wtorek, 15 marca 2016

11. To początek końca świata.

POV's Lee

Zgłoszenie się do komitetu zajmującego się zdjęciami to był świetny pomysł. Zwłaszcza, że wyeliminowałam jedno swoje zdjęcie, jak w pierwszej klasie biorę duży kęs kanapki. Przyjrzałam się też zdjęciom Louis'a z pierwszego roku i faktycznie wtedy miał mniej tatuaży, jak i biżuterii na twarzy. Wyglądał tak niepozornie.
- Hailey dzisiaj o czternastej mamy spotkanie w sprawie rocznika. - przypomniała mi Hannah, gdy stałam pod swoją szafką, aby wziąć książkę na matematykę, którą miałam zaraz po lunchu.
Hannah Collins była niską blondynką z niesamowicie jasną karnacją i słodkim dołeczkiem w swoim prawym dołeczku. Miała zielone oczy i zawsze zaróżowione policzki, które wyglądały na niesamowicie słodkie w połączeniu z dołeczkiem, gdy się uśmiechała. Była uosobieniem delikatności i łagodności.
- Jasne. - uśmiechnęłam się zatrzaskując niebieską szafkę.
- Wspaniale. - zaklaskała w dłonie z ogromnym uśmiechem. Szłyśmy razem w stronę stołówki. - Mam pytanie. - wymamrotała rumieniąc się bardziej niż zwykle. - Czy ty z Louis'em jesteście um.. parą?
- Nie. - pokręciłam głową z uśmiechem patrząc na jej niewinność.
- Oh. - wykrztusiła. - Pytam, ponieważ Jessica Campbell zgłosiła Was na najsłodszą parę naszego rocznika. - wytłumaczyła. Zmarszczyłam czoło zastanawiając się co Jess knuje. Ponieważ bądźmy szczerzy ona jest suką, która zawsze miesza się w nie swoje sprawy.
- Nic o tym nie wiem. - wzruszyłam ramionami.
- Cóż lepiej uprzedź Louis'a, bo głosowania ruszą już od jutra na stronie internetowej naszej szkoły. Ja musiałam przyjąć jej zgłoszenie. Przepraszam.
- Nic się nie stało. - uspokoiłam ją. - Tak zrobię. - powiedziałam szczerze kiwając głową.
Każdy uczeń miał jeden głos, aby oddać go na najsłodszą parę, na najlepszego ucznia, na najzabawniejszego ucznia, na najładniejszą dziewczynę i najprzystojniejszego chłopak za szkoły. Odbywał się wtedy TYDZIEŃ NAJ, który wyłaniał zwycięzców po podliczeniu głosów. Wyniki jednak ukazują się dopiero kilak dni przed egzaminami końcowymi, aby poprawić humor ostatniej klasie, która spodziewa się najgorszego. Caitlin pewnie będzie świrować z tego powodu, jak co roku.
Rozstałyśmy się przy okienku, gdy Hannah odebrała swoją tackę. Ja wzięłam spaghetti i również poszłam usiąść tam, gdzie zwykle. Jednak nasz zwyczajowy stolik został zajęty, więc zmarszczyłam lekko brwi dopóki nie usłyszałam mojego imienia ze stolika przy którym siedziała nasza ekipa.
- Czemu nie siedzimy tam, gdzie zwykle? - spytałam Blue obok którego usiadłam.
- Uznaliśmy, że tak będzie lepiej. - wzruszył ramionami.
- Okej.
- Lee zaczął się TYDZIEŃ NAJ, a Ty pracujesz przy roczniku, więc proszę powiedz mi kto jest nominowany. - załkała Caitlin składając ręce, jak do modlitwy.
- Wybacz. To wie tylko przewodnicząca rocznika, czyli Hannah. - wzruszyłam ramionami. - Louis, możemy potem porozmawiać? - spytałam skupiając na nim całą uwagę stolika.
- Jasne.
Zajęłam się jedzeniem i słuchaniem niemoralnych żartów opowiadanych przez Niall'a. Niektóre były beznadziejne, a niektóre całkiem niezłe. Jednak wszyscy śmiali się ze śmiechu blondyna i Harry'ego, który chichotał jak mała dziewczynka.
Stałam obok szafki Louis'a zastanawiając się, czy się zdenerwuje, kiedy powiem mu o tym co zrobiła Jessica. Zamknął swoją szafkę, a jedną ręką oparł się o nią. Patrzył na mnie wyczekująco.
- Zostaliśmy zgłoszeni na najsłodszą parę naszego rocznika przez Jessicę. - wyrzuciłam to z siebie na jednym wdechu. Jego szczęka zacisnęła się trochę za bardzo, ale po chwili odetchnął głęboko patrząc za mnie.
- Nie oglądaj się, ale nasza fanka stoi na końcu korytarza i chyba nas obserwuje. - powiedział przybliżając się do mnie. - Pocałuj mnie moja najsłodsza.
- Co? - wykrztusiłam. Zamiast odpowiedzi otrzymałam pocałunek w usta, a moje plecy zostały przyciśnięte do metalu. Oddałam pocałunek, a swoje ręce umiejscowiłam na jego szyi. Lekko zamarzłam, gdy jego ręka ścisnęła mój tyłek. Prawie ugryzłam go w wargę i szeroko otworzyłam oczy, a widok przede mną był niesamowity, bo był to Louis, który mnie całował bez skrępowania przed całą szkołą. Oderwaliśmy się od siebie, ale nie zmieniliśmy pozycji.
- Zostaniemy naprawdę słodką parą. - uśmiechnął się, a po chwili mnie puścił. - O której dzisiaj kończysz?
- Nie wiem, bo o czternastej mam mieć spotkanie dotyczące rocznika. - wymamrotałam modląc się, abym nie wyglądała, jak duży czerwony burak.
- Napisz do mnie, jak skończysz. Ja mam jeszcze trening o tej co Ty, więc może się zgramy w czasie. - mrugnął do mnie, a potem po prostu od tak odszedł. Odwróciłam się i o mało nie padłam na zawał, gdy zobaczyłam Jessicę przede mną uśmiechająca się, jak czyste zło.
- Powiedz mi, ile mnie ominęło? - zapytała bez żadnego przywitania.
- Wystarczająco dużo. - mruknęłam wymijając ją.
- Przytyło Ci się! - krzyknęła za mną, a ja przygryzłam wargę, bo myślałam, że jednak było widać postęp, jeśli chodzi o moją sylwetkę.
Usiadłam w swojej ławce i przysiadł się do mnie Harry, ponieważ Blue zwiał z lekcji, a Louis poszedł prosto na trening.  Rozwiązywałam zadania nie przejmując się tym, że wyniki nie zawsze wychodziły takie, jakie powinny.
- A gdzie jest mój ulubiony, pilny uczeń? - spytał pan Richard w połowie lekcji. - Z tego co się orientuję to powinien siedzieć w ostatniej ławce z panem Styles'em i pisać pod ławką smsy. Cóż to się stało, że ten zaszczyt mnie w tyły nie kopnął?
- Trenuje. - odpowiedział od razu Harry. - Wie pan niedługo zaczynają się poważne mecze.
- Ah, tak. Łowcy głów. - westchnął Dickson chwytając się za brodę. - Powiedz mi Harry, jak pan Tomlinson obliczy ile ma milionów na koncie, jeśli nie będzie przychodził na moje lekcje?
- Zatrudni sobie sekretarkę?
- Wątpię, że znajdzie taką, która będzie umieć liczyć. - zaśmiał się nauczyciel, a  wraz z nim kilka osób. - Przekaż mu, że ma się obowiązkowo pojawiać na moich lekcjach.
- Tak jest. - zasalutował Harry.
Po lekcji matematyki od razu poszłam do dużej sali obok biblioteki, gdzie mieliśmy się spotkać, jak napisała mi Hannah na WhatsApp. Natomiast ja wysłałam wiadomość do Louis'a, że teraz idę na spotkanie w sprawie rocznika.
W sali byli już wszyscy, więc zajęłam wolne miejsce i zaczęłam słuchać co ma do powiedzenia niska blondynka, która co chwila przewijała slajdy swojej prezentacji, aby wybrać najlepszą opcję dla naszego rocznika.
- Potrzebujemy jakiś śmiesznych zdjęć. - zarządziła Han. Wszyscy milczeliśmy przez dłuższą chwilkę.
- Może by tak wystawić budkę fotograficzną na głównej auli? - zaproponowałam niepewna czy to dobry pomysł.
- Wspaniale. - zaklaskała w dłonie. To był jej chwyt markowy. - Od poniedziałku zaczyna się TYDZIEŃ NAJ, więc trzeba zrobić plakaty, a w piątek wywiesić listę nominowanych na głównej tablicy i na internecie. Zajmij się tym Simon. - dodała wskazując długopisem na czarnowłosego chłopaka. Zanotowała coś w swoim dzienniczku. - Cóż to chyba wszystko. Dziękuję za zebranie.
Wyszłam na korytarz dziesięć minut później, gdy pomogłam Hannah pozbierać wszystkie materiały. Była piętnasta dwadzieścia, więc postanowiłam napisać do Louis'a.
Lee: Skończyłeś już?
Louis: Właśnie wyszedłem z szatni.
Wyjęłam ze swojej szafki ciepłą kurtkę i czekałam na chłopaka przed szkołą, gdzie trochę zamarzałam. Naciągnęłam czarną czapkę na swoje uszy, które pewnie były zaczerwienione. Usiadłam na murku przed szkołą, gdzie zapaliłam papierosa.
- Nieładnie. - usłyszałam głos Louis'a, który stanął przede mną z oklapniętymi włosami. Swoją niebieską torbę treningową położył obok mnie, a z moich palców wyjął papierosa.
- Co dzisiaj robimy? - spytałam ziewając. Byłam zmęczona, ponieważ mieliśmy dzisiaj test z fizyki na który uczyłam się przez całą noc. Spałam tylko trzy godziny i jestem wykończona.
- Mam jechać do gabinetu ojca. - oświadczył oddając mi fajkę.
- Po co Ci ja do tego jestem potrzebna?
Louis nie odpowiedział. Tradycyjnie wzruszył tylko ramionami. Bez słowa odszedł do swojego samochodu. Dokończyłam papierosa i poszłam w jego ślady. Położyłam plecak na tylne siedzenie, a potem usiadłam na miejscu pasażera.
Siedziałam cicho przez czterdzieści minut czekając, aż wreszcie dojedziemy pod firmę Louis'a. Nie wiedziałam po co ja mam tam iść. Zaparkował na miejscu dla niepełnosprawnych i jak gdyby nigdy nic wyszedł z samochodu. Weszliśmy do dużego, a wręcz ogromnego holu.
- Zaczekasz chwilę, a potem pojedziemy gdzieś, dobrze? - zadał pytanie retoryczne, ponieważ nie czekał na moją odpowiedź tylko od razu pobiegł do windy. Uśmiechnął się do mnie blado, gdy drzwi się zamykały.
Usiadłam na kanapie i wzięłam do ręki pierwszą lepszą gazetkę, którą zaczęłam przeglądać. Może trochę za długo wgapiał się w chude panie, które ładnie prezentowały najmodniejsze ubrania na zimę. Nie wyglądały, jak opakowany za ciasno baleron.
- W czym mogę pomóc? - usłyszałam piskliwy głos jakieś pani. Podniosłam oczy, aż natknęłam się na starszą kobietę, która może była w wieku mojej matki.
- Umm, czekam na kogoś. - odpowiedziałam odkładając na stolik gazetę.
- Akurat. - prychnęła wracając za wysoki blat. Co kilka chwil rzucała mi krytyczne spojrzenie, które umiało sprawić, że ciarki przechodziły Ci po plecach.
Postanowiłam ją zignorować, więc wyjęłam telefon i zaczęłam grać w bąbelki przegrywając kilkanaście razy. Zdążyłam przejrzeć snpachata i facebooka, a Louis nadal się nie pojawiał. Sekretarka coraz śmielej rzucała mi oburzone spojrzenia. Zapewne snując już teorie, że jestem bezdomna.
Znajomy dźwięk windy zwiastował moją nadzieję na pojawienie się chłopaka. Na szczęście to był on, więc od razu zerwałam się z kanapy i do niego podeszłam. Zbadał mnie wzrokiem, a potem sekretarkę.
- Dzień dobry pani Tomlinson. - przywitała się z czarującym uśmiechem.
- Dobry, a czemu nie zaproponowała pani oczekującym potencjalnym klientom kawy lub herbaty? - spytał, a raczej wypluł przez zęby.
- Louis przestań. - poprosiłam kładąc mu rękę na ramieniu. - Jest dobrze.
- Jak uważasz. - warknął idąc w stronę wyjścia.
- Do widzenia i przepraszam za niego. - oznajmiłam biegnąc prawie za chłopakiem, który już wsiadał do swojego samochodu.
Odjechaliśmy z pod firmy o wiele szybciej niż przyjechaliśmy. Louis po drodze zatrzymał się w Starbucks'ie, gdzie kupił sobie czekoladową muffinkę i czarną kawę. Ja postawiłam na zwykłą herbatę, która była idealna, ponieważ zamarzałam. Ku mojemu zdziwieniu samochód zatrzymał się na naszej ulicy.
- Chodź. - rzucił tylko wysiadając z zaparkowanego auta na jego podjeździe.
Gdy weszliśmy do domu to było słychać latynoską muzykę i dopingujący głos jakieś pani, która krzyczała, żeby się nie poddawać. Przemknęliśmy się za plecami jego młodszej siostry, która tańczyła zumbę przed ogromnym telewizorem. Usiadłam na jego łóżku i oparłam się plecami o oparcie. Louis w tym czasie zszedł na dół, gdzie miał zadzwonić po coś do jedzenia.
Natomiast ja wzięłam jego bluzę i otworzyłam okno przez które się wychyliłam. Zapaliłam papierosa, żeby zatamować burczenie w brzuchu, które trochę się nasiliło. Usiadłam na parapecie i patrzyłam w swoje okno w którym mignął mi mój brat i jakiś chłopak, którzy się całowali. Eww, to mój pokój. Na szczęście wyszli po tym, gdy mój brat spadł z łózka. Nie ma mowy o braku pokrewieństwa.
Wypaliłam prawie całą fajkę, którą wyrzuciłam za okno, a potem poszłam umyć ręce do łazienki. Gdy wróciłam do pokoju od razu położyłam się na łóżku. Poduszka była tak przyjemna, że automatycznie przymknęłam oczy nie przejmując się niczym. Prawie zasnęłam, ale do pokoju wszedł Louis.
- Zamówiłem kebaba. - oznajmił z dumą, a potem położył się obok mnie uprzednio zdejmując swoje adidasy. - Masz moją bluzę. - stwierdził po chwili odwracając głowę w moją stronę.
- Mam i Ci jej obecnie nie oddam, bo jest kurewsko ciepła i wygodna. - wymamrotałam pod nosem na co dostałam tylko parsknięcie pełne śmiechu. - No co?
- Jeszcze nie słyszałem, żeby osoba, która ledwo co nie zasypia przeklinała tak... nieważne. - odchrząknął najwidoczniej chcąc urwać temat, a ja byłam tak zmęczona, że mu na to pozwoliłam i nawet nie miałam ochoty do tego wracać.
- Spać mi się chce. - ziewnęłam.
- To idź spać.
- To będzie niegrzeczne. - uniosłam lekko powieki. - Poza tym dom mam obok. Dosłownie.
- Nie dramatyzuj Hailey. Obudzę cię przed dwudziestą, jak coś, dobrze?
- Okej, Lou. - westchnęłam wtulając się w kołdrę i rękę Louis'a, która mnie objęła. Było mi tak wygodnie, a moje oczy, które się same zamykały nie pomagały utrzymać świadomość tego co do końca robię.
- Okej Lee, kurwa okej. - usłyszałam szeptanie niebieskookiego. Nie byłam pewna czy to zrobiłam, ale postarałam się unieść lekko kąciki ust w odpowiedzi zanim do końca nie odpłynęłam.
Poczułam, jak ktoś szturcha mnie w udo, więc wymruczałam coś niezrozumiałego i bardziej wtuliłam się w ciepłą kołdrę, która była tak bardzo miękka. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, a ja otworzyłam oczy, które automatycznie zmrużyłam, gdy światło  uderzyło w moją twarz.
- Która godzina?
- Prawie dziewiąta. - oświadczył Louis, a ja od razu się podniosłam.
- Muszę się zbierać. - wstałam szukając swojej kurtki.
- Żartuję. Jest dziewiętnasta.
- Czemu mnie tak wcześnie obudziłeś? - spytałam żałośnie na nowo podchodząc do łóżka. Zwinęłam się w kłębek czując, że moja głowa właśnie wybucha.
- Nudziłem się bez Ciebie. - odpowiedział chłopak przewracając się tak, że na mnie leżał.
- Ała. - jęknęłam z bólu. - Głowa mnie boli. - poskarżyłam się. Wierciłam się pod Louis'em, aż nie leżałam na plecach, żeby było mi po prostu wygodniej. Tomlinson pochylił się składając pocałunek na moim czole.
Nie odezwał się już do końca mojego pobytu w jego domu. Na pożegnanie przytulił mnie szybko, a ja dotarłam do domu z gorączką i katarem, który mnie wykańczał. Dostałam reprymendę od rodziców i babci, która zawarła sojusz z moim ojcem w tej jednej sprawie.
&
Przez półtorej tygodnia leżałam w swoim łóżku albo przed telewizorem w salonie z kocem. Ominął mnie TYDZIEŃ NAJ, ale z tego co pisał mi Louis to podobno nasza kandydatura na najsłodszą parę wywołała nie małe zamieszanie w szkole. Oczywiście Caitlin była tym podekscytowana. Prawie tak samo, jak faktem, że była nominowana do najpiękniejszej dziewczyny naszego rocznika wraz z Jessicą Campbell, Sussane McKinley, Andreą Walffress i CoCo Charming.
Oddałam głos przez internet i może, a może nie zagłosowałam na mnie i Louis'a jako najsłodszą parę chociaż to było bardzo nieprawdopodobne, a wręcz surrealistyczne. Jednak kochałam mieć nadzieję na niemożliwe, a jeszcze bardziej kochałam wierzyć, że czasem zwykłym ludziom może przydarzyć się coś niezwykłego, co zmieni ich życie.
Do szkoły już nie wróciłam, ponieważ zbliżały się święta, co oznaczało sprzątanie całego domu, robienie smakołyków oraz kupno prezentów dla najbliższych, bo każdy lubi dostać jakiś mały upominek. W Wigilię mieliśmy najpierw być w domu z rodziną, a potem wyjść na spacer po ulicach Londynu, aby ostatecznie skończyć w domu u CoCo, która zaoferowała nam, abyśmy to właśnie tam wręczyli sobie prezenty.
Siedziałam na kanapie pakując wszystkie rzeczy na ostatnią chwilę, ponieważ za dwie godziny miała się rozpocząć kolacja. Natomiast ja nadal uważałam, że choinka jest nie właściwie ubrana, ponieważ była asymetryczna. Zapakowane upominki położyłam na szafce koło drzwi, żebym o nich nie zapomniała.
Oglądanie Pretty Women na płycie z babcią, która upijała się dla odmiany wódką było niekoniecznie moim marzeniem. Jednak nie odmówiłam, kiedy podała mi taki kubek w którym był również sok jabłkowy. Ojciec patrzył na nas dziwnie, ale w końcu odpuścił i uciekł do garażu, gdzie pewnie palił cygaro, aby się odstresować.
Dwie godziny później mieszałam widelcem w prawie dobrym świątecznym jedzeniu. Wsłuchiwałam się w rozmowy, które toczyły się przy stole. Dodatkowo przyjazd rodziców mojego ojca nie poprawił zszarpanych nerwów mojej mamy, która ściskała widelec może trochę za bardzo.
- A ty Hailey masz jakiegoś chłopaka? - spytał mój dziadek, który jadł już drugi talerz zupy.
- Oczywiście... - zaczął Collin, którego szybko kopnęłam w kostkę pod stołem.
- Że nie. - dokończyłam z niezręcznym uśmiechem.
- A co z naszym sąsiadem?
- Zamknij się Coll. - syknęłam w jego kierunku.
- Zdrowie! - moja babcia uniosła kieliszek pełen wina z szerokim uśmiechem. Na no mama Benjamina, Grace spojrzała na nią ze zdegustowanym spojrzeniem.
- Hailey chodź pomożesz mi w kuchni.- zarządziła moja rodzicielka. Wstałam od stołu i posłusznie za nią poszłam. - Nie mów mi, że zadajesz się z Louis'em Tomlinson'em.
- Okeeej. Nie powiem.
- Kochanie Benjamin nie cierpi tego chłopca. - powiedziała Anthea kładąc rękę na moim ramieniu. - Nie do końca wiem z jakiego powodu. - dodała.
- Louis nie jest taki zły, jak każdy uważa. - próbowałam bronić szatyna siadając na blacie kuchennym.
- Będzie z tego katastrofa. - westchnęła kobieta krojąc ciasto, aby ułożyć je na ładnym, kwiecistym półmisku.
- Nie dramatyzuj. - pocałowałam ją szybko w policzek. - To nie koniec świata. - dodałam zeskakując z blatu.
- Mhm, to początek końca świata. - zakpiła Anthe podając mi talerz z ciastem i skinęła mi głową, abym zaniosła je na stół.
Reszta wieczoru minęła bardzo szybko, a o dwudziestej pierwszej trzydzieści przyszły po mnie Jennifer i Caitlin. Ubrałam ciepłą zielonkawą parkę i wysokie czarne buty. Dodatkowo owinęłam się najcieplejszym szalikiem, jaki znalazłam. Wzięłam prezenty, które leżały przy drzwiach i wyszłam z dziewczynami. Zbierałyśmy naszą ekipę, aż nie dotarliśmy do domu CoCo, która naszykowała dla nas grzane piwo, wino lub kakao, co było zbawieniem, ponieważ co najmniej połowa z nas była zmarznięta na kość.
Zakamuflowałam się na jednym z foteli wraz z kocykiem i grzanym winem, które było bardzo dobre. Patrzyłam, jak reszta podrzuca prezenty pod choinkę. Zasada była jedna. Nic nie mogło być droższe niż dwadzieścia dolarów.
Pierwszy raz czułam się całkowicie na miejscu. Louis razem z Zayn'em i Niall'em skręcali jointy siedząc na kanapie obok mnie. Obserwowałam ich poczynania nie do końca rozumiejąc po co się upalają. Jednak obserwowanie skupionego Louis'a nie przeszkadzało mi, ani trochę, a wręcz stało się to jednym z moich ulubionych zajęć.
Kochałam patrzeć, jak poprawia swoje włosy, jak się śmieje, jak marszczy nos, jak wzrusza beztrosko ramionami, jak jego oczy obserwują otoczenie, jak pali papierosa, jak ze mną rozmawiać. Mimo że wiedziałam, że to nie ma sensu to prawdopodobnie zauroczyłam się w nim. Najgorsze było to, że już nawet się przed tym nie broniłam. Zaakceptowałam to.
Większość wieczoru zmarnowaliśmy na rozpakowywanie prezentów, picie wina i palenia trawki. Pomijając rozmowy oczywiście. W połowie naszego pobytu Louis był już całkowicie zjarany, więc usiadł na fotelu za moim plecami. Dostałam od niego breloczek ze swoim imieniem i zawieszką w kształcie koniczynki. Cóż można było powiedzieć, że byłam trochę rozczarowana, bo liczyłam na coś bardziej oryginalnego. Zwłaszcza, że ja kupiłam mu nową piłkę do nogi i podkoszulek z logo Aerosmith.
Więc po prostu siedziałam na brzegu fotela i owijałam sobie w okół palca breloczek w międzyczasie pijąc piwo, które zdążyło mi zbrzydnąć. Po otrzymaniu pozwolenia od CoCo zapaliłam papierosa, który został wyrwany z moich palców przez Jennifer. Cóż pani Parker od wydarzenia z Blue w domku u wujka Liam'a była bardzo znerwicowana. Dodatkowo Gordon naprawdę nic nie pamiętał i nadal umawiał się z Savannah, której jeszcze nie poznaliśmy.
- Będę się zbierać, bo jestem wykończona. - westchnęłam przeciągając się i ziewając. Nie kłamałam. Moją jedyną ambicją było dostanie się do łóżka i spokojnego snu.
- Zabierzesz się z Louis'em? - spytała mnie CoCo, gdy stałam już przy drzwiach i ubierałam kurtkę. Spojrzałam na chłopaka ponad jej ramieniem. - Sama widzisz, że nie najlepiej z nim. - dodała, a ja tylko skinęłam głową z lekkim uśmiechem.
Zabrałam swoje, jak i Louis'a prezenty, które zapakowałam do bagażnika czarnej taksówki. Natomiast Tomlinson'a siłą wsadziłam do samochodu z drobną pomocą Harry'ego. Podał prowadzącej osobie adres, a dwadzieścia pięć minut później byliśmy już na naszej ulicy pod domem chłopaka. Auto zaczekało, aż nie wyjęłam wszystkich rzeczy i dopóki nie zapłaciłam należnej kwoty.
- Hailey. - zachichotał Louis zwracając moją uwagę na niego. - Wiesz, że nie życzyłem Ci Wesołych Świąt?
- Cóż tak. - pokiwałam twierdząco głową. - Jednak twoje Święta są bardzo wesołe. - dodałam patrząc na jego zaczerwienione oczy.
- Wiesz życzę Ci Wesołych Świąt. - powiedział i zmarszczył brwi przez chwilę nad czymś intensywnie myśląc. - Wszystkiego najlepszego oprócz ...
W tym właśnie momencie Louis nie wytrzymał ciśnienia i prawie zwymiotował na swoje buty. Chwyciłam go szybko za ramię, żeby nie upadł w to co dopiero zwrócił. Doprowadziłam go do jego domu. Otworzyłam jego kluczami drzwi i poukładałam prezenty obok drzwi. Jutro rano je prawdopodobnie znajdzie. Zapewnił mnie, że trafi do swojego pokoju, więc pożegnałam się z nim i poszłam do siebie do domu.
###
Cześć miśki,
Mówiłam, że mam dużo na głowie i teraz rozdziały będą pojawiać się rzadziej, ale dobrze, że cudem zmieściłam się w odstępie dwóch tygodni.
JEŚLI SZANUJESZ MOJĄ PRACĘ = ZOSTAW KOMENTARZ
DZIĘKUJĘ
Jest Sonda na Blog Miesiąca, więc jeśli macie chwilę i dobre serduszko to zagłosujcie. Dziękuję :)
Trzymajcie się ♥

2 komentarze: