentowała lekko się uśmiechając. - Przyznaj, że uwielbiasz się przed
nim pogrążać. - dodała oblizując językiem dolną wargę
- Żebyś wiedziała. Z tym
moje życie jest kurewsko pełne. - powiedziałam i uśmiechnęłam się
nieszczerze tak, że było widać moje zęby, a żyły na szyi na pewno się
wyostrzyły tak, że było je widać.
- Lee co mówiłyśmy o przeklinaniu? - zgromiła mnie Jen wzrokiem.
- Żebym używała tego
tylko w konieczności, więc wysłuchaj mej dzisiejszej historii z rana, a
zmienisz zdanie. - westchnęłam po czym opowiedziałam jej o babci, moim
ojcu, autobusie i Tomlinson'ie, który chyba zaczyna się nade mną znęcać.
- Więc mówisz, że babcia się wprowadziła, a Twój ojciec odpalił piłę mechaniczną? - spytała marszcząc brwi.
- Yep. - potwierdziłam.
- Mogę go wypożyczyć?
Koło okna mam takie jedno brzydkie drzewko. - oznajmiła całkiem
poważnie, a ja spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami.
- Serio Jenny?
- Oh, no weź się trochę
rozchmurz. Dzisiaj masz kolejną godzinkę sam na sam z naszym, słynnym,
złym chłopcem. Wiesz ile dziewczyn dałoby się za to pochlastać? -
oznajmiła mi.
- Ja się pochlastam, że
muszę siedzieć z takim niemiłym człowiekiem godzinę. - powiedziałam i to
w sumie nie był taki zły pomysł. Mogłabym wtedy trafić do szpitala, ale
to lepsze niż niegrzeczny Louis. - Czemu one jeszcze nie wpadły na to,
żeby zostać godzinę po lekcjach sam na sam z ich marzeniem?
- Rodzice by je zabili. - wyjaśniła po chwili Jennfier.
- I nie warto zostawać
godziny z takim dupkiem. - dodałam, a Jen tylko się lekko uśmiechnęła.
Wiedziałam, że razem z Caitlin mają o nim inne zdanie, ale mimo to nie
przekonywały mnie do swojej opinii na jego temat. Chwilę później nad
moją głową przeleciała biała karteczka i wylądowała na mojej ławce.
Rozwinęłam ją i zobaczyłam koślawe literki. "Ranisz, sweetie. L." Nie
odwróciłam się. Nie czułam takiej potrzeby.
- Widzisz on zaczyna być
pieprzonym stalker'em**. - warknęłam i podsunęła szatynce karteczkę pod
sam nos. - Rozumiem, że na początku zainteresował się mną, bo też
trafiłam do tego głupiego aresztu, ale teraz? Do czego niby mu teraz bym
się przydała? - spytałam dziewczynę, która nie zdążyła odpowiedzieć, bo
ktoś ją wyprzedził.
- Mogłabyś mu się teraz
przydać do zrobienia wielu niegrzecznych rzeczy sweetie. - zaśmiał się
Niall Horan odwracając w naszą stronę i kilka razy dźgnął językiem
wnętrze policzka. Skrzywiłam się na ten widok. Byłam zboczona, ale moje
doświadczenie seksualne wynosiło jakieś dwa na dziesięć. Później przybił
piątkę z Blue. Zapomniałam, że siedzą przed nami.
- Dzięki za podpowiedź. - odpowiedziałam lekko zmieszana. Nie rozmawiałam z nim nigdy.
- Spokojnie Lee. On
często interesuje się różnymi osobami. Przejdzie mu. - wyjaśnił blondyn
puszczając do mnie i Jen oczko, a następnie się odwrócił w stronę
tablicy. Pieprzony Irlandczyk, który przeniósł się tutaj zaledwie pół
roku temu nawet znał moje imię.
Lunch był moją ostatnią
"godziną", ponieważ odwołali mi filozofię z nieznanych mi przyczyn, a
tak lubiłam ten przedmiot. Jak zwykle siedziałam przy tym samym stoliku
na stołówce z tą samą bułką i tym samym sokiem pomarańczowym. Prawie nic
się nie zmieniło oprócz tego, że obok Caitlin siedział kolega Louis'a -
Zayn.
- Um cześć? - bardziej
spytałam niż się przywitałam. Na moje szczęście Jennifer zareagowała
podobnie, więc Cat nie będzie mieć wyrzutów sumienia tylko do mnie.
Patrząc na to, jak Morgan wymieniała ślinę z Malik'iem naprawdę sprawił,
że odechciało mi się jakże cudownej bułki z serem i pomidorem.
- Niektórzy próbują tu
jeść. - upomniała Jen odkładając swój widelczyk. Kochane gołąbeczki
oderwały się od siebie i spojrzały niewinnie.
- Od kiedy w ogóle wymieniacie DNA? - spytałam unosząc brwi.
- Tak jakoś wyszło. - mruknął Zayn. Oh, mistrz konwersacji.
- Jordan? - spytała Jennifer patrząc w kierunku chłopak, który akurat szedł w naszą stronę.
- Cat, skarbie czemu
jesteś z tym nieudacznikiem? - spytał chłopak, który nie wiem, czemu,
ale jeszcze wczoraj podobał się Caitlin.
- Miałeś mnie gdzieś, a
Zayn nie. - odpowiedziała Morgan z obojętną miną patrząc na paznokcie.
Spojrzałam zdezorientowanymi oczami w kierunku Parks, ale ona chyba też
nie wiedziała do jakiej bajki się przeniosła.
- Zmienię się. - stwierdził hardo Jordan.
- Pomyślę nad tym. - powiedziała blondynka patrząc na Malik'a. Jordan odszedł od naszego stolika.
- Wyjaśni mi ktoś co się dzisiaj dzieje w tej szkole? - spytałam unosząc brwi do góry.
- Już Ci tłumaczę. -
ożywiła się niebieskooka. - Jordan miał mnie gdzieś, więc poprosiłam
Zayn'a, aby pomógł mi wzbudzić w nim zazdrość i proszę podziałało.
Dzięki stary. - pisnęła i przytuliła mulata, który wyglądał na naprawdę
zmieszanego, bo to podziękowanie mogło trwać dla niego trochę za długo.
Niezręcznie pogłaskał ją jedną ręką po włosach.
- Skoro moje zadanie wykonane to żegnam panie. - powiedział i zmył się do własnego stolika.
- Przestraszyłaś go, a
był słodziutki. - stwierdziła Jennifer patrząc, jak chłopak odchodził w
stronę kolegów, którzy witali go braterską piątką.
- O nie. - jęknęła
Catlin. - Idzie zmora. - dodała kiwając głowę w stronę pięknej i
rudowłosej CoCo Charming, która mimo swojego specyficznego charakteru
była tą najlepszą sztuką. Nie dziwiłyśmy się, ale Cat jej strasznie nie
lubiła, ponieważ CoCo w wieku dwunastu lat zniszczyła Cat jej ukochaną
różową bluzeczkę nożyczkami.
- Więc Ty i Zayn, hmm? - spytała rudowłosa podchodząc do naszego stolika.
- Co się dzisiaj do
cholery dzieje? Nasz stolik chyba jeszcze nigdy nie był tak
rozchwytywany. - szepnęłam do Jenny, która cicho się zaśmiała, co
spotkało się ze złowrogim spojrzeniem CoCo. Nie lubiła nas z jednego
jedynego powodu: zadawałyśmy się z Cat.
- Nie twoja sprawa Charming. - obronne nastawienie Catlin zostało właśnie uruchomione.
- Słodko. - warknęła CoCo i odeszła kręcąc biodrami.
- I znowu zostałyśmy w trzy. - skomentowała Jennifer w tym samym czasie, co zadzwonił dzwonek.
- Cóż nie, ponieważ idę
do aresztu. Mam nadzieję, że on ma teraz jakąś lekcję. - jęknęłam
podnosząc się z miejsca i biorąc swój niedokończony posiłek oraz plecak
wyszłam ze stołówki.
&&&
Cześć!
Uznałam, że publikowanie rozdziałów tutaj to nie najgorszy pomysł, więc tak...
Napiszcie co myślicie :)
boski już się nie mogę doczekać nexta weny i buziole kochana ;**
OdpowiedzUsuńDajesz nexta, wciągnęłam się xD
OdpowiedzUsuńJeju ekstra na maxa. Mam nadzieję że tym razem to ff zostanie zna mi na dłużej 😂
OdpowiedzUsuńCudowny jest! :D
OdpowiedzUsuń