niedziela, 7 lutego 2016

8. Należy im się kara.

POV's Lee
Piątek zapowiadał się przecudownie. Już prawie nie przejmowałam się Jessicą, która po prostu mówiła prawdę na mój temat. Właśnie z tego powodu zaczęłam po prostu ograniczać liczbę spożywanych kalorii. Czytałam, że to zawsze pomagało w utracie kilku kilogramów, a jak dołoży się trochę ćwiczeń to efekt będzie szybszy. Ja chciałam tylko zobaczyć piątkę z przodu na wadze.
Jakoś nigdy nie przejmowałam się, gdy na ważeniu w szkole wskazywało sześćdziesiąt trzy kilogramy, a może powinnam zadbać o siebie i faktycznie ważyć chociaż dziesięć kilogramów mniej. To nic takiego, a dla zdrowia też warto się nad tym zastanowić. Może powinnam podziękować Campbell, że mi to uświadomiła. Jedyne co mnie podświadomie bolało to świadomość, że ona wygrała, a ja z Louis'em nie rozmawiałam chociaż zauważyłam, że większość moich myśli fruwało wokół jego osoby.
Dodatkowym zmartwieniem było to, że nadal nie namalowałam obrazu wyrażającego swoje uczucia, a w końcu powinnam. Miałam nawet pomysł na to. Jedyne co umiałam dobrze rysować to samotność, która towarzyszy każdemu człowiekowi przez cały czas. Myślisz, że kogoś masz i że ten ktoś jest dla Ciebie, ale szybko zobaczysz, że się myliłeś. Płótno zostało zaczęte. Właśnie dlatego pojedyncze niebieskie kreski były niechlujnie porozrzucane na białym materiale.
Ocknęłam się, gdy ktoś we mnie rzucił kulką papieru, którą rozwinęłam uprzednio wyjmując ją ze swoich włosów. Było to pismo Niall'a, który siedział w ławce obok razem z Louis'em. Była to pewnego rodzaju zmiana, ponieważ Louis na geografii siedział z Zayn'em, który obecnie rozmawiał z jakąś blondynką prawdopodobnie z Cloe.
Pytał się, czy wychodzę razem z nimi po szkole. Pokazałam karteczkę El z którą obecnie dzieliłam ławkę. Z uśmiechem przytaknęła, więc odpisałam potwierdzającą odpowiedź wraz z uśmiechniętą buźką, której Niall nie lubił w moim wykonaniu. Uważał, że to szczerze nieszczery uśmiech. Odrzuciłam karteczkę. Byłam zdezorientowana, gdy chłopak podsunął ją pod nos Louis'owi i uniósł rękę w górę. Gdy szatyn próbował rozwinąć upierdliwy papierek w tym czasie nauczyciel udzielił głosu blondynowi.
- Proszę pana, Hailey i Louis piszą do siebie miłosne liściki, a ja chciałbym poszerzać swoją wiedzę. - oznajmił z wyśmienicie wyćwiczonym oburzonym tonem pięciolatka. - Mógłby pan im coś powiedzieć?
- Louis, jak źle z tobą jest, gdy już nawet twój zdradziecki przyjaciel na Ciebie nadaje. - odchrząknął po chwili nauczyciel Jackson niepewny tego, czy Niall naprawdę sprzedał chamsko swojego kumpla i przy okazji mnie.
- Ma pan rację. - przyznał Louis ku zaskoczeniu wszystkim. - Niall jest zdradziecką, mściwą blondynką. - prychnął Tomlinson posyłając blondynowi mrożące spojrzenie.
- Należy im się kara. - wtrąciła się zdradziecka, mściwa blondynka, którą chciałam zacząć dusić na środku klasy gołymi rękami.
- Niech Ci będzie sędzio uciśnionych. - westchnął nauczyciel geografii. - Zostaniecie dzisiaj godzinę po lekcjach. Ciesz się Niall.
Wydawałoby się, że blondyn naprawdę się ucieszył, bo na jego ustach widniał ogromny uśmiech, który zamienił się na grymas, kiedy Louis walnął go z otwartej ręki w tył głowy. Coś do niego powiedział na co Niall spojrzał na niego pobłażliwie i powiedział wyniosłym głosem:
- Będziesz mi za to dziękować, Lou.
Spięłam się na jego słowa, bo ksywka chłopaka przypomniała mi o moim sms'owym przyjacielu, którego zdążyłam polubić przez ten czas. Piszemy do siebie już dłuższy czas i na prawdę chciałabym go poznać. Przez chwilę pomyślałam, że może są tą samą osobę, ale przecież nie robiłby tyle zachodu dla jednej osoby.
- Nienawidzę Cię Niall. - szepnęłam do chłopaka patrząc na niego spod przymrużonych oczu.
- Nie odgrywaj bazyliszka. - machnął na mnie lekceważąco dłonią na co otworzyłam usta w geście niezrozumienia. - Podziękujesz mi za to.
- Za kolejną godzinę w areszcie z nim? - spytałam teoretycznie, gdy upewniłam się, że nauczyciel stoi odwrócony do tablicy. - Nie dziękuję. - dodałam fukając na niego.
Kilka ciągnących się w nieskończoność minut później szłam korytarzem obok panny McClair i irytującego Irlandczyka, którego kopnęłam w kostkę zaraz, jak wyszliśmy z klasy. Pora lunchu to bez wątpienia moja ulubiona pora, gdy wszyscy możemy usiąść w spokoju przy stoliku i rozmawiać o wszystkim. Jednak dzisiaj, gdy tylko usiadłam wraz z sałatką owocową i wodą patrzyłam na Niall'a wzrokiem prawdziwego mordercy.
- Wyczuwam nieprzyjemne napięcie. - zaśpiewała Caitlin siadając pomiędzy mną, a chłopakiem, który zadowolony jadł ryż z kurczakiem i warzywami. Oby mu to tak w gardle stanęło. - Opowiedz mi co się stało. - dodała tonem podobnym do jednej z lekarek w głupim serialu o lekarzach.
- Ten idiota skazał mnie na godzinę aresztu z Louis'em. - warknęłam wskazując białym, plastikowym widelcem w stronę chłopaka, który wzruszył bezproblemowo ramionami. - Dlaczego Niall? Myślałam, że mnie lubisz.
- Właśnie dlatego nie mogę dłużej patrzeć, jak się nie odzywacie. - wyjaśnił z cichym westchnięciem. - To już ponad dwa tygodnie, a ja mam dosyć wyjść, kiedy wy najchętniej wycelowalibyście pistoletem w drugą osobę i naciskali spust dopóki, by wam się nie znudziło.
- Nie przesadzaj. - mruknęłam marszcząc czoło. - Ja chętnie wycelowałabym w Jessicę. - dodałam szeroko się uśmiechając, jak wariatka.
- Masz okres? - spytała z niepokojem Jennifer, a ja wywróciłam oczami. Tak, miałam i moje zachowania były naprawdę dwubiegunowe. Byłam osobą, która chodziła, jak tykająca bomba przez kilka dni.
- Dobrze, że ma to znaczy, że Louis nie zrobił nic niewłaściwego. - zaśmiał się Niall, a ja po prostu nadziałam na widelec kawałek banana i rzuciłam nim w chłopaka. Ponowiłam czynność parę razy, gdy Horan zaczął bronić się granatową, plastikową tacką.
- Martwiłabym się na miejscu Jess. - wymamrotałam cicho pod nosem. Jej obelgi były dla mnie cholernie raniące, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać, bo będzie gorzej. Tego nauczyły mnie filmy o liceum, ale musiałam mieć satysfakcję, gdy zobaczy mnie za jakiś czas i pomyśli sobie "Kurde. Lee ma genialną figurę."
- Louis! - usłyszeliśmy krzyk Zayn'a, a gdy się odwróciłam zauważyłam, ja mulat sprzedaje uderzenie w policzek swojemu przyjacielowi, co do końca nie było dla mnie jasne. - Przeprosisz, jasne? - spytał, a gdy szatyn kiwnął lekko głową to Malik uderzył go w drugi policzek ponawiając pytanie.
- Tak! - odkrzyknął Tomlinson i dostał ostatnie uderzenie od Zayn'a, który otarł drugą dłonią niewidzialną łzę.
- Jestem dumny.
- O co chodzi? - spytała Jen wskazując ruchem głowy na stolik, który przyciągnął dosyć duże zainteresowanie. Nie powiem to było dziwne widząc uległego Louis'a.
- Oh, Zayn tak przekonuje Louis'a do swoich racji, których on nie umie pojąć. - zaśmiał się Blue. - Spokojnie to standardowe działania.
- Psychole. - skomentowała Caitlin wkładając do ust czerwoną słomkę, a drugą ręką trzymając podręcznik z psychologii w który wpatrywała się z pełną pasją. Przysunęłam się bliżej Jennifer i razem zrobiłyśmy zaniepokojoną minę w kierunku blondynki.
- Widzisz to? - spytała brunetka.
- Widzę. - potwierdziłam.
- Jest źle.- oznajmiła Parker.
- Oj tak.
Caitlin Morgan miała pewne fazy co do swoich zainteresowań jednak, gdy przewijała się psychologia to, aż się odechciewało nam żyć. Blondynka wtrącała się za bardzo w niektóre sprawy i stawiała diagnozy, które czasami były trafne, ale częściej były niedorzeczne.
- Nie rozumiem. - wtrącił się Niall na co ponownie rzuciłam w niego kawałkiem jabłka. - Hailey, zlituj się.
- Zapomnij. - prychnęłam wkładając kilka kawałków owoców do ust. - Nie chcę z nim spędzać czasu i podkładać się Jessice.
- Jessice Campbell? - spytał Blue, a ja wiedziałam, że nieświadomie się podłożyłam. Wzruszyłam ramionami w geście zobojętnienia i zakończenia tematu.
- Lee o co chodzi? - spytała Caitlin, a mnie szlak trafił. Akurat teraz wróciła do psychologii.
- O nic. - warknęłam ostro chcąc nie spowiadać się im z tego wszystkiego.
- Oczywiście, że o nic. - spojrzałam ostrzegawczo na Niall'a, który tylko niewinnie się uśmiechnął. Uśmiechaj się małpo dopóki masz zęby. - Wychodzimy wszyscy dzisiaj na miasto, spoko?
Każdy przytaknął oprócz mnie. Tak szczerze to nie chciało mi się iść, bo pewnie będzie też Louis, Sussane i Jessica, a ja mam jeszcze resztki mózgu, które wyraźnie krzyczą do mnie, żebym trzymała się od nich z daleka, bo to same kłopoty.
Skończyłam jeść resztki owoców i upiłam łyk wody, którą schowałam do plecaka. Gdy odniosłam tackę to akurat zadzwonił dzwonek, który uświadomił mi, że nie muszę iść na dodatkową lekcję chemii skoro już teraz mogę odbyć karę w areszcie szkolnym, a im szybciej tym lepiej.
Spóźniłam się trochę, ponieważ wywaliłam się na schodach. Moja koordynacja ruchowa nadal pozwala sobie wiele do życzenia. Gdy pojawiłam się w progu klasy zauważyłam już Caitlin, która rzucała papierowe kuleczki w stronę swojego byłego oraz Louis'a, który siedział na swoim zwyczajowym miejscu przy oknie. Postanowiłam usiąść obok blondynki.
- Jak miło znowu widzieć Was wszystkich razem. - westchnął pad Richard Dickson zakładając nogę na nogę i opierając swoją brodę na złączonych dłoniach.
- Też się cieszymy. - prychnął Louis wyjmując swój telefon, pisząc coś na nim. Moje zdziwienie było podwójne, gdy chłopak zmienił kartę SIM. Spięłam się, gdy dostałam dwie wiadomości, bo miałam bardzo złe przeczucie.
- Niall mówił, że będzie ciekawie i mam nie reagować. - dodał nauczyciel, a mnie zemdliło.
Louis: Cześć jestem Lu.
Lu: Cześć jestem Louis.
Zablokowałam telefon wciskając go do kieszeni. Zacisnęłam mocno usta wbijając zęby w dolną wargę. Przymknęłam powieki nie chcąc na nic patrzeć. Kurwa, ale jestem głupia przecież Louis brzmi podobnie do Lu.
- Ty pieprzony idioto. - warknęłam z nadal zamkniętymi oczami. Mój oddech przyspieszył i stał się płytszy. - Powiedz w co ty właściwie ze mną pogrywasz? Co miały dać te smsy?
- Szczerze to sam do końca nie wiem. - odpowiedział, a ja szeroko otworzyłam oczy.
- Zwierzałam się tobie na twój temat? - spytałam dla upewnienia. - Boże osiągnęłam nowy poziom wstydu. - jęknęłam do siebie. - Mam nadzieję, że chociaż wygrałeś olimpiadę. - dodałam patrząc na niego z mordem w oczach.
- A nie możemy po prostu o tym zapomnieć i przejść do tej części w której mi wybaczasz, skaczesz w ramiona i mówisz to co miałaś mi powiedzieć? - spytał retorycznie mam nadzieję, bo musiał przecież zorientować się, że jestem na niego wściekła praktycznie. Brakuje małego zapalnika.
- Czy Ciebie Bóg opuścił? Jak mam o tym zapomnieć. Po cholerę do mnie pisałeś Lu.
- Hailey nie dramatyzuj. - powiedział zaciskając pięści na krawędzi stolika. Oczywiście, że nie wiedział co zrobił. Jak zwykle jego nic nie obchodzi.
- Posłuchaj mnie tak to uważnie. - powiedziałam mniej lub mniej opanowanym głosem. - Jessica pisze do mnie głupie smsy przez Ciebie. Tylko, dlatego, że Cię znam. - wyjaśniłam i oczywiście, że zobaczyłam nie do wierzenie na jego twarzy, bo jakby inaczej. Podałam mu mój telefon. - Sprawdź.
Zobaczyłam jego głupawy uśmiech, gdy zobaczył, że Jessica jest zapisana pod nazwą "suka". Tak wiem bardzo to subtelne. Jednak jego wyraz twarzy zmieniał się, gdy zagłębiał się w dalszą lekturę.
- Nie wierz mi dalej, bo to ja Cię okłamuję. - prychnęłam w jego stronę.
- Ja nie wiedziałem Lee. - zaczął, ale mnie to nawet nie ruszyło.
- Pewnie nie było okazji, żebyście o tym pogadali, bo kiedy? W łóżku? - spytałam z przekąsem, bo cóż po prostu nie mogłam się powstrzymać.
- Czemu mi po prostu nie powiedziałaś tego wcześniej?
- Uwierzyłbyś mi na słowo? - w moim głosie było wyczuć dramaturgię, ale nie przejmowałam się tym. - A nawet gdybym Ci powiedziała to co? Dałbyś jej klapsy? - sarknęłam czując, jak mój głos się załamuję.
- Lee. - powiedział chcąc co dodać, ale pokręciłam przecząco głową.
- Nie Louis. Nie ma żadnego "Lee". Po prostu nie. - jąkałam się w swoich słowach nie wiedząc do końca czego chce.
- Kurwa, przepraszam dobra? - westchnął desperacko.
- Myślisz, że wymuszone przepraszam coś da? - spytałam z kpiną.
- Mam nadzieję, że tak. - przyznał i wydawałoby się szczerze.
- Jesteś głupcem. - zaśmiałam się czując, jak moje oczy robią się mokre. Zamrugałam kilka razy szybko, aby nie być biedna zapłakaną dziewczynką z winy Louis'a Tomlinson'a. Przynajmniej nie kolejny raz.
- Co mam powiedzieć jeszcze? - spytał, a w po jego głosie mogłam stwierdzić, że jest zdenerwowany. Podczas naszej wymiany zdań każdy się na nas patrzył, a my zamaszyście gestykulowaliśmy.
- Nie wiem Louis, Lucas. Nie znam Cię. Nigdy nie znałam, a teraz nie chcę mieć z Tobą za wiele wspólnego, bo okazuję się, że małe dobro, które w Tobie było, wyparło. Puff nie ma. - mówiąc to głos zaczął mi się łamać.
- Po prostu mi wybacz. - powiedział trochę cicho. Nie dziwię się. Krępujące było to, że każdy nam się przysłuchiwał, ale wiedziałam, że jeśli teraz tego nie powiemy to nigdy.
- Którą rzecz mam Ci wybaczyć?
- Wszystko, Lee.
- Nie chcę. Wiem, że to bezcelowe. Jessica nadal będzie pisać to wszystko, a Ty będziesz tego powodem. Smutne jest to, że nawet nie wiem czemu akurat do mnie wypisuje. - zaśmiałam się histerycznie. - Może dlatego, że ma rację. Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. Chcę być z dala od kłopotów, a Ty to jeden wielki kłopot.
- Mówię przepraszam po raz setny. Tym razem jest to szczere. - powiedział zaciskając szczękę.
- Nie interesuje mnie to. - westchnęłam. - Mogę powiedzieć, że spoko, ale nie będzie spoko i nie zmieni się to od tak. - dodałam pstrykając palcami na zakończenie.
- Spędź ze mną weekend i wtedy podejmij osąd. - zaproponował, a ja spojrzałam z desperacją na Caitlin, która kiwnęła potwierdzająco głową.
- Zgódź się. - podszepnęła mi.
- Będę tego tak bardzo żałować, ale przynajmniej nie będę myśleć co by było gdyby. - rozważałam to na głos i może byłam szalona trochę za bardzo, ale kiwnęłam potwierdzająco głową. - Niech będzie.
Masz czterdzieści osiem godzin, aby zmienić moje zdanie.
- Okej to wydaje się być fair. - oznajmił. - Nie pożałujesz. - dodał obiecując.
- Nie oczekuj cudów Tomlinson. - stwierdziłam oczywistą prawdę, bo praktycznie nic nie mogło zmienić mojego zdania.
Nie chciałam wybaczać chłopakowi, który uznał mnie za ten puszczalski typ dziewczyny w sumie wiedząc, że nadal jestem dziewicą. Nie chciałam wybaczać Louis'owi, który był Lucas'em albo na odwrót. Nie interesowało mnie to zbytnio. Okłamał mnie to się liczyło. Jednak bardziej bolało mnie to, że ja naprawdę polubiłam Lu, który wydawał mi się być prawdziwy ze swoimi kłopotami.
- Nie oczekuję cudów. Oczekuję wybaczenia za moje przewinienia.
- Z powodu Niall'a i CoCo? - spytałam wiedząc, że ta dwójka cały czas truła mu głowę moją osobę.
- Też. - przyznał. Przynajmniej teraz mnie nie okłamuję.
&
Po solidnym okłamaniu rodziców, że nocuję dzisiaj u Caitlin wyszłam z domu i rzucając torbę na tylne siedzenie samochodu Louis'a wskoczyłam do auta trochę za mocno trzaskając drzwiami za co dostałam ostrzegawcze spojrzenie.
- Gdzie jedziemy? - spytałam. Zastanawiające jest to, że chłopak jeszcze mnie nie miał dosyć, a starałam się wyczerpać jego pokłady cierpliwości na każdy możliwy sposób.
- Zobaczysz. - westchnął mocniej zaciskając palce na kierownicy. Wzruszyłam ramionami i dorwałam się do radia zmieniając stację. Śpiewałam, a raczej fałszowałam pod nosem. Przeważnie refren, bo reszty nigdy nie pamiętałam.
- Gdzie jedziemy? - ponowiłam swoje pytanie pół godziny później, gdy już wystarczająco się znudziłam.
- W przeszłość. - odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi, bo co? - Spokojnie, zobaczysz. - dodał wracając do początku.
Podjechaliśmy na to samo stare osiedle, gdzie jedliśmy późną niezdrową kolację. Wysiedliśmy z samochodu, a ja posłusznie poszłam za nim do jednego z bloków. Chłopak szedł z puszką piwa w dłoni, którą automatycznie otworzył.
Po wejściu na ostatnie piętro usiadł pod jakimś drzwiami i upił łyk z puszki, którą następnie mi podał. Usiadłam obok niego odbierając piwo, którego się napiłam. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, a ja nie miałam bladego pojęcia co on zamierza zrobić.
- Tutaj mieszkaliśmy do mojego dziesiątego roku życia. - zaczął odbierając mi puszkę z rąk. Wypił alkohol do końca po czym wyjął paczkę papierosów. Poruszyłam się niespokojnie, gdy podawał mi jednego, ale w końcu podpaliłam fajkę i chciałam usłyszeć dalszą część historii.  - Byliśmy zwyczajni. Wiesz rodzice ledwo wiązali koniec z końcem, ale był to dom w którym było czuć to rodzinne ciepło. - kiwnęłam głową mniej więcej rozumiejąc co mówi. - Gdy urodziła się moja młodsza siostra Charlotte to tata dostał awans, więc przeprowadziliśmy się w bogatsze rejony.
- Mam rozumieć, że byłeś tylko dzieciakiem z bloku? - spytałam chcąc się upewnić, że nie bez powodu stał się taki jaki jest.
- Tak. - zaśmiał się. - Byłem.
- Więc co się zmieniło?
- Awans ojca zmienił wszystko. - wzruszył ramionami wstając. Z kieszeni wyjął kilka funtów, które położył na wycieraczce naprzeciwko nas, a następnie zadzwonił dzwonkiem do drzwi biegnąc jak najszybciej w dół po schodach.
Wypadłam chwilę później po nim, ponieważ moja kondycja była beznadziejna, ale tak to jest jak omija się lekcje wychowania fizycznego. Wróciliśmy do samochodu, a Louis wrócił się w stronę centrum miasta.
Tym razem byłam spokojniejsza, a na mojej twarzy błąkał się uśmiech, bo w końcu zrozumiałam co chciał zrobić. Chciał, abym go poznała. Uważał, że to jedyny sposób abym mu wybaczyła i powiedzmy szczerze, że był na dobrej drodze co do tej teorii.
Louis chyba też stał się spokojniejszy, ponieważ nie zaciskał już tak mocno rąk na kierownicy, a jego niebieskie oczy nie były takie spłoszone. Może czasami lepiej jest mieć kogoś kto będzie mógł Cię wysłuchać i nie osądzać. Wyglądał tak bezbronnie, gdy był niedogolony, a jego włosy, które przeważnie były idealnie ułożone teraz sterczały na wszystkie strony. Dodatkowo uchylone usta, które chciało się pocałować.
Speszona spuściłam głowę w dół, bo to zdecydowanie nie wróżyło nic dobrego. Zauważyłam, że ostatnio po prostu za dużo myślę o tym chłopaku, a wiadomo, że każdy szkolny zły chłopczyk ma swoją reputację, której nie chce stracić.
Wysiedliśmy na jakimś parkingu, który był przeznaczony dla jednej z firm, jak się okazało Louis bez problemu wprowadził nas do budynku. Przywitał się z ochroniarzem i coś mu powiedział, a ten tylko skinął głową. Wyjechaliśmy windą na chyba najwyższe piętro. Louis zaprowadził mnie na sam koniec korytarza i otworzył drzwi, które ku mojego zaskoczenia nie były zamknięte na klucz. Jak widać szanowny pan tego gabinetu powinien to robić.
- To gabinet mojego ojca. - oznajmił chłopak podchodząc do okna, które było całą ścianą. Widok stąd był niesamowity i zapierający dech w piersiach. Od małego kochałam widok świateł w ciemności, a teraz było to tak dobrze widać.
- Co tutaj się wydarzyło? - spytałam podchodząc do okna. Jednak chwilę potem dałam sobie w twarz, ponieważ nie powinnam poganiać go. To, że opowiada to wszystko już chyba coś znaczy.
- Tutaj był koniec wszystkiego. - powiedział, a ja obróciłam głowę przez ramię, aby zobaczyć chłopaka, który siedział w fotelu. Również patrzył na miasto. - Miałem niecałe szesnaście lat, gdy zobaczyłem, jak mój ojciec pieprzy się z jakąś pracownicą. Uprosił mnie, żebym nie mówił matce. Głupi go posłuchałem, bo przecież chciałem mieć rodzinę w komplecie. Obiecywał, że to się nie powtórzy, a ta kobieta została zwolniona. - Louis zamilknął na chwilę i można było usłyszeć jego przyspieszony oddech.
Nie pewnie do niego podeszłam i położyłam swoją dłoń na jego ramieniu. Wzdrygnął się, ale nie odtrącił jej. Zamiast tego położył swoje zimne dłonie na moich biodrach i przyciągnął tak, że na nim usiadłam. Lekko spanikowałam, ponieważ nadal nie schudłam, a on dotknął tego tłuszczu na biodrach, a teraz siedzę na nim prawdopodobnie miażdżąc go.
- Kilka miesięcy później poszedłem do firmy, bo potrzebowałem pieniędzy na wypad z kumplami. Sekretarki nie było, więc bez problemu przeszedłem przez recepcję i wszedłem do gabinetu bez pukania, jak zwykle. - opowiadał drżącym głosem przyciągając mnie bliżej.
Dopiero teraz zrozumiałam, że nie chce, abym widziała, jak bardzo jego oczy są szkliste. Objęłam dłońmi jego klatkę piersiową, a on położył swoją głowę na moim ramieniu. Jego zarost drażnił moją skórę.
- Tym razem zastałem go, jak sekretarka mu obciągała. Wpadłem w furię, bo przecież obiecywał. Właśnie wtedy nauczyłem się, że obietnice są gówno warte. Oczywiste było to, że moja naiwność wtedy była niezwykle duża, więc postanowiłem dać mu ostatnią szansę.
- Louis nie musisz dalej mówić. - wyszeptałam czując, że to jeszcze nie koniec. Czułam na ramieniu, jak przecząco kręci głową.
- Kilka dni później czekałem na niego w jego gabinecie. On był na jakimś spotkaniu. Sekretarka weszła, jak do siebie w długim płaszczu. Miała chyba na imię Mellody. Zdjęła płaszcz i była w samej bieliźnie. Na początku mnie nie zauważyła, bo siedziałem koło stołu, bo paliłem papierosa. Miała cholernie ładne ciało. Gdy mnie zobaczyła nie zakryła się. Skracając pieprzyłem ją w tym gabinecie. Ojciec się o wszystkim dowiedział. Każdy inny byłby wściekły, ale on był dumny. - prychnął, a mi zrobiło się słabo, bo Louis opowiedział mi po części historię o swoim pierwszym razie.
- Jak jest teraz? - spytałam lekko się wiercąc. Jego jedna dłoń wylądowała na moich plecach.
- Matka się dowiedziała i zdradzają się nawzajem. Możesz się śmiać, ale uwierz rodzina to zawsze jest coś na co możesz liczyć, a u mnie to jest tak bardzo toksyczne. Chyba to mogło mnie w pewien sposób zmienić. - wytłumaczył zaciskając dłoń na mojej talii. Skrzywiłam się, ale nic nie powiedziałam.
Po kilku minutach ciszy podniosłam się z jego klatki piersiowej, a on się odsunął. Na jego policzku widniała łza, którą otarłam wskazujący palcem. Lekko się uśmiechnęłam, a po chwili zesztywniałam, bo zdałam sobie sprawę, jak jego twarz jest blisko mojej. Odchrząknęłam niezręcznie.
Jednak Louis pochylił się i dotknął swoimi ustami moje. Poruszył lekko swoimi wargami, a ja niepewnie zrobiłam to samo co on. Jego zarost dawał trochę brutalne wrażenie. Moje dłonie chwyciły kurczowo jego czarną koszulkę. Lubiłam jego usta, ponieważ były, jak sos słodko-kwaśny. Były brutalne, ale miękkie. Idealne, ale nie pasowały do moich, a mimo wszystko uwielbiałam zapamiętywać ich kształt, miękkość i każdy jeden ruch.
Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, które była trochę opuchnięta. Uchyliłam usta, a on chwycił swoimi moją dolną wargę i zassał ją. To uczucie, jego dotyk był tak dobry. Puścił ją, a ja siedziałam na jego kolanach nie do końca pewna co mam zrobić, więc na początek oderwałam ręce od jego koszulki.
- Uważasz, że jak mnie pocałujesz to Ci wybaczę? - spytałam mając nadzieję, że rozładuję trochę atmosferę, ale najwidoczniej się przeliczyłam.
- Nie po prostu chciałem to zrobić. - wzruszył ramionami, ale na jego ustach błąkał się uśmiech. - Pamiętasz, jak graliśmy w pokera?
-Tak. - przytaknęłam nie wiedząc do końca o co mu chodzi.
- Moim życzeniem jest to, żebyś mi wybaczyła. - oznajmił, a ja zmrużyłam oczy, bo to było nie do końca czyste zagranie. - Ja spełniłem Twoje  życzenie na razie w połowie. Poznałaś moją przeszłość w większym stopniu, ale wszystkiego się dowiesz.
- Cholera. - mruknęłam pod nosem. - Okej, kurwa, okej.
Louis zaśmiał się pod nosem z moich przekleństw, a chwilę potem wstaliśmy z wygodnego fotela uprzednio robiąc zdjęcie tego pięknego widoku, wyszliśmy z firmy żegnając się z ochroniarzem. Nie miałam bladego pojęcia, gdzie teraz jedziemy. Było już późno, a drogi mimo wszystko trochę opustoszały, co było dziwne, ponieważ jest sobota, a na chodniku po mojej stronie jakaś nastolatka właśnie rzyga.
- Jedziemy coś zjeść? - spytał Louis, a ja odruchowo spojrzałam na godzinę w telefonie, który trzymałam w dłoni odkąd zrobiłam zdjęcie panoramy z gabinetu jego ojca. Dwudziesta trzecia. To za późno na jedzenie.
- Nie jestem głodna. - odpowiedziałam wkładając telefon do kieszeni spodni.
- Skoro tak mówisz. - mruknął pod nosem.
Podjechaliśmy do jakieś knajpki, która wyglądała, jak jedna z tych miejscówek w amerykańskich filmach w stanie Texas. Louis zamówił sobie na wynos dużego hamburgera z frytkami i colą, a mi milkshake waniliowego mimo iż go o to nie prosiłam.
- Gdzie będziemy spać? - spytałam przeciągając się na fotelu pasażera. Podziwiałam go za to, że umiał jechać samochodem i w tym samym czasie pić napój, a w międzyczasie wpychać do ust frytki.
- Do Portsmouth. - powiedział Tomlinson, a ja myślałam, że chyba się przesłyszałam. Widząc moją minę cicho się zaśmiał. - Mamy tam mieszkanie blisko plaży. - wyjaśnił, a ja zastanawiałam się czy mówi serio, bo w końcu jest już październik pomijając, że w Anglii zawsze jest zimno.
Półtorej godziny później byliśmy już na miejscu po jednym z hoteli. Zaskoczona nic nie mówiłam tylko wzięłam swoją torbę. Poszłam za chłopakiem, który odebrał w lobby klucz do jednego z pokoi. Wyjechaliśmy windą na czwarte piętro i od razu na przeciwko weszliśmy do jednego z mieszkań, które były zwyczajne i akurat to składało się z takiego, jakby salonu z kuchnią oraz łazienki i sypialni. W sumie po co więcej.
Weszłam do sypialni, gdzie rzuciłam torbę koło dużej czarnej szafy. Rzuciłam się na dwuosobowe łóżko i ono było takie wygodne. Rozejrzałam się w popłochu. W salonie stoi sofa, więc nie musimy spać w jednym łóżku. Nie żeby Louis chciał cokolwiek zrobić.
Właściciel mieszkania obecnie grzebał w barku chcąc się prawdopodobnie napić czegoś mocniejszego. Nie byłam do końca pewna czemu akurat tutaj przyjechaliśmy i trochę głupio było mi go na siłę wypytywać. W końcu dorwał jakąś butelkę, a chwilę potem usiadł obok mnie na łóżku z nią i dwoma szklankami. Nalał alkoholu i podał mi jedną z kwadratowych szklanek.
- Więc? - spytałam chcąc, aby wyjaśnił mi czemu przyjechaliśmy do Portsmouth.
- Tutaj, gdy miałem osiemnaście lat matka po raz pierwszy prawdopodobnie zdradziła mojego ojca. - oznajmił, a ja się skrzywiłam, bo jeśli w tym łóżku to ja wybieram kanapę w salonokuchni. - Nie dosłownie tutaj. - wyjaśnił. - Dodatkowo poznałem tutaj nieciekawe towarzystwo, które wpłynęło na to wszystko.
Nie mogłam się powstrzymać i mimo wszystko ziewnęłam mocno. Louis to zauważył, więc odebrał mi alkohol i uznał, że powinniśmy się trochę przespać. Wykonałam więc wieczorna toaletę, a potem przebrałam się w szare dresy i tego samego koloru podkoszulek, który był rozmiar większy.
Położyłam się po lewej stronie łóżka z nadzieją, że szatyn zadowoli się prawą. Louis przyszedł kilak minut później ubrany tylko w długie, czarne dresy. Jego linia V była ładnie zarysowana, więc odwróciłam wzrok póki nie byłam czerwona, jak pomidor. Położył się po drugiej stronie bez zastrzeżeń. Mruknęłam ciche dobranoc i odwróciłam się na tyłem do niego.
- Dobranoc Lee. - usłyszałam i uśmiechnęłam się, bo nadal uważam, że moje imię brzmi w jego ustach najlepiej na świecie.
&
Obudziłam się rano przez promienie słońca, które drażniły moje zamknięte powieki. Było mi zimno, ale jak się okazało to przez to, że kołdra została przez nas skopana w dół. Jednak bardziej zdziwiło mnie to, że moja noga była przerzucona przez ciało Tomlinsona. Przygryzłam lekko wargę, gdy zobaczyłam jego dużą dłoń na moim równie dużym udzie.
Wstałam z łóżka i wyjmując papierosa z paczki, która leżała na stole w kuchni wyszłam na balkon, gdzie zapaliłam jednego. Widok był piękny, a zimno uderzało w całe moje ciało, ale nie przeszkadzało mi to, a obecne promienie słońca nie przeszkadzały mi, jak kilka minut temu. Przeczesałam dłonią włosy, które były jednym wielkim bałaganem tak, jak moje myśli.
Na balkon wszedł zaspany Tomlinson z papierosem w ustach. Odpalił go od mojej fajki, a łokciami oparł się o czarną, żelazną balustradę. Odchrząknęłam, aby pozbyć się porannej chrypki i nie byłam do końca pewna swojego głosu.
 - Dzień dobry, jak się spało? - spytał Louis wyprzedzając mnie.
- Dobry, dobrze. - odpowiedziałam lekko się uśmiechając. - Tu jest ładniej niż w Londynie. - westchnęłam patrząc na to, jak turyści i mieszkańcy spacerowali już po plaży. Dla mnie Londyn był przereklamowany, ale to pewnie dlatego, że w nim mieszkałam. Inaczej to miasto ma w sobie urok. Nie powiem, że nie.
- Spokojniej. To na pewno. Chodźmy na śniadanie. Umieram z głodu. - burknął gasząc papierosa na ogrodzeniu i rzucił go w dół, gdzie upadł w krzaki. Powtórzyłam jego ruchy.
- Zostaję w pokoju. Nie jestem głodna. - oznajmiłam rzucając się na łóżko i przykrywając białą, puszystą kołderką. Obserwowałam, jak ubiera swoje vansy i jakiś podkoszulek, który był trochę wymięty.
- Zaraz wrócę sweetie! - usłyszałam krzyk Louis'a, a po chwili trzask drzwi. Uśmiechnęłam się do siebie i wtuliłam w poduszkę na której spał Tomlinson. Było czuć jego perfumy.
##
Cześć,
Tak zastanawiam się co ja piszę? Cóż jeśli Ci się podoba i doceniasz moją pracę to zostaw komentarz ♥


17 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Uwielbiam cię

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na nexta jak zawsze niecierpliwie :D. Ten rozdział jest niesamowity O.o <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie się pogodzili. Nie mogę się doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo dawaj następny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajnie piszesz ;)
    Z góry przepraszam za spam, ale jeżeli masz chwilę wolnego czasu to zapraszam na bloga z moim nowym opowiadaniem http://rose-incredible-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. No, no, no. Cos sie chyba kroi? ;) Swietny rozdzal :) Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Same anonimy :'D komentują. To ja nie będę gorsza. Czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Dodasz dziś rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  10. Odpowiedzi
    1. Postaram sie jak najszybciej ale nie chce nic obiecywać

      Usuń
  11. Jest tak dobrze, że tooczywiste, że wszystko za chwilę się zepsuje ;) znalazłam ten blog kilka dni temu i się wciągnęłam. Najpierw o Kat i Zoey, a teraz to ;) czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  12. Dodasz cos w niedziele? Jeden rozdzial czy dwa? :)

    OdpowiedzUsuń
  13. ... Czekam na nexta XD. Ale bez ciśnienia czasu po prostu nie ma albo weny. Zrozumiałe

    OdpowiedzUsuń